Piękny film i niesamowity człowiek, prawda! Zdumiona jestem komentarzami o ...żulach. Poznałam Stasia Magistra w latach 70-tych. Już wtedy był wypalaczem z długim stażem. Pamiętam, jak na wypale w Szczerbanówce, odciętym od świata przez metrowe zaspy śnieżne i 20-stopniowy mróz, kilometry od najgorszej drogi i ludzi, w przerwie pracy, Staś odpoczywał na pryczy przy rozżarzonej "kozie" i czytał "Gubernatora" ...po angielsku. Film jest prawdziwy, scena z poszukującym pracy - zainscenizowana, ale prawdopodobna - żart :) Śmierć suczki przy porodzie była dla Stasia pewnie tragedią i tak to zrozumiałam z filmu. Na tyle, na ile znam wypał, film dobrze oddaje jego klimat, istotę, codzienność i ludzi przy wypale pracujących. Nie ma w nim fałszu.
Znałam i znam wielu wypalaczy węgla z Bieszczadów - niektórzy są już na emeryturze, mają rodziny, wnuki. Ich dzieci są informatykami, nauczycielami akademickimi, nawet księżmi :) Sami wypalacze trafili w Bieszczady zwykle na zakrętach życiowych (przerwane studia, ucieczka z domu, rozwód itd.) i są przeważnie mądrymi, inteligentnymi ludźmi. Nie wszyscy, jak w miastach, jak w stolicy, jak wszędzie :)