Z tysięcy filmów, które co roku powstają na świecie, jedynie garstka może liczyć na sukces komercyjny. Większość z nich to wytwory wielkich studiów, z zasobami na wystawną produkcję i skuteczną promocję. Od czasu do czasu hitem ekranów stają się jednak tytuły niezależne, stworzone przez pasjonatów z dużymi ambicjami. W taki sposób również można odnieść spektakularny sukces.
Twórcom filmów z tego rankingu nigdy nie śniło się, jakim zaufaniem obdarzą ich widzowie. Ich dzieła przyciągnęły przed ekrany tłumy; w wielu przypadkach otworzyły ścieżkę do wielkiej kariery. A wszystko za ledwie ułamek ceny, jaką zwykle płaci się za popularne produkcje. Przed Wami filmy, które kosztowały niewiele, ale zarobiły bardzo dużo.
TOP 10: najlepsze filmy, które zamieniły mały budżet w wielki sukces
Historia powstania filmowego zwycięstwa boksera to materiał na osobny tytuł – opowieść podnoszącą na duchu niczym ta z ekranu. Samodzielny projekt Sylvestra Stallone’a przyniósł aktorowi pierwszy poważny zarobek w życiu. Dodatkowo wrzucił go prosto do grupy najbardziej wziętych nazwisk w Hollywood. Tak dzieje się tylko, gdy film zdobywa największe nagrody. Zdaniem Oscarowej akademii "Rocky" stał się najlepszym filmem 1976 roku, pomimo że kosztował zaledwie niecały milion. Kinowy underdog wygrał też w wyścigu o wielkie pieniądze – zarobił aż 225 milionów. Dodatkowo pięściarz Balboa stał się popkulturową ikoną, rozpoczynającą serię kontynuacji. Kiedyś bezrobotny, przeszedł do historii jako twarz franczyzy, która do dziś zarobiła na świecie prawie 2 miliardy.
Początki Roberta Rodrigueza jako filmowca nie były łatwe. Na stworzenie swojego pierwszego filmu przyszły reżyser szukał pieniędzy na własną rękę. Bez możliwości ubiegania się o wsparcie stwierdził, że ostatecznie nie potrzebuje bogatych inwestorów, a wydatki pokryje z własnej kieszeni. Zgłosił się jako ochotnik na kliniczne testy nowych leków i tak zebrał potrzebne mu 7 tysięcy dolarów. Funkcję reżysera łączył z innymi pracami: był też scenarzystą, operatorem kamery, dźwiękowcem, producentem i montażystą. Ostatecznie wygrał – przeniósł na ekran swoją opowieść o młodym grajku ulicznym, który zostaje wplątany w wojnę z kartelem narkotykowym. Pomimo ograniczeń Rodriguez spełnił swoje marzenie. Choć zarobione 2 miliony nie robią może takiego wrażenia przy pozostałych filmach z tej listy, "El Mariachi" zdecydowanie osiągnął sukces. Przez kolejne lata twórca, który wszedł do Hollywood razem z futryną, mógł pokazywać na całym świecie wytwory swojej wyobraźni: m.in. "Desperado", "Sin City", "Od zmierzchu do świtu", "Mali agenci" czy "Maczeta".
Gdzieś w otchłani, poza czasem i przestrzenią, kryje się zapewne równoległa rzeczywistość, w której niepozorny debiut młodego Amerykanina nie stał się kultowym i niezwykle dobrze zarabiającym projektem. Żyjemy jednak w świecie, gdzie "Wynalazek" z 2004 roku dotarł do swoich widzów, którzy pokochali go za całkowicie bezpardonowe podejście do elementu science w gatunku science fiction. Zamiast prostolinijnej alegorii dostajemy po oczach prawdziwym naukowym wykładem, historią studentów, którzy przypadkowo budują wehikuł czasu. Zamiast efektownej walki z czasem otrzymujemy zadumę nad tym, co powinno się wydarzyć, a także tym, co już nie może powstać; o możliwościach i zmarnowanych szansach przez pryzmat nieokiełznanej siły. Tytuł dla fanów wielokrotnych, złożonych prób rozszyfrowania fabularnych zawiłości zadebiutował na festiwalu Sundance, a limitowana dystrybucja pozwoliła zgarnąć niecały milion wpływów z kin. Przy budżecie 7 tysięcy dolarów to wciąż imponujący wynik, powiększony zapewne wielokrotnie dzięki kultowi, jakim tytuł obrósł przez kolejne 20 lat.
Na przebojowe zyski przy niewielkich kosztach mogły liczyć też komedie romantyczne. Jednak niewiele przełożyło skromny budżet na taki sukces, jakim pochwalić się mogą twórcy "Mojego wielkiego greckiego wesela". Opowieść o greckiej rodzinie mieszkającej w USA, która nie akceptuje wybranka córki, kosztowała zaledwie 5 milionów dolarów. Koprodukcja kanadyjsko-amerykańska została okrzyknięta jednym z hitów 2002 roku – pomimo niewielkiej dystrybucji, utrzymywała się na ekranach przez kolejne tygodnie, zbierając stałą liczbę widzów spragnionych rozrywki. Po niemal roku wyświetlania przychód wyniósł ponad 360 milionów. Filmowi pomogli też krytycy, którzy raczej pozytywnie wypowiadali się o komedii. Całości sukcesu dopełniły nominacje: do Oscara, Złotych Globów, nagród Critics' Choice czy Stowarzyszeń Scenarzystów, Producentów i Aktorów, dla samego filmu oraz scenarzystki Nii Vardalos. Produkcja miała swoją kontynuację w postaci serialu "Moje wielkie greckie życie" i dwóch filmów kinowych.
Dziś Jared Hess ma na koncie jeden z największych filmów roku, "Minecraft: Film". Zanim zaprosił widzów do growego świata klocków, rozpoczynał swoją przygodę z kinem od historii Napoleona, ekscentrycznego nastolatka chodzącego do liceum. Bohater postanawia pomóc jednemu z niewielu przyjaciół w wygraniu wyborów na przewodniczącego szkoły. Prześmieszna kronika kampanii prezydenckiej według grupy dzieciaków, podobnie jak inne filmy z tej listy, okazała się niezwykłym sukcesem. Przepustką do wielkiego triumfu opowieści o nerdach okazał się festiwal Sundance, gdzie prawa do dystrybucji zakupiło Fox Searchlight Pictures. Uzyskane 45 milionów sprawia, że ok. 400 tysięcy dolarów, które kosztowało nakręcenie filmu, to nadal jedna z najlepszych inwestycji w historii kina.
Debiut Sama Raimiego przeszedł długą drogę od pomysłu do realizacji i późniejszego sukcesu. Najpierw powstał krótki film "Within the Woods", który pozwolił na zebranie potrzebnych funduszy. Potem produkcja – na pożyczonej kamerze, w domu w środku lasu; następnie szukanie dystrybutora i pokazy festiwalowe. W końcu do wizji reżysera, tworzącego duszny klimat i przerażającą historię z ograniczonych środków, przekonali się też możni z Hollywood. Kampania promocyjna powiększyła budżet do około 375 tysięcy dolarów, ale pozwoliła ściągnąć do kin pierwszych śmiałków, którzy zachwalali produkcję swoim znajomym. Ale to poza USA film zdobył największą popularność. Twórcy mogli cieszyć się z niezwykłego zarobku, niemal sięgając okrągłych 30 milionów. Pierwszy sukces dopiero rozpoczął historię "Martwego zła" – produkcji w równym stopniu kultowej, co jej znane kontynuacje i spin-offy.
Legenda sukcesu "Blair Witch Project" prześcignęła samo dzieło, które dziś jest przykładem, że pomimo niewielkich środków da się zrobić prawdziwy hit. Fragmenty podróży trójki studentów szkoły filmowej, którzy uzbrojeni w kamery realizują dokument o przerażającej miejskiej legendzie, oglądamy właśnie przez ich obiektyw. Pięciodniowa wycieczka w głąb lasu nie szokuje obrzydliwymi sekwencjami ani jump scare’ami. Działa tu prostota, bardziej wymowna i działająca na wyobraźnię niż najbardziej kosztowne produkcje wypełnione efektami specjalnymi. W ten sposób szeroka widownia poznała styl found footage, który doczekał się wielu naśladowców w świecie horroru. Tylko garstka z nich może pochwalić się podobnym finansowym sukcesem. 60 tysięcy budżetu zamieniło się bowiem w ćwierć miliarda zysku z kin.
To jeden z niewielu udanych naśladowców "Blair Witch Project", który odświeżył pomysł i wykreował dochodową markę. "Paranormal Activity", dzieło Orena Peliego, zostało stworzone za zaledwie 15 tysięcy dolarów. Opowieść pokazuje życie młodej pary, która przeżywa koszmar. W ich domu grasuje bowiem nadnaturalna siła. Sami poszkodowaniu rozstawiają kamery, aby nagrać działanie niszczące spokój, a nawet zagrażające życiu. Niezależna produkcja została pokazana na kilku festiwalach, aż zainteresował się nią sam Paramount Pictures. Pod okiem hollywoodzkiego studia w post-produkcję wpompowano kolejne 200 tysięcy. Takie koszty zwróciły się niemal od razu. Ale skali oszałamiającego sukces nie spodziewał się chyba nikt – przychody z kin zatrzymały się tuż przed 200 milionami dolarów. "Paranormal Activity" zostało początkiem całej serii, tworzonej według wzoru czerpanego z oryginału.
"Clerks - Sprzedawcy" to pierwszy film Kevina Smitha, który z zapalonego fana komiksów z New Jersey zmienił się w hollywoodzkiego reżysera. Kultowa komedia o znudzonych swoim przewidywalnym życiem pracowniku sklepu spożywczego stała się jednym z pierwszych przykładów wielkiego sukcesu amerykańskiego kina niezależnego lat 90. Po premierze filmu na festiwalu w Sundance prawa dystrybucyjne zakupił Miramax, który zamienił 27 tysięcy budżetu w grubo ponad 4 miliony przychodu. W akompaniamencie wspaniałych recenzji produkcja przetrwała jako jeden z filmów definiujących epokę. Realistyczny portret młodych bohaterów okazał się przede wszystkim zabawną komedią, do dziś przywoływaną jako szczytowe osiągnięcie w karierze Smitha.
Film w reżyserii Tobe’a Hoopera do dziś uznawany jest za jeden z najlepszych oraz najważniejszych horrorów w całej historii kina. Zainspirowany prawdziwymi zbrodniami opowiada historię grupy młodych ludzi, którzy trafiają do domu rodziny kanibali. Rozpętuje się festiwal makabry – nastolatki muszą bowiem stanąć do nierównej walki z noszącym maskę z ludzkiej skóry Leatherface'em, który zabija za pomocą piły mechanicznej. Po batalii z cenzurą dotyczącej przedstawienia przemocy na ekranie wiadomość rozniosła się błyskawicznie – w momencie premiery "Teksańska masakra" szokowała jak żaden inny film. Po latach nic się nie zmieniło, a 50-letni horror nadal zaskakuje i przeraża. Później okrzyknięty kamieniem milowym kina grozy, już w trakcie pokazów kinowych zbierał przed ekranami fanów mocnych wrażeń. Produkcja niskobudżetowa, kosztująca zaledwie ok. 140 tysięcy dolarów, zamieniła się w wielki sukces szacowany na 30 milionów dolarów z kin.