Film owszem świetny, ale nie rozumiem jednej rzeczy, dlaczego stwierdzili, że Coffeya nie da sie uniewinnic. Wystarczyloby sprowadzic tego farmera, ktory rozpoznalby w tym zabitym facecie goscia, ktory pracowal u niego, wszystko daloby sie powiazac, wiec troche to naciagane.
Najważniejszą sprawą było to, że Coffey był czarny. Wtedy(w czasach, w jakich rozgrywa się akcja filmu) jak tylko można było oskarżyć murzyna, robiono to.
Nie pamiętam dokładnie, jak to wszystko ukazane było w filmie, ale w książce było powiedziane. Dziki Bill malował tę stodołę, czy co to tam było, a potem odjechał. Dopiero po trzech dniach bodajże zabił bliźniaczki. Nie wiedzieli, jak mogliby udowodnić, to, że wrócił. Chociaż może rzeczywiście, gdyby zajęły się tym władze, dałoby się to wszystko udowodnić...
Ale z drugiej strony, Coffey sam chciał odejść.