Sterylne wnętrze. Połowa XXI wieku. Lincoln Six Echo (Ewan McGregor) otwiera oczy po koszmarnym śnie. Podchodzi do bieliźniarki, z której wysuwają się równie sterylne ubrania. Wstaje. Wychodzi na śniadanie. Wokół widzi identycznych ludzi: białe ubrania, uśmiech na twarzy, wszyscy beztrosko maszerują przed siebie i czekają na ten jeden, jedyny dzień. Dzień wyjazdu na "Wyspę" - ostatni wolny od zanieczyszczeń skrawek lądu, ocalały po katastrofie ekologicznej, która podobno uśmierciła wszystkich na planecie, a który oni teraz muszą zaludnić. Wszystko wygląda tu idealnie. Ale to pozory. W odgórnie sterowanym państwie idealna może być tylko idea. O tym właśnie przekonają się Lincoln Six Echo i jego przyjaciółka - Jordan Two Delta (w tej roli Scarlett Johansson).
"Wyspa" Michaela Baya to jeden z tych filmów SF, które stawiają widzowi wiele trudnych pytań i zmuszają do myślenia. Obraz ten na pewno ucieszy koneserów tego gatunku. Można tu znaleźć nawiązania do "Raportu mniejszości", "Equilibrium", czy nawet "Matriksa". Widz doszuka się tu także odwołań do twórczości Aldousa Huxlaya czy Janusza Zajdla - oczywiście uproszczonych, ale jednak. Wystarczy wspomnieć chociażby motyw odizolowanego i kontrolowanego społeczeństwa – wykreowanego na potrzeby innych lub problem wybrańca, który poprowadzi "swój gatunek" do zwycięstwa.
Na uwagę w "Wyspie" na pewno zasługują także efektowne zdjęcia, dzięki którym widz nie ma możliwości oderwania wzroku od ekranu. Są bardzo plastyczne, świeże i czyste, dzięki czemu podnoszą wartość estetyczną filmu. W całość dzieła idealnie został wpleciony motyw oniryczny. Widz zauważa go już w początkowych scenach i dopiero potem, wraz z rozwojem akcji zaczyna rozumieć jego cel i przesłanie. Plusem "Wyspy" są też kliniczne, modernistyczne wnętrza Instytutu i domu, w którym rozgrywa się finał. Naprawdę jest czym nacieszyć oko. Nic nie można także zarzucić grze aktorów. Ewan McGregor i Scarlett Johansson stworzyli udane kreacje. Zagrali naturalnie, momentami zabawnie. Widz od razu darzy ich sympatią. Sama jest wartka, dynamiczna. Z ciekawością śledzi się energetyzujące pościgi, podziwia wspaniałe, futurystyczne pojazdy i Los Angeles z połowy XXI wieku. Wrażenie wręcz piorunujące. I do tego jeszcze dobra muzyka.
"Wyspa" to dwie godziny dobrego kina, które wciąga i na którym nie sposób się nudzić.