Najpierw była tragedia grecka, potem przez kilka wieków teatr, dopóki nie wymyślono
migających obrazków, tak zwanych klatek, które w liczbie 24 pojawiają się w ciągu zaledwie 1
sekundy.
Film, jak każda inna dziedzina sztuki ewoluował, rozgałęziając się w różne gatunki, a każdy
gatunek miał przyciągać widza, który płacąc za bilet nabijał (lub nie) kabzę producentom.
Konkurencja w branży doprowadziła do tego, że zaczęło zaspakajać (rozbudzać) najbardziej
prymitywne instynkty potencjalnego widza. Film "Zabójczy Joe" wpisuje się w myśl Norwida
"Ideał sięgnął bruku". (Dla nie wtajemniczonych chodzi o fortepian Chopina, którzy rosyjscy
barbarzyńcy wyrzucili z okna kamienicy należącej do Zamoyskich na ulicę.)
Zabójczy Joe to film obrzydliwy. Film niepotrzebny. Film bezwartościowy. Wywołujący wymioty.
(dał temu wyraz Thomas Haden Church, grający Ansela Smitha) Widz może zadać sobie
pytanie, co w tym gniocie, którego jedynym zadaniem, jest szokowanie brutalnością i
beznadzieją, robi, bądź co bądź dobry aktor Matthew McConaughey, którego obecność w tej
produkcji zachęciła mnie do obejrzenia tego filmu w ogóle.
Cóż mogę dodać, następnym razem widząc nazwisko McConaughey,a, w filmie, raczej nie
będę tym zachęcony.