Właśnie zmieniłem ocenę filmowi z 9 na 10. Konto na filmwebie mam od niedawna, przyznam, że nie znam się jakoś wybitnie na filmach bo lubię praktycznie wszystko ale muszę napisać tutaj trochę swojego zdania.
Zawsze płakałem na tym filmie: raz mniej, raz troszku więcej jednak po obejrzeniu go dziś na TVP2 popłakałem się jak nigdy dotąd na żadnym filmie. Nie mogłem przestać płakać aż do momentu gdy Paul - Tom Hanks został pokazany już jako "dziadek" pod koniec filmu. Dużo osób uważa mnie za takiego, który jest twardy, nie ma uczuć. Na dodatek oglądała ten film niedaleko mnie moja mama oraz siostra niby spała ale bałem się, że któraś z nich zobaczy mnie w takim stanie. Dodam też, że jestem absolutnie zdrowy, a mimo to płakałem także po filmie i myślałem o wielu sprawach.
Moja wypowiedź nie ma na celu jakiegoś chwalenia się tym, że się wzruszyłem ani nic z tych rzeczy. Po prostu musiałem to z siebie wyrzucić - anonimowo... Film to dla mnie arcydzieło i w pełni zasługuje na ocenę 10.
Wszystkich serdecznie pozdrawiam i życzę spokojnej nocy :) .
zgadzam się cały film jest arcydziełem składają się na to min wybitne kreacje Hanks'a Duncan'a Hutchison'a , świetny scenariusz nastrojowa muzyka i niebywale wzruszająca ostatnia scena pożegnania Edgecomba z Coffeyem
10/10
Niewiele jest tak dobrych filmów. Ja również w wielu momentach filmu płakałam..a ostatnie sceny były na prawdę wzruszające ;( Jak do tej pory, czytałam tylko książkę. Film od wczoraj jest jednym z moich ulubionych..
10/10!
Ja z trudem się powstrzymywałem od płaczu (choć wcale taki wrażliwy nie jestem). Ale musicie przyznać, że M.C. Duncan zagrał genialnie Coffeya, nie wyobrażam sobie innego aktora w tej postaci... zrobił na mnie nie małe wrażenie.
Wyciskacz łez to fakt.Oglądałem go już 8 raz i za każdym razem miałem świeczki w oczach przy końcowych scenach...
Ja rowniez zmienilam ocene z 9 na 10 :) Konto tez mam od niedawna i oceniajac ''Zielona mile'' zaraz po zalozeniu go, nie myslalam o tym filmie jak o arcydziele. Zdanie zmienilam wczoraj, kiedy zobaczylam jedynie fragment filmu, bo nie mialam czasu, zeby obejrzec caly. Od razu stwierdzilam, ze 9 to za malo...
Film pewnie i jest wzruszający, chociaż ja przy nim nie płakałem. Problem wszystkich oceniających wysoko Zieloną Milę jest taki, że oceniają go tak jak ty, bardzo emocjonalnie. Wypiszę może wszystkie zarzuty, wg których uważam film za kiepski.
1. Kompletnie nierealnie przedstawione środowisko więzienne.
Mam tu na myśli przedstawienie strażników jako przyjemnych, miłościwych ludzi, plus jeden dla równowagi reprezentujący cechy negatywne. Jest to moim zdaniem błąd w rysie psychologicznym postaci. Strażnik więzienny pracujący w ekstremalnych warunkach (a za takie można uznać więzienie) siłą rzeczy zmienia się, znieczula. Tak nie zachowują się ludzie po latach pracy w więzieniu. Albo aktorzy źle zagrali albo reżyser bezsensownie zarysował im jak mają grać - przypuszczam że to drugie.
Podobnie sprawa wygląda z więźniami oraz ogólnie w atmosferze jaka w więzieniu panuje. Polecam obejrzeć "Symetrię" czy "Nadzór", tam jak mniemam dużo lepiej jest to przedstawione. Wprawdzie jakimś wytłumaczeniem może być fakt, że był to pawilon zamknięty dla skazańców. Inaczej się zachowują mając przed oczami krzesło, strażnicy podobnie przez to inaczej ich traktują. Jednak powinni być przesiąknięci w jakiś sposób więzienną rzeczywistością. Szczególnie, że są stawiani w konfliktowych sytuacjach, które wymagałyby stosowania więziennych metod.
Powyższe "grzechy" są bardzo rażące i czynią film niepoważnym.
2. Naiwność scenariusza. Historia potraktowana jest bardzo lekko. Murzyn został skazany za brutalne zamordowanie dwóch dziewczynek. Wydaje się być trochę upośledzonym umysłowo człowiekiem lecz o dobrym sercu. Dodatkowo okazuje się mieć moc przejmowania czyichś chorób na siebie. Mimo swojej niewinności i dobremu sercu zostaje stracony. Wplecione w to wątki o myszy, i porachunkach ze złym strażnikiem. Hmm..
Cała historia wydaje się banalna, mocno zarysowane różnice między dobrem i złem. Jakieś odniesienia do biblii (cierpienie za grzechy innych?) pokazane w naiwny sposób. To, że jakieś przesłanie ten film ma, nie ulega wątpliwości - każdy film ma, nawet Teletubisie mają przesłanie - ale samo przesłanie nie czyni go dobrym. Chodzi o to, żeby to przesłanie pokazać w mądry sposób. Film wydaje się być odpowiednim dla młodego widza - jeśli wziąć pod uwagę sposób przedstawienia treści - jest łatwy, prosty w odbiorze.
Generalnie film nie jest jakiś bardzo zły, ja oceniłem go na 4/10. W sumie jego wysoka pozycja mnie nie dziwi jeśli wziąć pod uwagę to, że większość użytkowników to młodzi ludzie. Jest ładnie "opakowany" a teraz opakowanie ma często największe znaczenie,szczególnie wśród młodzieży.
Co do punktu 1...
Film ten to ekranizacja książki. Sposób zachowania się strażników to nie wymysł reżysera, lecz Stephena Kinga - autora książki "Zielona Mila". A przecież reżyser nie mógł zmienić tak istotnego elementu. Nie można więc czepiać się filmu - tylko książki.
Co do punktu 2...
Może trochę. Ale czy przez tą lekką naiwność film nie jest piękny?
a czy to źle że film jest oceniany również pod względem emocjonalnym?? przecież gdyby pozbawiony był jakichkolwiek emocji w takim razie co by się miało z jego oglądania?? po za tym o zachowaniu strażników jest w filmie mowa-są spokojni nie krzyczą itp aby nie wywoływać stresu u więźniów lub jakoś tak..................
Dobrze ale film to nie książka, film ma swoje środki wyrazu, książka swoje. Jeśli reżyser decyduje się jedynie na przeniesienie książki na ekran to ok, ale w takim wypadku jest to zwykłe rzemieślnictwo. Na przykład Stanley Kubrick nakręcił "Lśnienie", które zmodyfikował tak aby scenariusz pasował do filmu. I wyszło mu to świetnie. King ponoć obraził się na Kubricka, że tak "zbeszcześcił" jego dzieło. Najlepszym przykładem na to, że King nie zna się na filmach i powinien pozostać przy pisaniu jest "Smętarz dla zwierząt" do którego był scenarzystą. Efekt był taki, że spaprał film. Zbyt dużo wątków, wszystko co w książce chciał pokazać w filmie a tak się nie da bo kino ma ograniczone możliwości. Jedyną udaną ekranizacją Kinga (z tych które znam) opierająca się ściśle na książce była "Carrie", ale to wynikało z tego, że książka nie miała wielu wątków pobocznych, była dość krótka i prosta - prawie skrojona na scenariusz. Całkiem możliwe, że King mając w pamięci historię z Kubrickiem zastrzegł sobie grzebanie przy Zielonej Mili. Dla mnie filmy to sztuka, więc powinna wyjść od twórców. W Ameryce robi się filmy na zlecenie.
Jeżeli chodzi o drugą kwestię być może jest w tej naiwności jakieś piękno, ale nie zmienia to faktu, że film jest naiwny.
Klejstos
"a czy to źle że film jest oceniany również pod względem emocjonalnym?? przecież gdyby pozbawiony był jakichkolwiek emocji w takim razie co by się miało z jego oglądania??"
emocje emocjami, ja też czułem emocje oglądając "Zieloną Milę" - oglądałem ją nawet parę razy - ale trzeba zdawać sobie sprawę z wartości tego co je wywołuje.
"po za tym o zachowaniu strażników jest w filmie mowa-są spokojni nie krzyczą itp aby nie wywoływać stresu u więźniów lub jakoś tak..."
Sądzę, że przy regulaminach w prawdziwych więzieniach są też tego typu zapisy, ale co z tego? Życie swoje, przepisy swoje.
Reżyser faktycznie mógłby zrobić coś z zachowaniem strażników. Ale zauważ, ileż należałoby zmienić? Gdyby wszyscy strażnicy byli "źli", to wtedy postać Percy'ego zupełnie nie miałaby sensu. I nie tylko. Zmieniłby się film. Reżyser rzeczywiście mógłby się zdecydować na luźną adaptację filmową, ale postanowił zrobić dość wierną książce ekranizację. Na pewno stanął przed takim wyborem. Zdecydował się na drugi wariant i moim zdaniem dobrze zrobił.
a czy to że np:współczucie i wzruszenie towarzyszyło mi przy ostatniej scenie jest jakąś negatywną wartością?? nie wydaje m się.............co do strażników nie wiem jak jest w rzeczywistości ale wątpię żeby każdy był takim samym skur*ielem jak Percy.............
Myślę, że byli dobrze przedstawieni. Więźniowie siedzą zamknięci w celach, czekając na śmierć. Strażnicy zachowują się trochę jak księża, którzy widząc, że więźniowie żałują za swoje czyny próbują im ułatwić ostatnie dni życia. Są też takie gnojki jak ten rozwrzeszczany dupek, który śpiewa piosenki, po prostu wsadzają go do izolatki, jak coś przeskrobie. Po co mieliby go inaczej karać, skoro niedługo i tak umrze? Strażnicy współczują więźniom, ale nie ulegają im, potrafią być twardzi. Nie wiem, jak jest w innych więzieniach, ale nie wszędzie strażnik musi być gnojkiem, który dla przyjemności wyciąga więźnia i tłucze go, zresztą po co narażać się na takie ryzyko, że skazany morderca coś zrobi? Murzynowi współczuli szczególnie, wiedzieli, że jest niewinny, ale nie mogli tego udowodnić. Swoją drogą dziwne, że przez tyle lat wytrzymali w tej pracy z takim emocjonalnym nastawieniem do więźniów, w tym się z tobą zgadzam, że w rzeczywistości taki człowiek by nie wytrzymał. Dla mnie film był chwilami nudnawy, końcówka to był wyciskacz łez. Więcej tego filmu nie chcę oglądać, jakieś dziwne emocje we mnie wyzwala, obejrzałem go 2 razy i więcej nie chcę.
Ale ja nie pisałem, że są draniami, pisałem, że łapie ich znieczulica.
"Swoją drogą dziwne, że przez tyle lat wytrzymali w tej pracy z takim emocjonalnym nastawieniem do więźniów, w tym się z tobą zgadzam, że w rzeczywistości taki człowiek by nie wytrzymał."
O to chodzi, człowiek albo się znieczula, albo jak jest wrażliwy rezygnuje z takiej roboty.
Klejstos31 nie jest to negatywną wartością ale nie powinno to wpływać na ocenę filmu moim zdaniem.
według mnie film ocenia się głównie poprzez fabułę grę aktorska muzykę oraz emocje jakie wywołuje...............
No dobra, ale film powstał na podstawie książki. "Lśnienia" nie czytałem i nie oglądałem, ale też bym się wkurzył, jakby moją książkę zmieniono tak, że niby jest jej ekranizacją, ale w ogóle nie przypomina lektury. A jak scenariusz do "Zielonej Mili" miał być zmieniony tak, aby strażnicy byli bardzo rygorystyczni, a więźniowie bezuczuciowymi stworami? Wtedy w ogóle nie byłoby "Zielonej Mili" jako tytułu, nigdy byśmy nie poznali "umiejętności cudotworzych" Johna Coffey'ego, rola Percyego byłaby praktycznie bezużyteczna. Film byłby pospolitym filmem o rygorach więziennych, a takich filmów na świecie dużo...
"emocje emocjami, ja też czułem emocje oglądając "Zieloną Milę" - oglądałem ją nawet parę razy - ale trzeba zdawać sobie sprawę z wartości tego co je wywołuje."
Wydaje mi się, że pierwotne (na początku kinematografii) założenie reżyserów, scenarzystów, muzyków itd. było takie, że film ma grać na człowieku, targając jego emocjami, psychiką i uczuciami.
"Sądzę, że przy regulaminach w prawdziwych więzieniach są też tego typu zapisy, ale co z tego? Życie swoje, przepisy swoje."
Może 99 więzień w USA w latach 30. było takie, ale może też to jedno gdzie zasady psychologiczne dla więźniów były utrzymywane zostały przedstawione w książce i na to przekłada się sukces filmu?
"A jak scenariusz do "Zielonej Mili" miał być zmieniony tak, aby strażnicy byli bardzo rygorystyczni, a więźniowie bezuczuciowymi stworami? Wtedy w ogóle nie byłoby "Zielonej Mili" jako tytułu, nigdy byśmy nie poznali "umiejętności cudotworzych" Johna Coffey'ego, rola Percyego byłaby praktycznie bezużyteczna."
I w czym byłby problem? Moim zdaniem uczyniłoby to film lepszym, bo nie podobieństwo do pierwowzoru czyni go dobrym a jego własne wartości. King napisał bajkę (zakładam, bo książki nie czytałem) i tą samą bajkę trzeba przenosić na ekran? Ja bym zmienił wiele jeśli już bym się za to wziął. W skrajnym przypadku wykorzystałbym tylko jakiś wątek i wokół niego napisał scenariusz. Takie modyfikacje oczywiście będą oburzać fanów Kinga (którzy oczekiwali zobaczyć książkę na ekranie) oraz samego Kinga. Podobnie ostatnio wydaje się książki na podstawie filmów - zwyczajne kopie. Jaki jest tego sens? Taki, że można zarobić bo twórczość to jest żadna. Książki na zamówienie, tak samo ten film był na zamówienie. Reżyser dostał zadane i je wykonał. Gdzie w tym artyzm? Nie mówię, że nie ma dobrych filmów opierających się mocno na książkach - są, tylko w przypadku "Zielonej Mili" nie wyszło jej to na dobre (w kwestiach merytorycznych oczywiście).
Problem byłby w tym, że tak jak pisałem, nie byłaby to "Zielona Mila", lecz załóżmy "Ostatnia Mila". Gdyby zmieniono gruntownie fabułę książki na potrzeby filmu to nie tylko fani Kinga, ale wiele osób byłaby oburzona takim zabiegiem. (taki przykład, nie zbyt wyszukany ale przykład: "Anioły i Demony". Scenarzysta (czy scenarzystka?) zmienił i wyodrębnił z książki takie wątki czy nawet bohaterów, że film naprawdę nie należał do udanych, a miał potencjał na wiele więcej i to wszystko przez niepotrzebne zmiany lubianej choć kontrowersyjnej książki na potrzeby zrobienia superholyłuckiej produkcji). Według mnie ta "bajka" Kinga została ujęta w film w taki sposób, że jest to coś odmiennego. Nie jest to film o ordynarnych sposobach więziennictwach, ale właśnie coś takiego co przyciąga.
Kończąc, uważam, że zmiana scenariusza byłaby brzydko mówiąc głupstwem (nie obrażając oczywiście nikogo kto ma przeciwne zdanie do mojego). Jestem pewny gdyby właśnie tak się stało, nie dyskutowalibyśmy o tym filmie, bo byłby mniej znany i niżej notowany w skalach ocen i przeróżnych rankingach.
Zacząłem od książki, więc film mnie nie zaskoczył. Dobrze zrealizowany, nie powiem. Musze się jednak przyznać, że jakoś nie przemawiają do mnie ekranizacje książek Kinga, zawsze czegoś mi w nich brakuje.
Jedno mnie chyba uderzyło, podobnie jak w Skazani na Shawshank, oglądając ten film aż samem się momentami chciało iść do więzienia:P.