Taki trochę nasz "Dom zły"... jak się patrzy to obok Smarzowskiego z tej wersji Joon-ho Bong zrzynał też Fincher czy Villenueve. W sumie to długo można byłoby wymieniać. Po sensie człowiek, aż siedzi i myśli jaki to był głupi, że tyle lat odkłada taki tytuł.
I zawsze nabieram się w tego typu kinie, że coś dostanę... jak w np. Trzy Billboardy za Ebbing... i dostaję to za co kino tak lubię.
A do filmów Bonga można wracać bez końca (no może oprócz Snowpierce'a).
Dobra starczy, bo wchodzi laurka, ale nawet nie chce mi się czepiać. Gdzieś nie mam serca narzekać na kino azjatyckie, a zwłaszcza koreańskie.