Film bardzo dobry; smutne to, że taki tragiczny los spotkał wielu bohaterów. Oraz doskonały obraz niektórych indywidualności naszego społeczeństwa. Nie jesteśmy solidarni, niektórzy z nas zniszczą innych, swoich rodaków, aby się wybić.
Obecnie działania zbrojnego podziemia arbitralnie uznano (w 1997 r. na sesji historycznej Wojna domowa czy nowa okupacja Polski po 1944 r.) za "powstanie antykomunistyczne", zamiast wcześniejszego traktowania jako wojny domowej. Podstawą miał być udział Armii Czerwonej, jako siły zewnętrznej. Zmienia to optykę podejścia do konfliktu na czarno-białą. Każde działanie przeciwko "komunistom" stało się usprawiedliwione.
Piszesz "[...] smutne to, że taki tragiczny los spotkał wielu bohaterów". Może warto zastanowić się nad tragicznym losem innych uczestników, zwłaszcza cywilów.
"Obecnie szacuje się, że w wojnie domowej w latach 1944-47 uczestniczyło po obu stronach około 450 tys. ludzi. Według ostatnio publikowanych danych, w 1945 r. w lesie pozostawało 13-17 tys. osób, rok później ok. 8,6-8,8 tys., po amnestii zaś, w latach 1947-1950 działalność prowadziło do 1,8 tys. Po 1950 r. walkę z bronią w ręku kontynuowało 250-400 ludzi, tworząc dwu-, trzyosobowe oddziały.
W latach wojny domowej 1944-47 z rąk powojennego podziemia antykomunistycznego zginęło 4018 milicjantów, 495 ormowców, 1616 funkcjonariuszy UB oraz 3729 żołnierzy Wojska Polskiego, Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Wojsk Ochrony Pogranicza. Ofiar wśród cywilów było niewiele mniej: 5143 osoby, w w tym 2655 rolników i 691 gospodyń domowych oraz 187 dzieci do lat 14. Łącznie ok. 15 tys. osób. Zginęło też 1980 żołnierzy Armii Czerwonej, głównie powracający z wojny do kraju.
Ocenia się, że zabitych zostało 7672 leśnych , według niezweryfikowanych danych w latach 1944-1954 za przestępstwa polityczne skazano na karę śmierci ok. 5 tys. osób, z czego ponad połowę wyroków wykonano. Bratobójcza wojna pochłonęła więc co najmniej 25 tys. ofiar, nie wliczając w to trwale okaleczonych.Ofiary były więc po obu stronach i tego nie chcą uznać ci, którzy wnosili o ustanowienie i uchwalili 1 marca tzw. Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych.
źródło: Irena Tańska, Wojna domowa w Polsce 1944-47, wyd. Comandor, Warszawa, 1998".
Zbrojne podziemie nie było monolitem, centralnie zarządzanym i realizującym plan militarny. To nie było Państwo Podziemne, jak podczas okupacji niemieckiej. Bilans liczebności walczących i strat zadanych "stojącym po stronie władzy" wskazuje na metody. To nie były bitwy, lecz ataki na małe posterunki, zasadzki na patrole, czy transporty. Zamiast szczytnego celu walki o wolną Polskę (co też nie jest wolne od ideologii), pozostało trwanie w podziemiu i owe akcje w dużej mierze miały zapewnić amunicję, żywność, czy odzież. A to wszystko na tle podobnych działań ewidentnych przestępców. Wojna sprawiła, że życie ludzkie potaniało, pojawiły się całe rzesze wprawionych w używaniu broni i zabijaniu. Jak rozróżnić tych "dobrych" od faktycznych bandytów?
O Romualdzie Rajsie ps. Bury IPN napisał "[...] pacyfikacji wsi w styczniu i lutym 1946 r. nie można utożsamiać z walką o niepodległy byt państwa, gdyż nosi znamiona ludobójstwa. W żadnym też wypadku nie można tego co się zdarzyło, usprawiedliwiać walką o niepodległy byt Państwa Polskiego. Wręcz przeciwnie akcje Burego przeprowadzone wobec mieszkańców podlaskich wsi, wspomagały komunistyczny aparat władzy i to przede wszystkim poprzez obniżenie prestiżu organizacji podziemnych, dostarczenie argumentów propagandowych o bandytyzmie oddziałów partyzanckich".
Nie przeczę, że "wyklęci" są postaciami tragicznymi. Z pewnością część z nich kierowała się szczytnymi celami, bo nie akceptowała wymuszonych, w dużej mierze siłą, przemian. Nie tylko nie potrafili się w takiej rzeczywistości znaleźć, ale często nie dano im szansy. Jednak czy działali w imieniu społeczeństwa? Czy pragnęło ono kolejnej wojny, która przekreśli decyzje mocarstw w sprawie losów powojennej Polski? No bo tej wolnej "wyklęci" nigdy dać nie mogli.