Sensacja rodem z lat 80 (takie widz powinien uwielbiać, bo wtedy można było pozwolić sobie na wiele, choćby posłać wiązankę „fucków” i nikt się kategorią wiekową nie przejmował (dzisiaj De Niro pewnie rzucałby co zdanie „o motyla noga”).
Połączenie „Blues Brothers” z „48 Hrs”.
Co prawda wolę pierwowzory, ale film Bresta, jako nietuzinkowe kino drogi wyróżnia się w tym gatunku zdecydowanie na plus. Gdyby jeszcze podkręcić nieco tempo, które zbyt często siada…
Moja ocena - 6/10