Cały film funkcjonuje niezwykle spójnie, wszystko płynie w tym samym rytmie, spokojny nurt porywa, kołysze i spokojnie opowiada. Bez nacisku i bez budy, bo film lśni oryginalnością, świeżością, nowym pomysłem i chęcią opowiedzenia czegoś, czego nie da się wyrazić słowem- i tu wchodzi w grę język filmowy: obraz, dźwięk, montaż- a te elementy po prostu w tym filmie tańczą jakiś wspólny, piękny taniec- tak bym to określił.
Postać Cheynney’a w wykonaniu Penna- wzruszająca, wykonana skromnie, pokornie z wielkim wyczuciem, wzbudza wielką sympatię widza, interesuje i ciekawi.
Oglądanie tego było wielką przyjemnością, a nawet odprężeniem- i choć byłem zmęczony, spokojny rytm filmu mnie nie uśpił, tylko rozbudził- rozbudził duszę.