Kinematografia od dawna stara sie zaistniec jako sztuka...ciezko jej sie w tym odnalesc bo zawsze za nia kroczy komercja ktora jak dla mnie(i nie tylko) jest zaprzeczeniem wszystkiego co prawdziwe i ujmujace w sztuce,jednak czasem sie udaje zaszczepic TO ziarnko magi ktore zmusza di refleksji w filmie.Wlasnie po obejrzeniu"Zielonej Mili"poczulem ten dreszczyk,taki sam jak po "miedzy niebem a pieklem"i paru innych filmach ktore pokazuje prawdziwa istote dobra..."Zielona Mila" w szczegolnosci mi sie spodobala bo stawia wliasnie to najprostrze bezwarunkowe dobro na pierwsztm miejscu,w filmie wystepuje rowniez milosc(nadmienic trzeba ze nie patetyczna i przesadzona) jedna to bezwarunkowe dobro jest na miejscu pierwszym..pokazany pryzmat swiata rzadzacego sie wlasnym (ludzkim,paragrafowym)prawem ktore nie zawsze uzywa dobrze wywazonej wagi by osadzac ludzi.Film polecam kazdemu kto chodz troszke szuka oderwania sie od szarej rzeczywystosci by obejrzal ten film(wiekszosc z Was juz to pewnie zrobila)ale po tylu seansach ktore przezywam zawsze tak samo chcialem napisac cos o tym filmie,jak ja go czuje bo jako jeden z niewielu nigdy nie daje mi spokoju zaraz po tym gdy przeleca napisy,zmusza do glebszej refleksji a w dzisiejszym-plytkim-emocjonalnie swiecie a to zaleta ktora trzeba docenic i nie mozna obejsc obojetnie!!pozdrawiam napiszcie co o tym myslicie?