Zakończenie mówi jasno. Rzecz dzieje się w 1954 kiedy ludzie już nie byli ciemni i nie robiono pacjentom lobotomii. Tam mogli być tacy pacjenci ale ze starych czasów. On więc chciałby tej lobotomii ale oni już tego nie robili.
Na końcu mówi ordynatorowi, przedstawicielowi policji i więzienia, że ma tak na serio inaczej na imię i zamordował żonę bo ona zamordowała w chorobie ich dzieci w 1954 roku!!! A nie za czasów ciemnoty lekarskiej!!!
No ale ordynator mu mówi, że 9 miesięcy temu też tak doszedł do siebie i tak gadał czyli pewnie teraz zrobi to samo. No i prawie to znowu zrobił bo na schodach z tym „partnerem z policji” czyli z prowadzącym go lekarzem z psychiatryka gadał znowu o wyspie. Ale już czekał na niego przedstawiciel więzienia i policjant z ordynatorem szpitala w którym aktualnie przebywa. Ale nagle mu mówi… czy ma zostać potworem czy porządnym mężczyzną? Świadczy to o tym, że ciągle na komisji z więzienia wkręcał im historyjkę z wyspą i nigdy tak na serio nie oszalał. A scena ze szpikulcem. To jego wyobrażenie jak z wyspy. Nie było żadnego szpikulca do lobotomii, przecież narzędzi poza salę operacyjną się nie wynosi. No ogarnijcie. Szpikulec to symbol i nie wybrał on lobotomii tylko umowne zostanie „potworem” jak po lobotomii bo zamkną go jak wszystkie te zwierzęta ludzkie do więzienia a on w swoim rozumieniu na to nie zasługiwał. Ogarnijcie jedno, 1954 to nowoczesne czasy w USA a nie jakiś ciemnogród.