Po zachęcającym początku (dającym nawet jakiś cień nadzieji, że film będzie próbą stworzenia czegoś głębszego) film dość szybko staje się strzelanką, która nie wzbudzała we mnie absolutnie żadnych emocji, a chwilami wręcz irytowała. Nie od dziś wiadomo, że realizm nie jest mocną stroną wakacyjnych filmów amerykańskich, ale "Wyspa" to istne przegięcie - bohaterowie powinni zginąć po dobre kilka razy, a oni nie dość, że nie giną, to jeszcze świetnie się trzymają, pani nawet ma niezły makijaż i fryzurę, mimo dość długiej i wyczerpującej ucieczki.
Wierzyć mi się nie chce, że Bay kiedyś stworzył "Twierdzę" - film starający się uciec schematom i potrafiący kilkakrotnie zaskoczyć widza, a teraz kręci "Wyspę", gdzie im bliżej końca, tym więcej schematów (a finał najstraszniejszy w tym wszystkim).
Co więcej, właściwie wszystkie najważniejsze zagadki filmowe wyjaśnia nam trailer, który może i jest zachęcający, ale tym samym zabija nieco film. Ostatecznie wyceniam "Wyspę" na 5/10 i idę się zastanawiać co skłoniło (rachunki chyba...) aktorów tego formatu co McGregor i Johansson do zagrania w tym filmie