Od czasu do czasu po prostu muszę natrafić na jakiś kiepski horror. Kino wszak ograło już niemal wszystko, a każdy kolejny twór jest rekonstrukcją poprzednich. W przypadku tegorocznego „Wybawienia” można mówić o nieudanej kalce z filmów o opętaniach. Tytuł ten z pewnością zagości wśród najsłabszych produkcji, jakie obejrzałam w tym roku.
Zmagająca się z licznymi problemami rodzina staje się celem działań sił paranormalnych. Na ciele dzieci pojawiają się znikąd siniaki, zupełnie nie pamiętają, co się im stało, a wszystkie tropy wskazują na matkę-alkoholiczkę, która nie wyrabia w opiece nad trójką rodzeństwa i własną chorą rodzicielką, dodatkowo zmagając się z problemami finansowymi. Jednak w ich domu tli się jakaś mroczna siła, czyhająca na życie mieszkańców… Czy można być wybawionym od równie potężnych złych mocy?
Zarysowanie tematyki tego horroru brzmi ciekawie. Jednak nim fabuła choćby dotrze w rejony swego głównego punktu programu, nasłuchać się można tony przewleczonych scenek rodzajowych. Bo dzieciom jest trudno, bo babcia się leczy, bo główna bohaterka, choć nie daje rady, to robi co może, a każdy i tak ją obwinia. Przegadany dramat, który wcale nie sprawia, że przedstawieni bohaterowie jakkolwiek mogą zainteresować widza. Gdy jednak już się zaczynają dziać niewyobrażalne rzeczy… show zmienia się w kliszową historię z egzorcyzmami, uzdrawiającą mocą Jezusa oraz pustymi frazesami ze strony pozornie przemieniających się postaci. Odnajdywanie wiary, odnajdywaniem wiary, ale tutaj wypada to przerysowanie, tandetnie, a w dodatku kompletnie bezsensownie.
Nad warstwą techniczną można by się było naprawdę poznęcać. Kadry są nijakie, za to mają koszmarne problemy z oświetleniem i jakością obrazu. Gdy robi się ciemno, cały obraz wygląda jak żywcem wyjęty z jakiejś telewizyjnej produkcji sprzed kilkudziesięciu lat. Wszystko słabo widać, a muzyka towarzysząca scenom zupełnie ginie w równie kiepsko nakręconej produkcji. Problem stanowią również efekty specjalne. Z niektórych wieje kicz, z innych może nie w pełni, ale główny zarzut z mojej strony to próba upchnięcia kopii niemal wszystkich kultowych scen z filmów o egzorcystach w raptem pół godziny. W pewnym momencie dzieje się wszystko na raz, choć nie ma to absolutnie żadnego sensu, a już na pewno nie jest potrzebne. Aktorzy też się tak naprawdę nie popisali. Miejscami wygląda to niemal tak, jakby grali za karę. Na wyróżnienie zasługuje wyłącznie Glenn Close, która potrafi zwrócić na siebie uwagę i kompletnie kraść sceny, w których się pojawia.
Naprawdę odradzam sięganie po „Wybawienie”. Gwarantuję, że wszystko to już kiedyś widzieliście w lepszej i łatwiej przyswajalnej formie. Ostateczna ocena: 2/10, absolutna strata czasu, która może wyłącznie wynudzić i potężnie zmęczyć.