Wzruszyłam się, wręcz płakałam na trzech scenach -1. na tym, jak John pierwszy raz oglądał film. Gdy widziałam wtedy, jak się cieszy.. Normalnie same łzy się do oczu cisnęły.
2. Gdy "wkrzesił" myszkę. To było na serio wspaniałe...
3. Koniec.. No tak, chyba każdy płakał na końcu. Nie mogłam się powstrzymać... Gdy pojawiły się napisy byłam cała zapłakana.
Na koniec chciałabym powiedzieć, że ten film zrobił na mnie duże wrażenie, dużo mnie nauczył.. I jeszcze jedno. Moim zdaniem, to na takim filmie POWIINNO się płakać, a nie na Zmierzchu..
Dlaczego nie powinno? A do tych trzech scen ja bym dołożył jeszcze scenę jak leci film z piosenką "i"m in heaven". Przynajmniej moim zdaniem.
Mam na myśli scenę z początku filmu,nie tylko tę,w której to John ogląda ten film.