PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=502282}

Wybuchowa para

Knight and Day
2010
6,2 74 tys. ocen
6,2 10 1 73695
4,5 17 krytyków
Wybuchowa para
powrót do forum filmu Wybuchowa para

someday...

ocenił(a) film na 8

Naprawdę nie rozumiem czemu film Jamesa Mangolda zupełnie nie poradził sobie w amerykańskim box-office. Osiągnięte niecałe
75 milionów dolarów jak na produkcję, nakręconą za prawie 120 milionów, to jednak spore rozczarowanie. Ciężko szukać głównej
przyczyny dlaczego tak się stało, bo z pewnością jest ich wiele. Być może widzowie przestali darzyć Cruise’a sympatią przez jego
ekscesy z ostatnich kilkunastu miesięcy (w tym wiarę w obce dusze z kosmosu i inne ciekawe sprawy), i nie jest już on takim
magnesem dla filmów, jakim był kiedyś. Może to też przez podobieństwo „Wybuchowej Pary” do kilku niedawnych filmów takich jak
„Nocna randka” czy „Pan i Pani Kiler”, a w szczególności bardzo znanego „Mr. & Mrs. Smith” i przez to, że widzowie nie chcą dwa razy
oglądać prawie tych samych historii. A może to przez dziwny i nie wiele mówiący tytuł „Knight and Day” nie udało się przyciągnąć aż
tylu widzów do kin? Faktem jest jednak to, że produkcja Jamesa Mangolda miała wszystko by stać się wielkim wakacyjnym hitem.
Jej wpadka pokazuje natomiast jak nieprzewidywalny bywa los i że nie ma czegoś takiego jak przepis na sukces, bo nawet najlepiej
przyrządzony obraz może nie trafić w gusta publiczności, a (oględnie powiedziawszy) taki przeciętniak jak „Starcie tytanów”, zgarnie w
kasach kin zdecydowanie więcej.

„Wybuchowa para” to świetnie przyrządzony film akcji do którego praktycznie nie ma się o co przyczepić, oczywiście jeśli lubi się tego
typu rozrywkę i potrafi się przymknąć oko na typowe dla takiego kina naciągnięcia, nielogiczności i zagrywki. Jeśli nie razi nas
niezniszczalność bohaterów, ich niezwykłe szczęście, wyczucie czasu i tak dalej, to bez problemu i z wielką przyjemnością popłyniemy
z tym obrazem. Sporo tutaj zawrotnych i przesadzonych, choć nie przeszarżowanych scen akcji (pościg samochodowy, strzelanina w
magazynie, ucieczka motocyklem, atak na wyspie itd.), które chwilami wgniatają w fotel, a ponieważ są dobrze nakręcone (kamera
nie lata jak oszalała) ogląda się je z przyjemnością. Co ciekawe i co nie zdarza się za często, gdyby tylko twórcy tego zapragnęli,
takich scen mogłoby być znacznie więcej, bo o kilku jedynie wiemy, że się rozegrały, ale ich nie widzimy, bo akurat w tym czasie
główna bohaterka June, której oczami śledzimy tę historię, albo traci przytomność, albo jest uśpiona przez Roya i film się na te chwile
urywa. Swoją drogą dzięki temu zabiegowi udało się twórcom stworzyć kilka naprawdę zabawnych scen i ten brak kolejnych
pościgów tylko filmowi wyszedł na dobre. Bo przywołując znane przysłowie: co za dużo, to nie zdrowo.

Sporo w tej produkcji bardzo udanego i nieskrępowanego humoru, dzięki któremu seans przebiega jeszcze ciekawiej niż gdybyśmy
mieli oglądać tylko same pościgi i kolejne wybuchy. Twórcy oferują nam żart sytuacyjny jak i słowny, który prawie zawsze się udaje.
Potrafią też utrzymać go na odpowiednim poziomie i nie schodzić poniżej przyzwoitej średniej. Ponadto sami nie traktują tej
opowieści zbytnio poważnie (choć co ważne się z niej nie wyśmiewają), dzięki czemu udaje się im uniknąć okropnego i nieznośnego
w takich produkcjach patosu, napuszenia i podniosłości. „Wybuchowa para” to nie komedia z dodatkiem akcji jak chociażby
niedawna „Nocna randka”, tylko lekki i bardzo przyjemny blockbuster, który co najważniejsze nie udaje, że jest czymś więcej i nawet
nie próbuje być. Udaje mu się też – co wcale nie jest takie proste jak można łatwo zauważyć po innych tegorocznych, nieudanych
blockbusterach – płynnie połączyć dynamiczne sceny akcji z wolniejszymi momentami, przeznaczonymi na odrobinę rozmów
pomiędzy bohaterami, w czasie których możemy odpocząć od kolejnych pościgów i trochę bliżej ich poznać. Co ważne, chwile te nie
są nudne, nie zwalniają zbytnio całego filmu, a dialogi, którymi posługują się bohaterowie nie rażą, nie denerwują swoją prostotą i
słucha się ich bez większego poirytowania .

Świetnie w tej produkcji wypadli również aktorzy – Tom Cruise i Cameron Diaz. Oboje bardzo dobrze odnaleźli się w swych rolach,
wyczuli cały film, dzięki czemu oglądanie ich na dużym ekranie przez prawie dwie godziny jest przyjemnością. Cruise przez cały film
biega, skacze, strzela i bije się jakby czas się dla niego zatrzymał gdzieś w okolicach pierwszego „Mission: Impossible”. Jego
bohater podobnie jak on sam jest przerażająco optymistyczny, pewny siebie i bardzo impulsywny. Również Diaz spisała się świetnie
i choć za nią specjalnie nie przepadam, to w roli trochę zakręconej June, która przez przypadek zostaje wciągnięta w niemałe
zamieszanie, bardzo mi się podobała. Udało jej się nie przesadzić ze swoją rolą i nie zrobić z bohaterki irytującej i głupiutkiej
blondynki, której mielibyśmy dosyć już po pierwszych minutach od jej poznania. Co więcej przez cały seans między tą dwójką
wyczuwalna jest (coraz silniejsza) chemia, która podnosi temperaturę i powoduje, że film ten ogląda się jeszcze lepiej. I już na sam
koniec koniecznie muszę jeszcze napisać o fantastycznej muzyce Johna Powella, która jest obecna praktycznie we wszystkich
scenach i bardzo sprawnie podkręca napięcie (i/lub) tworzy przyjemny klimat. Powell choć w większości pisze muzykę właśnie do
filmów akcji oraz kolejnych animacji, i ma na koncie już wiele tego typu soundtracków, nadal potrafi skomponować chwytliwą,
niezwykle żywą i chwilami zaskakującą muzykę, która choć utrzymana jest w tym samym klimacie co jego poprzednie prace, to jednak
różni się od nich na tyle, by można było ją uznać za ciekawą i świeżą.

Podsumowując: naprawdę kawał dobrego, letniego kina, wart zobaczenia.

8/10