Praca śledczego to robota niewdzięczna, okupiona wyrzeczeniem się życia osobistego, grzebaniem się w brudnych sprawach, ocieraniem o śmierć. Trudno więc zachować krystaliczną czystość, kiedy człowiek dzień w dzień styka się z marginesem społecznym. Budny w tym kontekście został pokazany trochę na anachronicznie, bo wykreowany na szlachetnego rycerza, strażnika praworządności, obrońcę uciśnionych. W niektórych momentach ta jego wewnętrzna dobroć mdli. Partnerskie relacje z synem, kultura i takt. Na dokładkę milicjant został porzucony przez niewdzięczną żonę, mimo, że potrafi usmażyć kotlety. Trudno przyjąć tę „prawdę” bez zdroworozsądkowego grymasu. Bardziej przemawia jako śledczy Sławomir Borewicz, ze swoim nonszalanckim stylem i wieczną bajerą: „O której Pani kończy pracę?”. Mimo to plus dla reżysera, że pokazał życie na słuchawce telefonicznej, w ciągłych rozjazdach, na posterunku przez 48 godzin. Film jest raczej dobrze skomponowany: na początku Budny powoli zapisuje równania, by metodą podstawień wyrugować niewiadome i wyznaczyć rozwiązanie zagadki. W fabule krzyżuje się kilka wątków przez co cień oskarżeń pada na kolejnych „bohaterów”: Butyraka, jego pasażera, szaleńca, aż w końcu na lidera bandy „Długiego Janka”. Podkomendni czują respekt do Budnego, a major ceni jego instynkt, który i tym razem go nie zawiódł. Może wątek rodzinny w filmie jest trochę przesłodzony, ale za to scenariusz Ścibora-Rylskiego jest pierwszej klasy. Jako film rozrywkowy całkiem w porządku. Polecam.
Fajnie napisane.
Wątek rodzinny i tak dużo, dużo mniej nachalny i łopatologiczny niż tzw. przeciętnym amerykańskim kryminale,
więc jak dla mnie duży plus.
Ten film ma coś z teatru, ale dla mnie to nie wada.