Dzieło Joon-ho Bonga wpisuje się w popularny nurt, który demaskuje bądź rozlicza się z bezradnością państwowych systemów przeżartych korupcją, kłamstwem bądź zwyczajną bezradnością.
Takie były amerykańskie kryminały lat 70 po zniesieniu kodeksu Hayesa, oglądaliśmy to w dramatach o Rosji, tej sportretowanej przez Amerykanów („Obywatel X”), bądź przez nich samych („Ładunek 200”), czy ostatnio z naszego placu („Dom zły”). To tylko pierwsze z brzegu przykłady – bo choć wielu „Zagadkę zbrodni” zechce z pewnością przypisać do nurtu thrillerów w stylu „Siedem”, nie to jest głównym tematem filmu.
To dzieło o bezradności, życiu pod kloszem zdychającego systemu nie potrafiącego sobie poradzić z prostym z pozoru śledztwem. Gdzie lepiej skatować do nieprzytomności niewinnego niż dociec prawdy.
Lecz to świetne kino zatrważa mnie z innego powodu – jest doskonałą opowieścią o wypaczeniu ideałów. Gdzie miejsce na dociekaniu do prawdy musi ustąpić bezsilności, a to tylko o krok do samowoli i ucieczki w destrukcję i podporządkowanie się ułomnemu systemowi bezprawia. Oto co otoczenie potrafi zrobić z człowiekiem idei. Czy to złe, zapytasz? Powiedz to w twarz niesłusznie oskarżonemu…
Moja ocena - 8/10