Co przeżywa polski inteligent?

Filmweb /
https://www.filmweb.pl/news/Co+prze%C5%BCywa+polski+inteligent-37396
Piotr Śmiałowski

Filmów, które przedstawiałyby polską rzeczywistość po ?89 roku i jednocześnie dawały polskiemu inteligentowi szanse lub choćby realną nadzieję na osiągnięcie swoich celów, powstaje ciągle niewiele. W ostatnich latach jedynie "Doskonałe popołudnie" Przemysława Wojcieszka, "Zmruż oczy" Andrzeja Jakimowskiego i "Pręgi" Magdaleny Piekorz mocną wymową swojego zakończenia pozwalały uwierzyć, że los bohaterów ? mimo porażek w przeszłości - spoczywa przede wszystkim w ich rękach. A lista tych porażek jest długa. Straszne wspomnienia z dzieciństwa nie pozwalają Wojciechowi ? głównej postaci "Pręg", na jakiekolwiek otwarcie się na ludzi. Dopiero upór zakochanej w nim kobiety coś w nim zmienia. Natomiast młoda para zakochanych z filmu Wojcieszka, która prowadzi małe wydawnictwo, nie rozpamiętuje swoich niepowodzeń; są chyba podświadomie przekonani, że musi im się udać. Zresztą widz także w to wierzy, bowiem film Wojcieszka ? nie popadając wcale w przerysowanie ? od początku stara się znaleźć w mini-porażkach bohaterów ? paradoksalne - pozytywne strony.

Bohater "Zmruż oczy", niespełniony pisarz, powinien czuć się najbardziej przegrany: przekreślił przecież całe swoje dotychczasowe życie, wyjechał z miasta i pracuje teraz jako stróż w likwidowanym pegeerze. Lecz nie zmienił się jako człowiek ? jest wobec ludzi ciepły i otwarty. I to jest chyba jego szansa: jako człowiek nie przegrał.

Dosyć podobnie przedstawiali inteligentów już Ci twórcy, którzy jako pierwsi po ?89 roku skierowali na nich swoją uwagę. Komedia Feliksa Falka "Kapitał, czyli jak zrobić pieniądze w Polsce" powstawała w momencie przełomowym - film miał swoją premierę już w lutym 1990 roku. Jest to historia całkowitej porażki bohatera. Naukowiec, wracający po kilku latach z zachodu z pewną sumą pieniędzy, postanawia pomnożyć zaoszczędzony kapitał, otwierając kolejno: bar z frytkami i zapiekankami, punkt ksero, biuro matrymonialne, hodowlę żab. Każdy interes po krótkim czasie padał?

Porażki bohatera Falk przedstawiał jako skutek nieumiejętności znalezienia się w świecie, którym przestała obowiązywać dawna hierarchia wartości, rządzą tylko znajomości, a uczciwość postrzega się ? delikatnie mówiąc ? jako frajerstwo.

Także Kazimierz Kutz w "Strasznym śnie Dzidziusia Górkiewicza" z 1993 roku nie krył sceptycyzmu wobec mechanizmów kształtujących i rządzących rzeczywistością po przełomie. Scenariusz filmu napisał Jerzy Stefan Stawiński, który powrócił do swojego bohatera znanego z "Eroiki" Andrzeja Munka. Dzidziuś Górkiewicz ? jak opowiadał sam Stawiński ? zmienił się z cwaniaka w statecznego i dystyngowanego inteligenta. Zgadza się kandydować na urząd burmistrza małego miasta. I choć wydaje się, że jego doświadczenie i pomysł na rozwój miasta pozwolą mu objąć to stanowisko, Górkiewicz przegrywa. Ważniejszy okazywał się bowiem brak powiązań bohatera z członkami rady gminy.

Zarówno Falk, jak i Kutz wraz ze Stawińskim stworzyli postacie bohaterów, którzy będąc świadkami przemian, nie potrafią za nimi nadążyć. Jerzy Stuhr w swoim ostatnim filmie dzięki ciekawej perspektywie jeszcze wyraźniej pokazuje zagubienie granego przez siebie bohatera w nowej polskiej rzeczywistości. Wprawdzie historia rozgrywa się w 2003 roku, ale dla Józefa Kozioła właśnie ten moment jest swoistą cezurą oddzielającą współczesność od doświadczeń z czasów PRL-u: ostatnie 17 lat spędził w klasztorze (przed stanem wojennym był nauczycielem wychowania fizycznego a trochę później ? kierowcą karetki pogotowia). Stuhr umieszcza go w takich sytuacjach ? jak choćby kampania wyborcza widziana od wewnątrz ? w których Koziołowi niezwykle trudno będzie funkcjonować w zgodzie ze swoimi przekonaniami. Nie udaje mu się również odbudować więzi z rodziną. Chcąc pomóc córce, która bierze narkotyki, w istocie jej szkodzi. Zaszkodził także synowi, mówiąc prawdę w twarz jego szefowi - wojującemu politykowi. Kozioł po raz drugi decyduje się więc odciąć od rzeczywistości i żyć jakby obok niej, dzięki czemu czuje się znowu szczęśliwy.

Jerzy Stuhr stworzył postać, której motywy postępowania ? pomimo wielu wątpliwości ? można zrozumieć. To jeden z niewielu bohaterów Stuhra, dla którego reżyser był łaskawy. Inni inteligenci, których pokazał w debiutanckim "Spisie cudzołożnic" (opartym na powieści Jerzego Pilcha), "Historiach miłosnych" i "Tygodniu z życia mężczyzny" są trudniejsi do zaakceptowania. Krakowski polonista ze "Spisu?" ? jak powiedział sam Stuhr ? ma trochę kompleksów, że nie jest artystą, też chciałby występować w Piwnicy co sobotę, nie ma za dużo pieniędzy i jest trochę zblazowany? Przede wszystkim jednak jest to człowiek słaby.

Z kolei profesor polonista z "Historii miłosnych"i prokurator z "Tygodnia z życia mężczyzny" stają przed wyborami, które mogą zburzyć dotychczasowy, budowany latami porządek ich życia: studentka wyznaje profesorowi miłość i oczekuje, że on odpowie na jej uczucie; prokurator dowiaduje się o szansie wyleczenia jego ciężko chorej matki, ale żeby zapłacić za bardzo drogą kurację, musiałby zrezygnować z kupna domu. Żaden z nich nie podejmie decyzji, która wymagałaby poświęcenia lub byłaby dla nich ryzykowna. Winą obu będzie więc zaniechanie. Stuhr, którego interesują w jego filmach przede wszystkim rodzące się i gasnące ludzkie uczucia, niesłychanie wymownie obrazuje moment upadku zarówno bohatera "Historii miłosnych", jak i "Tygodnia z życia mężczyzny". Ich klęska to przede wszystkim klęska uczuć, które okazały się zbyt słabe, by bohaterowie mogli zrezygnować z wygodnego życia. Prokurator próbuje zresztą naprawić swój błąd, ale jest już za późno.

Stuhr jest w swoich filmach obserwatorem pewnej rzeczywistości, natomiast Marek Koterski, który w równym stopniu interesuje się i przedstawia kondycję współczesnego polskiego inteligenta, opiera swoje opowieści na osobistych doświadczeniach. Już w swoim debiucie, "Domu wariatów" z 1984 roku stworzył swoje alter ego ? postać Adasia Miauczyńskiego (tylko raz nadał mu później imię Michał), którego obserwujemy na przestrzeni lat w siedmiu filmach. Każda historia przedstawia kryzys psychiczny w życiu bohatera.

Miauczyński to neurotyk. Jego kondycja psychiczna to swoista sinusoida, na której jednak momenty ponad poziomem zdarzają się dużo rzadziej. Złe samopoczucie Miauczyńskiego nie rodzi się z pojedynczych impulsów, jest sumą dotychczasowych złych doświadczeń, za które bohater wini przede wszystkim otoczenie. We wspomnianym już "Domu wariatów" czy o dwa lata późniejszym "Życiu wewnętrznym" jest to rodzina i sąsiedzi, ale w filmach powstałych po ?89 roku istotną rolę zaczyna odgrywać jeszcze sytuacja ekonomiczna, ustrój polityczny.

Wydaje się, że przemiany, które nastąpiły w Polsce, pogłębiły tylko frustrację Miauczyńskiego. W jego życiu nic się bowiem nie zmieniło na lepsze. Mieszka nadal w bloku, jeździ zdezelowanym maluchem, praca nie przynosi mu żadnej satysfakcji. Koterski osadza go w różnych ? lecz w istocie podobnych - środowiskach zawodowych: w filmie "Nic śmiesznego" z 1995 roku Miauczyński jest reżyserem filmowym, w Ajlawju z 1999 roku ? krytykiem literackim, w "Dniu świra" z 2003 roku ? polonistą i poetą, a we "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" ? kulturoznawcą. W żadnym zawodzie nie potrafi jednak osiągnąć spełnienia. Nie widzi także sensu, by wykonywać swoją pracę; twierdzi, że nikomu nie jest potrzebna. Znamienne są słowa, które wypowiada w "Dniu świra" zaraz po przebudzeniu: Mam niby jakieś obowiązki, a przecież ? pustka. Jakby zupełnie nie miało znaczenia czy wstanę, czy nie wstanę. Czy zrobię coś, czy nie zrobię.

Miauczyński marzy, by ułożyć sobie życie z kobietą. Wierzy, że wyśniona Małgorzata lub spotkana ponownie młodzieńcza miłość, Elżbieta mogłyby odmienić jego życie. Z żoną prawie w ogóle nie rozmawia, potrafią się ze sobą już tylko kłócić. Jest w nim ogromny ładunek agresji, która ? w różnym stopniu ? ujawnia się na każdym kroku, powodując coraz większe osamotnienie.

We "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" Miarczyński zmaga się z alkoholizmem. Koterski wysuwa tu znów na pierwszy plan relację bohatera z rodziną i to jak nałóg ukształtował jego egzystencję. Miauczyński mógł kontynuować pracę naukową na uniwersytecie, lecz uniemożliwił mu to alkoholizm. Jego inteligencja pogłębia teraz tylko frustrację. Nie mogąc wyzwolić się z nałogu i sięgając po kolejną butelkę, Miauczyński nie umie zagłuszyć w sobie świadomości, co traci, będąc ciągle pijanym. Wie bowiem, jak mogłaby wyglądać jego relacja z synem, jego droga zawodowa. Można by powiedzieć, że po pijanemu jest ?biernie mądry?.

Nie znam ostatnich badań, które obrazowałyby poglądy Polaków o tym, kogo najczęściej dotyka choroba alkoholowa, ale jeszcze w 1996 roku ponad połowa uważała, że alkoholizm to przede wszystkim nałóg ludzi ze społecznych nizin. Sporym novum był więc film Barbary Sass "Tylko strach" z 1994 roku. ? Alkoholizm dotyka nie tylko ludzi z marginesu ? mówiła reżyserka przed premierą. Bohaterka jej filmu jest znaną dziennikarką telewizyjną. Rok temu przezwyciężyła nałóg, lecz teraz ? przez prywatne niepowodzenia i lęk przed samotnością ? znowu obsesyjnie myśli o chwilowej uldze, jaką przyniósłby jej na przykład kieliszek koniaku. Walczy jednak ze swoim ?pragnieniem?, ponieważ zdaje sobie sprawę, że nawet łyk alkoholu może wpędzić ją znów w nałóg.

Na nieco innym etapie ulegania alkoholizmowi jest bohater "Żółtego szalika" Janusza Morgensterna. Prezes dużej firmy (gra tę postać Janusz Gajos) nie może narzekać na brak sukcesów. Lecz za ten sukces płaci wysoką cenę, bo nie potrafi już przeżyć dnia bez dużej dawki alkoholu. Nie podjął prawdopodobnie jeszcze nigdy zdecydowanej walki z nałogiem. Obserwujemy go w najgorszej, pełnej pijackich ekscesów fazie choroby. I choć finały filmów Koterskiego, Sass i Morgensterna zawierają subtelne nuty optymizmu, nie zmieniają ? co nie jest zarzutem - prawie w ogóle ich wymowy. Widz czuje się wprawdzie pokrzepiony, wiedząc, że Miauczyński przestał pić, a bohaterowi Morgensterna może się to udać, ale wie jednocześnie, że zostali na zawsze naznaczeni, że będą musieli żyć, pamiętając o swoich upadkach i nie mając pewności, że nie sięgną już nigdy po butelkę.

Kolejny problem, z którym polski inteligent nie potrafi sobie poradzić, a jest na te kwestie szczególnie uwrażliwiony to zetknięcie się człowieka ze śmiercią. Umieranie jest głównym tematem "Życia jako śmiertelnej choroby przenoszonej drogę płciową" (bohater dowiaduje się, że jest śmiertelnie chory) i jednym z najważniejszych wątków "Persony non grata" (po śmierci żony bohater podświadomie zaczyna przygotowywać się do własnego odejścia) ? filmów Krzysztofa Zanussiego. To, co charakteryzuje bohaterów Zanussiego to radykalizacja zachowań po zetknięciu się z ostatecznością.

Jednak zarówno ambasador z "Persona non grata" jak i lekarz z "Życia?" w pewnym momencie ?wyhamowują?. Po odruchach buntu, przejawiającego się agresją wobec innych (lekarz próbuje zniszczyć związek dwojga młodych ludzi, których niedawno poznał, ambasador wchodzi w konflikty ze współpracownikami, dawnym kolegą i dawnym przyjacielem) próbują odnaleźć sens tego, co ich czeka, stają się pokorniejsi.

Jeden z wątków fabuły "Życia?" stał się dla Zanussiego podstawą do zastanowienia się nad innym, ciekawym problemem, jakim jest poznawanie i wchodzenie młodych ludzi w dorosłość i dokonywane przez nich życiowe wybory. "Suplement" ukazuje losy związku Filipa i Hanki, których lekarz z "Życia?" chciał początkowo wystawić na próbę, by ostatecznie się z nimi zaprzyjaźnić i spędzić z nimi swoje ostatnie dni. Filip zastanawiając się nad wyborem życiowej drogi, stara się także znaleźć Boga. Nie chce jednak podejmować decyzji, która nie wyniknęłaby z jasnego sygnału, że udało mu się odnaleźć kontakt z Bogiem. Wreszcie zrozumie, że wierzyć i umieć działać samodzielnie, jest właśnie tym, czego poszukiwał.

Lecz na jednym ze spotkań po premierze "Suplementu" usłyszałem, że ?tacy młodzi nie istnieją, że nie takie mają rozterki?. Potwierdzałyby to wybory i dylematy, przed którymi stają młodzi inteligenci w filmach młodych reżyserów.

Łukasz Barczyk w "Patrzę na ciebie Marysiu" zwraca uwagę na jeszcze jedną sprawę: specyficzne uwikłania z jakimi musi sobie radzić młody człowiek ? w tym przypadku młody inteligent. Presja otoczenia w tych środowiskach bywa czymś, czego nie można brutalnie odrzucić. Młody mężczyzna z tego filmu nie czuje się jeszcze gotowy do przyjęcia na siebie poważnych obowiązków, tymczasem zostaje skonfrontowany z rosnącymi oczekiwaniami jego najbliższych ? narzeczonej, która zachodzi w ciążę i chce ślubu, pracodawców, którzy życzą sobie szybszych postępów w pracy. Nie potrafi ? ze strachu przed utratą bliskiej osoby i tego, co osiągnął ? poradzić sobie z rosnącą presją, która doprowadza go w końcu do załamania nerwowego.

Bohaterowie "Dotknij mnie" Anny Jadowskiej i Ewy Stankiewicz oraz "Portretu podwójnego" Mariusza Fronta są na jeszcze wcześniejszym etapie wchodzenia w dorosłość niż bohater Barczyka. Dopiero skończyli studia ? aktorstwo ("Dotknij mnie") i reżyserię ("Portretu podwójnego" ). Oba filmy, choć przede wszystkim pokazują trud pierwszych samodzielnych kroków, są także opowieściami o artystach, którzy ze swoimi pomysłami trafiają w próżnię, tracą nadzieję i żeby się utrzymać, podejmują byle jaką pracę. Potem zaczyna brakować im już sił na realizację pomysłów, chodzenie na zdjęcia próbne; zaczyna się także rozpadać ich życie osobiste. Wyjścia z tej sytuacji właściwie nie ma, bo wewnątrz niej są już chociaż czegoś pewni, a na zewnątrz znowu czeka ich niewiadoma.

Michał Rosa w wywiadzie dla "Kina" o jego filmie "Co słonko widziało", powiedział niedawno, że biedni ludzie, których przedstawił, nie są wykształceni, niczego wielkiego nie dokonali, ale mają kręgosłup, dzięki któremu po każdej porażce wstają, otrzepują się i próbują dalej. Inteligent natomiast ? mówił Rosa - stara się zawsze znaleźć jakiś punkt odniesienia i wytłumaczyć sobie niepowodzenie. Co ? dodajmy ? niekoniecznie jest jego siłą, raczej słabością. Polskiego inteligenta pokazuje się zwykle na ekranie jako przegranego człowieka, a chwile, kiedy udaje mu się zatryumfować nad swoimi słabościami czy przeciwnościami losu nie mają wystarczającej siły, by zmienić jego sposób myślenia o własnym losie.

Należałoby jednak zapytać, czy nie jest to diagnoza dziś już anachroniczna. Tymczasem nie powstał jeszcze prawie żaden film, który próbowałby nadążyć za szybko następującymi przemianami sytuacji i sposobu myślenia młodych inteligentów. Jedynie Wiesław Saniewski"Bezmiarze sprawiedliwości". Dwaj inteligenci, reprezentanci różnych pokoleń toczą tu ze sobą swoistą walkę. Jeden to adwokat w średnim wieku, który kłamie, by przekonać młodego o swojej uczciwości. Ten młody człowiek jest właśnie drugim głównym bohaterem. Skończył właśnie studia prawnicze, lecz ciągle waha się czy rozpocząć aplikację. Prawo jest dla niego mało zajmujące, ale ? jak się później okaże ? chęć dążenia do prawdy będzie jego siłą w tym zawodzie. Saniewski,,Wiesław Saniewsk popiera nonkonformistyczną postawę młodego. Lecz broni także starszego inteligenta, który pragnie jakiejś pozytywnej zmiany w życiu. Szkoda, że "Bezmiar sprawiedliwości" nie został doceniony na zeszłorocznym festiwalu w Gdyni, a potem tak długo musiał czekać na swoją premierę. Być może tegoroczny festiwal doceni filmy, w których młodzi inteligenci odnoszą życiowe zwycięstwa. Jeśli oczywiście takowe się pojawią w konkursowych projekcjach?

Piotr Śmiałowski



Autor jest znawcą polskiego kina i autorem książki "Tadeusz Janczar. Zawód: aktor". Esej poświęcony jest analizie polskiego kina po roku 89 przez pryzmat pokazywania w nim intelektualistów. Autor pokazuje, że filmów, które przedstawiałyby polską rzeczywistość po ?89 roku i jednocześnie dawały polskiemu inteligentowi szanse lub choćby realną nadzieję na osiągnięcie swoich celów, powstaje ciągle niewiele. Śmiałowski zadaje pytanie o aktualność takiej diagnozy.