Felieton

Biały żagiel

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Bia%C5%82y+%C5%BCagiel-129890
Biały żagiel
Sformułowanie "za sukcesem każdego mężczyzny stoi wspaniała kobieta", które często pojawia się w kontekście "ŻonyBjörna Runge, w gruncie rzeczy wcale nie jest takie ładne. Zakłada bowiem, że kobieta jest właśnie do tego, żeby mężczyzna mógł ze spokojem zdobywać kolejne puchary. Czy mówi ktoś, że za sukcesem każdej kobiety stoi wspaniały mężczyzna? Nie słyszałem.

Są oczywiście filmy o kobietach pisarkach – spokojnie można je policzyć na palcach jednej ręki – ale w dużej mierze bohaterami filmów o literaturze są faceci. Jureczek – prozaik błąkający się na ostrej bani po krakowskich Plantach w "Pod Mocnym Aniołem" Wojciecha Smarzowskiego. Henry – poeta przybijający gwoździe w nocnym barze w "Ćmie barowejBarbeta Schroedera. Kobiety krążą wokół nich właśnie jak te anioły – mają chronić przed upadkiem i rozgrzeszać. 

Nawet w tak grzecznych i inteligentnych filmach o pisarzach, jak "Cudowni chłopcy" Curtisa Hansona czy "Koniec trasy" Jamesa Ponsoldta – w tym pierwszym ludzie pióra łykają psychotropy i palą blanty, a w tym drugim w ogóle nie ma żadnych używek, tylko pepsi, żelki i hamburgery – kobiety pojawiają się wyłącznie na drugim planie. Występują pod postacią: koleżanki z pracy, koleżanki ze studiów, debiutujące poetki, debiutującej autorki opowiadań. Ich przyszłość nie ma przyszłości, co najwyżej mogą zostać redaktorami w wydawnictwie, gdzie będą pracować nad książkami kolegów z roku, tak mniej więcej dzieje się w "Cudownych chłopcach", filmie, który zamyka obraz pisarza siedzącego sobie nad rękopisem, w gabinecie z widokiem na las, czekającego na nową żonę, która za chwilę wróci do domu z ich dzieckiem. Już może – pisarz skończył na dziś swoje pisanie, więc nie będzie narzekał, że mu się znowu przeszkadza. Zbliżona atmosfera panuje w filmie "W drodze", opowiadającym o Davidzie Fosterze Wallace'a, facecie, który miał pełną świadomość pułapek, w które nas wpuszcza kultura, i gierek, w które gramy ze swoim mózgiem, byle tylko osiągnąć egoistyczne cele i równocześnie tak grać, żeby cały świat miał nas za równych kolesi. 

"Żona" wchodzi do kin w ciekawym czasie – w roku, kiedy nie zostanie przyznana nagroda Nobla w dziedzinie literatury. Powodem jest skandal, a raczej skandale. Najpierw szwedzka gazeta opublikowała artykuł o mężu poetki Kateriny Frosterson, jednej z członkiń Szwedzkiej Akademii, znanym fotografie, który przez lata molestował swoje modelki. W tym celu miał korzystać z mieszkań należących do Akademii. Później wyszły jeszcze na jaw machlojki finansowe i to, że Claude Arnault, bo tak się nazywa mąż Frosterson, przez lata był źródłem przecieków z nazwiskami kolejnych laureatów. Jak wiadomo, tę wiedzę można było z dużym pożytkiem wykorzystać u bukmacherów.


Film Björna Runge, na podstawie książki Meg Wolitzer, zgrabnie natrząsa się ze skostnienia noblowskich notabli. Runge kataloguje napuszone rytuały literackiego salonu, w "Żonie" pojawia się nawet fotografka i motyw uwiedzenia, ale najwięcej szpilek zostaje wbitych przede wszystkim w Noblistę – ukazanego jako wzorowego farmazona, pełnego frazesów egoistę i egotyka, który ciągle stosuje te same tanie chwyty, żeby uwieść tłum. Skoro jest on jednak takim farmazonem, to dlaczego małżonka ciągle przy nim trwa, przecież złożenie pozwu rozwodowego jest dzisiaj całkiem proste? "Żona" jest właśnie najciekawsza w ukazaniu tego dziwnego klinczu, w którym żyją pisarz i jego małżonka, wzmocnionego przez presję kultury "mansplainingu". W niej to mężczyźni są od tego, żeby objaśniać świat i mówić naprawdę interesujące rzeczy. Film Runge pokazuje, że z tak urządzonej rzeczywistości wcale nie tak łatwo się wypisać.

W "53 wojnach", opartych luźno na "Miłości z kamienia" Grażyny Jagielskiej, Ewa Bukowska przygląda się innej skamienielinie patriarchatu, która zawiera się w słowach znanych ze szlagieru Alicji Majewskiej: "męska rzecz to być daleko, a kobieca wiernie czekać" (słowa do piosenki napisał mężczyzna, Wojciech Młynarski). W swojej książce Jagielska opisała życie u boku wieloletniego korespondenta wojennego. Życie, które rozpadło się na kawałki pod wpływem nieustannego strachu o męża.


Niejeden film utwierdził nas w przekonaniu, że zawód korespondenta wojennego jest zarezerwowany wyłącznie dla facetów – ostatnio "Jeszcze dzień życia", oparty na książce Kapuścińskiego. Skądinąd wiadomo, że żona tego wspaniałego reportera na pewnym etapie zarzuciła praktykę lekarską, żeby zająć się biurem swojego męża. W "Miłości z kamienia" ktoś w pewnym momencie zadaje pytanie głównej bohaterce: kiedy ostatni raz czułaś się szczęśliwa? Kobieta odpowiada bez wahania, że wtedy, gdy doceniono jedną z książek jej męża. I tak presja bycia żoną korespondenta wojennego zostaje dodatkowo podbita przez presję bycia żoną pisarza.

Bukowska subtelnie wyciąga to, co najważniejsze z książki Jagielskiej – obraz kobiety zamkniętej w mieszkaniu, odchodzącej od zmysłów z lęku o zdrowie męża i równocześnie obarczonej wychowaniem dzieci, remontem domu, a co najważniejsze – będącej pierwszym słuchaczem nierzadko makabrycznych zwierzeń męża i pierwszą redaktorką jego książek. W pewnym momencie podejmuje ona dramatyczną próbę zbliżenia się do swojego partnera, proponuje mu, że wyruszy z nim na kolejną wyprawę, ten jednak jej odpowiada, że potrzebuje jej w domu – potrzebuje mieć kogoś, do kogo będzie mógł wracać, bo tylko wtedy w trakcie wyjazdów będzie się czuł nietykalny i nieśmiertelny.

I choć zarówno film, jak i książka doprowadzają do momentu, kiedy mężczyzna wychodzi wreszcie ze swojej skóry, próbuje spojrzeć na świat oczami swojej partnerki, to jednak pytanie, dlaczego jego żona tyle lat wytrzymywała w zgotowanym jej piekle, wisi nad utworami Bukowskiej oraz Jagielskiej. I pozostaje bez odpowiedzi.