Ktoś uparł się by połączyć komedię sensacyjną z filmem szpiegowskim, a przy tym wysmażyć pastisz przygód filmów o Bondzie czy Bournie. Sporo grzybów w barszcz i w efekcie smak wyszedł nijaki.
Jak na komedię tylko pozornie śmieszne (raptem kilka fajnych żartów), jak na film akcji – mocno oklepanie (nudna, wałkowana do znudzenia scena pościgu samochodowego, choć ta w samolocie całkiem fajna), jak na pastisz mrugnięć okiem mało (choć są – choćby ta, w której Criuse wyłania się z wody niczym Craig w „Casino Royale”).
Średnio to wypada, tym bardziej, że aktorzy zupełnie nie pomagają. Diaz stroi się na idiotkę i przeraża uśmiechem Jokera, a Cruise w n-tym już filmie pokazuje, że używa najlepszej pasty szczerząc zęby w co drugiej scenie. Reżyser James Mangold próbował być dla odmiany „super cool”, a wysmażył najsłabszy film w swej karierze. Widać uśmiech od ucha do ucha nie jest gwarancją sukcesu…
Moja ocena - 4/10