Chyba wszyscy doskonale wiedzą, że
Alan Moore nie jest fanem Hollywood, a już w szczególności nie jest fanem kinowych adaptacji swoich dzieł. Nie powinno zatem dziwić, że jest on niezwykle zadowolony z problemów jakie Warnerowi przysparza 20th Century Fox w związku ze
"Strażnikami".
Moore ma nadzieję, że film nigdy nie ujrzy światła dziennego.
- J
est coś zabawnie ironicznego w problemach prawnych [trapiących film] – powiedział
Moore dziennikarzowi Los Angeles Times. – Być może została na niego rzuca klątwa, może z Anglii. Ja zaś zapewniam was, że w nadchodzących miesiącach będę wielokrotnie pluł jadem.
Moore nie zostawia na Hollywood suchej nitki:
Wszystko to sprawia na mnie wrażenie jakbyśmy my widzowie byli świeżo wyklutymi pisklętami czekającymi z rozdziawionymi dziobami aż Hollywood nakarmi nas zwróconymi robakami. Filmowi "Strażnicy" są dla mnie właśnie takimi wyrzyganymi robalami. A ja mam już dosyć takich robaków. Czy choć raz nie mogę dostać czegoś innego? Może coś na wynos? Nawet chińszczyzna z robaków byłaby miłą odmianą. Niezwykle obrazowe spojrzenie na Hollywood, prawda? Jednak nas w redakcji nurtuje jedno pytanie: Jakim cudem
Moore sprzedał prawa do ekranizacji komiksu, skoro ma dość Hollywood? Co więcej,
"Strażnicy" nie są pierwszym jego tytułem adaptowanym na potrzeby kina. Czyżby nie uczył się na własnych błędach?