Nie jest moim celem wsadzanie kija w mrowisko -- jakoś brakuje mi tu jednak choćby jednego wątku prezentującego krytyczny stosunek do tego filmu.
Mnie się on nie podobał.
1. Największą wadą tego filmu są postacie. Wszystkie są nijakie, sztampowe, schematyczne. Bohater zbiorowy to jest w ogóle duże wyzwanie -- i dla scenarzysty, i dla reżysera, i dla aktorów. Tutaj nikt nie dał rady. Tarantino bije Kubricka na łeb, na szyję.
2. Sztampa motywacji zachowań postaci. Przestępca jest ciekawy, o ile... jest ciekawy. Życie go krzywdziło, ktoś go w coś wrobił, itd. Wtedy jesteśmy mu gotowi nawet kibicować. Tutaj mamy grupę banalnych typów -- nawet nie wiemy, skąd wziął się u nich ten pomysł. Ledwie kojarzymy, kto jest kim, w trakcie trwania filmu. Kompletnie zapominamy większość z nich po jakichś 5 minutach od seansu. Jednego, albo dwóch -- może po tygodniu.
3. Motyw małżeństw/par: beznadziejny -- sztampa w najgorszym wydaniu, od góry do dołu. Pani Peatty ma pana Peatty w głębokim poważaniu, manipuluje nim na każdym kroku i kpi z niego w żywe oczy, a on myśli, że nagle zapała ona do niego płomienną namiętnością i obdarzy go dozgonnym przywiązaniem i wiernością, bo będzie miał szmal. Nie widzi, że to cwaniara większa od niego. Fay jest manekinem ze spojrzeniem spaniela wlepionym w jnackie oblicze Johnny'ego. Jest jeszcze trzecia para, w której gangster chce zdobyć kasę na leczenie żony... yeah, sure -- gangster o gołębim sercu :).
4. Jak oni w ogóle się poznali i sobie zaufali? Jakaś zbieranina łotrzyków różnej kategorii wagowej -- a worek z forsą jeden i przez większość czasu w jednych rękach. Zupełny nonsens.
5. Liczne inne nonsensy i nieciągłości: począwszy od tego, że 2 mln. dol. pilnuje dwóch policjantów, którzy jednocześnie pełnią funkcję porządkowych całego lokalu (i nie potrafią poradzić sobie z _jednym osiłkiem_), a skończywszy na tym, że bagaże pasażerów tak są poustawiane na wózku transportującym je na samolot, że mogą z niego spaść na płytę. Jasne. Bo przewoźnikowi potrzeba użerania się z klientem, którego walizka uległaby uszkodzeniu. Facet szykujący się do skoku i mający w perspektywie ucieczkę z miasta samolotem nie zdaje sobie sprawy z tego, że na pokład nie załaduje się z walizą, w której pomieścić by można cały dobytek podczas przeprowadzki. Na miejsce dla snajpera wybiera się parking, na którym stale przesiaduje strażnik...
Nie ma potrzeby mnożyć zarzutów. To po prostu stary film, który kiedyś mógł trzymać w napięciu i może był wówczas odkrywczy pod względem realizacyjnym (choć ja nie widziałem w nim niczego, czego wcześniej nie zobaczyłbym już u Hitchcocka albo w ekranizacjach kryminałów Chandlera), a dziś się zestarzał do imentu. Ani pomysł fabularny, ani zdjęcia, ani montaż, a już na pewno nie bardzo nijacy i przeciętnie zagrani bohaterowie, nie pozwalają mu zachować większego uroku i atrakcyjności. Ciekawy jest chyba tylko ze względu na nazwisko reżysera i na to, że Tarantino wykorzystał potem ten sam pomysł fabularny we "Wściekłych psach" -- realizując go tam jednak nieporównanie lepiej.
Czy jednak "Wściekłe psy" same w sobie są szczególnie dobrym filmem? :)
Przeczytałem Twoją opinię tuż przed seansem. Pobieżnie i bez analizy, aby sobie nie psuć oglądania. Pomyślałem: facet czepialski.
Wyborcza dała mu 4/5 gwiazdki, więc film więcej niż warty obejrzenia. Z recenzentem Wyborczej zwykle się mój gust zgadza, przynajmniej dla filmów 1/5 i 2/5 gwiazdek.
Obejrzałem i ... przyznaję Ci rację w 100%.
Mankamenty, które wyciągnąłeś wcale nie są przerysowane. Sam mógłbym dopisać jeszcze parę. Kiepski scenariusz. W zasadzie ciekawa historia tylko, że zmarnowana.
Jednak TRÓJA to stanowczo za mało tym bardziej, że na Filmweb oznacza ona centymetr ponad dnem.
- Ten film jednak daje się oglądać. Chociaż bójka w barze to "jakaś parodia nie teatr"
- Zabawa z chronologią i obserwacja całego zdarzenia z punktu widzenia różnych osób jest bardzo ciekawa. - Praca kamery ciekawa. Pamiętajmy, że w tamtych czasach filmy kręcono przeważnie "teatralnie". Mnie się podobały gry światła z cieniem.
- Fame fatal. Świetnie dobrana aktorka, świetnie zagrała. Nie miała wiele do grania to inna historia. Dla niej WARTO.
- Paradoksalnie ocenę podwyższam za finał. Zgodnie z etyką Hollywood z tamtych lat - winni nie mogli ujść bezkarnie. Reżyser doprowadza widza... już wydaje się, że się upiecze, a tu nagle ZONG przez głupi przypadek.
Kategoryczne minusy:
- sława nazwisk reżyserów. Gdyby wykreślić z tego filmu i z wokół tego filmu dwa nazwiska: Kubrick, Tarantino - od razu kilka gwiazdek spadłoby w ocenie na Filmwebie tej produkcji.
Odpisuję, bo zawsze to miłe, gdy ktoś przeczyta komentarz i się do niego odniesie. Nie chcę zatem postawić Twojego posta bez odpowiedzi. Z drugiej strony, trudno mi coś jeszcze napisać o filmie, bo nie pamiętam już go w szczegółach.
Wytłumaczę się z tej "tróji" :). To jest oczywiście ocena bardzo niska, ale ja lubię korzystać z pełnej skali, a raczej oszczędzam sobie oglądania filmów zupełnie beznadziejnych, totalnie wtórnych, o kinie "klasy B" nie wspominając. Nie puszę się -- po prostu, nie oglądam zbyt dużo i gdy coś wybieram, to raczej w sposób w miarę planowy i świadomy. Dlatego "moja 'trójka'" nie musi oznaczać filmu naprawdę kiepskiego i trudnego do zniesienia. W przypadku tego filmu, oznacza ona przede wszystkim ogromne rozczarowanie. Nie jestem znawcą twórczości Kubricka, ale na tle "2001: Odysei kosmicznej" czy "Lśnienia", ten film nie daje odczuć, że mamy do czynienia z wybitnym twórcą kina. Ba, wcześniejszy od "Zabójstwa", "Pocałunek mordercy" jest filmem świetnym, oryginalnym, kompozycyjnie precyzyjnym, realizacyjnie odkrywczym, bardzo dobrze zagranym i mającym ciekawe, pełnokrwiste, emocjonalnie angażujące widza postaci.
Moje oceny dość często obrazują emocje. Staram się nie popadać w trolling i nie prowokować przesadą w jedną lub w drugą stronę, ale też chcę określać mój stosunek do filmu, a niekoniecznie jego zobiektywizowaną wartość -- do tego brakuje mi wiedzy i doświadczenia: nie jest aż takiego formatu kinomanem :).
Ja lubię stare filmy, więc rozumiem, co masz na myśli chwaląc walory zdjęć. Mnie też pewnie się ten film w jakiejś mierze w tym aspekcie podobał, ale chyba nie dostrzegłem w nim, jak już wspomniałem, niczego, czego nie widziałbym np. u Hitchcocka. Obejrzyj, jeśli będziesz miał okazję, wspomniany "Pocałunek mordercy" -- tam naprawdę są ciekawe i piękne ujęcia, gra światłocieniem, świetne plany.
Pozdrawiam! :)