Zobaczyć film. Lepszy od "O północy w Paryżu". Chociaż, tam była fabuła, to fakt. Tutaj fabuła jest trochę chaotyczna. Powiedziałabym, że momentami brakuje ciągłości wątków.
Warto iść za humor, ironię, i dla lepszego samopoczucia: dawka śmiechu gwarantowana :)
W pełni się zgadzam. Dużym plusem jest również udział samego Allena, który gra oczywiście "samego siebie" ale jak zwykle robi to świetnie i praktycznie każda jego wypowiedź czy gest wywołuje co najmniej uśmiech. Naprawdę warto wybrać się do kina.
również się zgadzam. Paryż był trochę nudnawy. Film ratował... sam Paryż, który robił wrażenie, był pięknie pokazany, ale sama fabuła była dla mnie nudna, nie wiem czy zaśmiałam się więcej niż raz, natomiast tutaj, mimo wielowątkowej fabuły mamy przede wszystkim fantastyczną komedię, taką prawdziwą komedię nie rodem z "Dyktatora" czy "American Pie" (chociaż oba te filmy też lubię:D), film jest ciekawy, Rzym wspaniały (kocham włoskie klimaty) ui również polecam polecam polecam!
dla mnie jednak Paryż lepszy, może i mniej zabawny, ale humor mniej prostacki i tamten film opowiadał jakąś historię. Ten to tylko składak...
http://notatnikkulturalny.blogspot.com/2012/08/zakochani-w-rzymie-czyli-lekko.ht ml
Zgadzam sie, Paryż o niebo lepszy, bo nie byl to typowy humor Allena... postać Dalego bezbłędna, natomiast najnowszy film jest dosyć mierny, humor dla mnie takze prostacki, gra aktorów słaba i mdła...na pochwałę zasługują zdjęcia i muzyka...a z wątków ciekawy był tylko o sławie włoskiego obywatela, wyśmiewający się z dzisiejszych celebrytów, za to dużyyy plus:)
A nie sądzicie, że o to chodziło? Włochy, Rzym jest uznawane za chaos, jedzenie, budynki oraz śmiech! Zaś Paryż, Francja to oczywiście klasa, miasto niespełnionych artystów, gra światłe, miłość i romanse! Woody świetnie wszystko pokazał - nie tylko krajobrazy, ale też klimat i serce tych miast. Stąd też taka różnica między filmami i stąd też jednym podoba się bardziej to, a innym to. Magia Allena.
Tak, mi też się bardziej podobał od "O Północy w Paryżu". Przyjemna i lekka komedia, szczególnie mnie rozbawił motyw z prysznicem. A przy tym ma też jakiś sens. Każdy na pewno raz widział siebie jako geniusza wyprzedzającego swoją epokę, sławnego celebrytę czy wielkiego śpiewaka operowego, po prostu kogoś cenionego. Po to żeby być dumnym z tego i zaimponować innym. A z drugiej strony film krytykuje tych celebrytów np. porusza kwestie że właściwie sławnym może zostać człowiek bez powodu i nikt nawet nie wie skąd się wziął w telewizji, a już prasa pisze co zjadł na śniadanie i że o mały włos nie poparzył się kawą.
Film lekki, nadaje się na wakacje, ale mówiąc szczerze trochę się nim rozczarowałam. To nie jest ten Allen, którego znam i lubię. Wydaje mi się, że z wiekiem jego twórczość powoli zaczyna się wypalać. W "Zakochanych..." brakuje typowo allenowskich, intelektualnych, ale pełnych sarkazmu dialogów, historyjkom brakuje oryginalności, jedynie wątek Benigniego bawi i skłania do refleksji. Osoby znające jego starsze filmy( i nie chodzi mi tutaj o "O północy w Paryżu" , " Poznasz przystojnego bruneta" czy też " Vicky Cristina Barcelona") raczej nie będą zachwycone.
Ale każdy może znaleźć coś dla siebie. Mi akurat nie podobają się te "typowo allenowskie" filmy - są dla mnie męczące i zbyt ciężkie. Wole te z cyklu bardziej lekkich, które też są na jakimś poziomie.
Po za tym Allen ma na swoim koncie, nawet stare filmy które odbiegają od tych intelektualnych np. Co słychać, koteczku? (1965). Więc trudno powiedzieć, że na starość mu się wena kończy, po prostu chce spróbować czegoś nowego i całkiem nieźle mu to wychodzi.
Ja uważam, że " Zakochani w Rzymie", to niestety jeden z gorszych filmów Allena. Jak dotąd mniej podobał mi się tylko "Poznasz przystojnego bruneta". Mimo, że taki był zamiar, brakowało mi zwięzłej fabuły, dialogi w wątku z Moniką wydawały mi nudnawe. Nie uważam oczywiście, że film był zły :) Zdjęcia świetne, wątki z Leopoldo oraz z Anną i Antonio dość zabawne, również sceny z samym Allenem bardzo dobre. Może reżyser za bardzo skupił się na krytyce środowiska aktorów i celebrytów?
Mi osobiście "Midnight in Paris" przypadł do gustu znacznie bardziej. Film był świetnie napisany, miał spójną fabułę i emanował pewnym nostalgicznym wdziękiem. Na "Rzymie" zaśmiałam się pewnie więcej razy, przyznaję, ale fabuła jak to mówisz była zbyt chaotyczna. Brak tu wyrazistej intrygi, a dialogi czasem trącą sztampą - choć na pewno nie w takim stopniu jak w "Vicky, Cristina, Barcelona". Do tego ogladanie, a jeszcze bardziej słuchanie, Moniki było dla mnie czasem wręcz torturą. Chodzący zlepek stereotypów, a na dodatek aktorka wcale nie "sprzedała" mi tej postaci. Nie widziałam w niej nic intrygującego i wartego grzechu.
Naprawdę nie rozumiem gdzie w tym filmie był humor? Jak dla mnie film straszny, niebywale nudny i nieudany. Najśmieszniejsza była publiczność w kinie, która przy byle dialogu wybuchała śmiechem. Szczerze powiedziawszy, raz był moment, gdy się uśmiechnąłem. Oczywiście film porusza pewne istotne sprawy, chociażby temat celebrytów, ale bez jakiegoś polotu. Myślę, że mierny scenarzysta napisałby lepszy film... ale cóż nazwisko robi swoje i miernotę nawet wypromuje... a najgorzej, że i pieniądze znów zrobi...
(I proszę nie porównywać z Paryżem - różnica jak niebo a ziemia.)
W dużej mierze się z Tobą zgadzam. Film poniżej poziomu i nie mówię tu o osławionym poziomie samego Allena ale o oczekiwaniach wobec komercyjnego, współczesnego kina.
W filmie zabrakło wszystkich allenowskich atutów - świetnych i kąśliwych dialogów, świeżego i lotnego poczucia humoru, wielowymiarowych bohaterów, chemii między bohaterami.
Najnowszy projekt Allena był do bólu komercyjny - znane twarze, wszędzie lokowanie produktów nawet w "czołówce" najbardziej znana i oklepana włoska piosenka...
Zachwyt nad satyrą na temat celebrytów, który się co róż na fw pojawia dla mnie całkowicie niezrozumiany - nie trzeba być Allenem, żeby zauważyć, że jest moda na promowanie średniaków, że sezonowe gwiazdy niczym się nie wyróżniają, ba wręcz są pozbawione jakichkolwiek atutów.
Chwali się Allenowi nawiązanie do Felliniego (wątek o Milli i Antonio jest zainspirowany "Białym szejkiem") ale to ciągle mało...