Po obejrzeniu tego "dzieła", co wiąże się z częściową utratą słuchu oraz krwawiącymi oczami, żałuję, że nie ma możliwości dania filmowi oceny ujemnej.
Ten film to dzieło kompletne, tutaj kompletnie wszystko jest fatalne. Mniej więcej w połowie seansu organizm daje do zrozumienia, że dalsze oglądanie tego może spowodować stały uszczerbek na zdrowiu, zaczynają się zawroty głowy oraz mdłości.
Główny bohater brzmiący jak wykastrowany mapet, błyskotliwe dialogi rodem z oddziału dla psychicznie chorych, quasi-dokumentalne wstawki żywcem wyjęte z "Trudnych spraw", fabuła pocerowana jak stare, brudne majtki, wszystko to trzeba jak najprędzej po obejrzeniu spuścić w toalecie i wziąć długi prysznic. Owy monument kinematograficzny doskonale wpisuje się w kanon takich dzieł jak "Kac Wawa", "Smoleńsk" czy "Botoks". Polecam masochistom oraz niedoszłym samobójcom, seans może przyśpieszyć sprawę.
Żałuję, że tego nie da się odzobaczyć.
Cóż, jaka "muzyka" taki film.