"Zemsta Potwora" wygląda jak typowy sequel zrobiony na fali popularności oryginału. Przeniesienie Gill-mana do aquaparku w Ameryce kompletnie pozbawiło stwora jakiejkolwiek aury tajemniczości czy... potworności. Chwilami można nawet poczuć litości i współczuć mu. W końcu amerykanie wyrwali go z naturalnego otoczenia i zrobili zeń atrakcję turystyczną. Do tego niezamierzony komizm wyklucza jakiekolwiek poczucie grozy.
Ale za to mamy jedną z pierwszych ról Clinta Eastwooda, gdy jeszcze pracował na stacji benzynowej i łapał się czegokolwiek żeby zarobić kilka dolarów. Kostium potwora jest porządnie wykonany, podwodne zdjęcia i muzyka również są dobre. Jednak "Potwór z Czarnej Laguny" to nadal dobry monster movie, w świetle którego sequele wypadają blado.