„February”, choć operuje pewnymi integralnymi dla gatunku kliszami, góruje nad wieloma innymi horrorami, jakie wydano w ciągu ostatnich paru miesięcy: film mrozi krew w żyłach w taki sposób, w jaki nie budzą grozy pozycje mainstreamowe. Warsztat artystyczny realizatorów jest godzien podziwu. Obraz tonie w mroku, przez co widz nie wie, czy w przyciemnionym kącie nie szczerzy na niego zębów zło. Głosy, które słyszy tylko Kat, nie są możliwe do wyłapania; nie słyszymy, jakimi straszliwościami infiltrują ucho dziewczyny. Nawet, jeśli by przyjąć, że nieoświetlony plan i stłumiony dźwięk wynikają z niedostatków budżetowych, nie można zaprzeczyć skuteczności ich oddziaływania. „February” dumnie przeprawia się przez bulwar horroru offowego, strasząc w sposób zniuansowany, taktowny i inteligentny. Wspomniane już klisze (bohaterka unosząca się nad łóżkiem) pomagają filmowi nabrać rumieńca wtedy, gdy zachodzi taka potrzeba, choć spokojnie mogłyby zostać wycięte ze scenariusza. Na ogół Oz Perkins gardzi tanią, ograną sensacją. Gdyby nie przekombinowany, niewiarygodny finał „February”, można by uznać Perkinsa za młodego wieszcza.
(...) hisnameisdeath . wordpress . com/2016/12/29/filmowe-podsumowanie-2016-roku-25-najlepszych-horrorow-cz-1 (spacje!)