Kino wciąż żyje i w wiekszości przypadków ma się całkiem nieźle

autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Kino+wci%C4%85%C5%BC+%C5%BCyje+i+w+wiekszo%C5%9Bci+przypadk%C3%B3w+ma+si%C4%99+ca%C5%82kiem+nie%C5%BAle-15485
Kilkanaście dni wypełnionych światowym kinem już za nami. Pokazem filmu "Ostatnie zamówienie" Freda Schepisi w kinie Relax zakończył się wczoraj wieczorem tegoroczny 17 Warszawski Międzynarodowy Festiwal Filmowy. Pokaz uświetniony został przybyciem producenta wykonawczego filmu, Nika Powella, będącego zarazem przewodniczącym Europejskiej Akademii Filmowej.

Kadr z filmu 'Wloski dla poczatkujacych'Gala, która zgromadziła setki widzów, tym razem na szpilkach i w garniturach, i po której odbyło się party w pobliskich Hybrydach, zaowocowała także ogłoszeniem wyników głosowania festiwalowej publiczności, która, jak już pisaliśmy wczoraj, przyznała swoje Grand Prix duńskiej Dogmie "Włoski dla początkujących" Lone Scherfig. Wybór ten, szczerze mówiąc, trochę mnie zadziwił. Fakt, że był to miły, inteligentny film, jednak sama obejrzałam przynajmniej kilka produkcji, które wydały mi się o niebo lepsze.

Cieszy mnie, że w pierwszej siódemce zauważonych przez publiczność filmów znalazła się "Pianistka" Michaela Haneke'a. Mną obraz skomplikowanych relacji między starzejącą się samotną kobietą a młodym chłopakiem dogłębnie poruszył i do dziś nie mogę o nim zapomnieć. Na szczęście widzowie w całej Polsce będą mogli odczuć ten dramat na własnej skórze, bowiem film pojawi się niebawem w naszych kinach. Moim faworytem była także głośna meksykańska produkcja "Amores perros" Alejandro Gonzaleza Inarritu. Uznanie widzów tym bardziej cieszy, gdyż FilmWeb jest patronem medialnym tego obrazu.

Zabrakło jednak wśród wyróżnionych tytułów pięknego i mocnego filmu norweskiego "Kiedy noce robią się długie" Mony J. Hoel, w którym wystąpili m.in. Zbigniew Zamachowski i Jerzy Nowak. To naprawdę wzruszająca i zarazem mrożąca krew w żyłach historia rodzinna, która powinna zostać zauważona. Myślałam także, że lekka aczkolwiek prześmieszna angielska komedia "Dog eat dog" Moody'ego Shoaibiego także znajdzie więcej zwolenników, gdyż podczas projekcji sala pękała w szwach a widownia nie przestawała śmiać się nawet na minutę. "Hedwig and the Angry Inch" to również historia, która powinna się podobać, porażająca swoją magią i świetnym aktorstwem reżysera Johna Camerona Mitchella.

Wyniki plebiscytu z pewnością oznaczają triumf kina europejskiego, ale wynika to także z prostego faktu, iż właśnie z tego rejonu pochodziło aż 77 na 126 festiwalowych projekcji. Cieszy na pewno fakt, że w tym roku odbyło się dużo więcej seansów, a chętnych gościło dużo więcej sal. Wynikiem tego było 61 tys. widzów, czyli o 16% więcej niż w zeszłym roku. "Dziękuję wszystkim widzom, bo to dla nich robimy tę imprezę" - powiedział szef imprezy, Stefan Laudyn podczas uroczystego zamknięcia Festiwalu. I to prawda, gdyż właśnie oni są głównym jury i dla nich organizatorzy wyłapują tytuły na wszystkich możliwych światowych przeglądach.

Czy widzowie byli zadowoleni? Na pewno tak. To jedyna dla nich okazja by zapoznać się tak szeroko ze światową kinematografią, której w większości nie da się później zobaczyć nigdzie indziej. Sztuka było jednak spośród wszystkich festiwalowych propozycji wybranie perełek, które gwarantowały pełną satysfakcje, bowiem większość filmowa była po prostu nudna albo nadzwyczaj nijaka, wciąż poruszająca te same tematy i schematy i tym samym nie wnosząca wiele do postrzegania świata i estetyki kinematografii. W porównaniu z zeszłym rokiem pozycje wydały mi się dużo słabsze. Nie liczę hitów typu "Amelia" czy "Amores perros", które już zdobyły światową sławę i które od początku startowały do miana faworytów. Tych maluczkich , debiutantów, których warto było zauważyć, było niewielu. Nie oznacza to jednak, że kino upadło. Wręcz przeciwnie, różnorodność filmowych środków i wyobraźnia reżyserów potrafiły też pozytywnie zaskoczyć.

Podsumowując, warszawski przegląd na pewno umocnił wiarę w to, że świat się kręci a wraz z nim i kino. Czasem lepsze, czasem gorsze, ale zawsze warte zauważenia choćby dla samego porównania. Dopóki jest choć kilka wartych zobaczenia tytułów, dopóty i sam festiwal będzie miał sens. I dlatego spotkamy się na nim ponownie w przyszłym roku. Już 3 października 2002 :)



"Relacja pierwsza"
"Relacja druga"
"Relacja trzecia"