Scenariusz schematyczny, ale to zacny klasyk lat 80. z kilkoma ponadczasowymi cytatami.
Jeden szczegół: frapująca jest postać Tilghmana (rola Kevina Tighe), właściciela "Double Deuce". Przez cały film postać wyraźnie prowadzona jak klasyczny czarny charakter - cwaniaczek o krzywym uśmiechu i niejasnych intencjach. Byłem przekonany, że w tak schematycznym filmie musi to się skończyć jego zdradą pod koniec. A tymczasem aż do końca był konsekwentnie wśród good guys. Celowa zmyłka czy niedopatrzenie reżysera?