FilmWeb: Jak doszło do tego, że w najnowszym filmie
Jerzego Kawalerowicza,
"Quo vadis" zagrałeś właśnie Winicjusza?
Paweł Deląg: Był to pomysł reżysera, nie mój.
Jerzemu Kawalerowiczowi niełatwo przyszło podjąć taką decyzję, bo ze trzy razy zapraszał mnie na casting (śmiech). W końcu jednak zdecydował się powierzyć mi tę rolę. Dla mnie było to ogromne wyróżnienie - chyba lepszej propozycji aktorskiej nie było w tym kraju od paru ładnych lat.
FilmWeb: Jak sądzisz, dlaczego akurat Ciebie wybrano do tej roli?
Paweł Deląg: Wyboru tego dokonał, jak już mówiłem, reżyser na podstawie trzech spotkań, które z nim odbyłem. Na pewno nie były mu obce wcześniejsze moje role. Na pytanie dlaczego właśnie ja zagrałem Winicjusza powinien odpowiadać więc sam
Jerzy Kawalerowicz. W moim mniemaniu nie był to wybór przypadkowy, lecz głęboko przemyślany.
FilmWeb: A co najbardziej zainteresowało Cię w tej roli?
Paweł Deląg: Trudno mówić o roli, którą się grało, zanim zobaczy się jak wypadła na ekranie. Nie wiem jak zaprezentuje się moja postać w kontekście całego filmu, bo znam jedynie jego część - pełny wymiar swojej roli, jej miejsce w całości obrazu, jej wymowę merytoryczną poznam dopiero wtedy, kiedy zobaczę gotowy film. W materiale jednak, który został mi przedstawiony, czyli w scenariuszu, najbardziej zaintrygował mnie fakt, że Winicjusz nie jest postacią papierową. To bohater, z którym wiele wspólnego mają ludzie żyjący dziś, którego dylematy są uniwersalne. Pytanie postawione w tytule filmu i powieści - quo vadis? - dotyczy bowiem każdego z bohaterów, odnosi się do ludzkości w sensie ogólnym, a zarazem do każdego człowieka z osobna. Odnosi się ono także do Winicjusza, jako postaci, z którą współcześni mogą się utożsamiać. Kreowany przeze mnie bohater funkcjonuje przecież w świecie filmu, który porusza zagadnienia polityczne, moralne, religijne, filozoficzne. I to jest właśnie najciekawsze w tej roli.
FilmWeb: A co w takim razie było dla Ciebie największym wyzwaniem w tej roli?
Paweł Deląg: Właśnie próba zmierzenia się z pytaniami, które stawia film i które wiążą się z moją rolą. Przede wszystkim odpowiedź na pytanie z pozoru banalne, kojarzone z papierowym, sentymentalnym wątkiem - czy istnieje idealna miłość? Moim zdaniem miłość Winicjusza i Ligi musiała być miłością idealną, bo takie to były czasy. Kobieta, którą pokochał, otworzyła mu oczy na nowe wartości, była drogą do innego świata - świata chrześcijan. Spotkanie z tym światem było dla Winicjusza szokiem, ciężko mu było początkowo pojąć, że istnieje rzeczywistość tak odrębna i różna od jego dotychczasowych doświadczeń. Związek zatem z kobietą, która do tej odrębnej rzeczywistości przynależała nie był łatwy - wymagał wyjątkowo dużo poświęcenia i miłości. Chrześcijanie wydawali się wówczas Rzymianom sektą, grupą szaleńców, zbieraniną podejrzanych typów. Aby związać się z chrześcijanką, Winicjusz musiał przebyć mentalnie długą i dramatyczną drogę.
FilmWeb: Powieść Sienkiewicza napisana została językiem i w stylu, który może nie trafiać już do współczesnych młodych odbiorców. Jak twórcom filmu udało się poradzić sobie z tym problemem, sprawić, by obraz przemawiał do widowni, której mentalność odbiega od mentalności ubiegłowiecznych czytelników
"Quo vadis"?
Paweł Deląg: Problem tkwił głównie w języku - zachowaliśmy język sienkiewiczowski, który charakteryzuje się łacińską składnią. Na pewno nie jest on łatwy w odbiorze, nikt już dzisiaj tak nie mówi, a mimo to film, jego przekaz jest zrozumiały. Kwiecistość sienkiewiczowskiej mowy została poniekąd zachowana - był to zabieg celowy, który znakomicie broni się w kontekście całego filmu. Jeśli zaś chodzi o pozostałe aspekty
"Quo vadis", wymowę całego dzieła, poruszane w nim zagadnienia i sposób ich prezentacji, są one jak najbardziej współczesne i aktualne.
FilmWeb:
Kawalerowicz zasłynął jako twórca wielkiego kina, przewartościowującego stereotypowe poglądy na zagadnienia społeczne, polityczne. Czy
"Quo vadis" wpisze się w ten nurt, czy też będzie raczej historią miłosną?
Paweł Deląg:
"Quo vadis" jest utworem bardzo pojemnym treściowo, wielopłaszczyznowym. Prócz zagadnień moralnych, religijnych, politycznych, obecny jest w nim także wątek miłosny. W filmie był on niezbędny, gdyż stanowi fabularną oś konstrukcyjną obrazu. Nie można go jednak banalizować i sprowadzać jedynie do roli służebnej wobec pozostałych wątków. Moim zdaniem, w filmie historia miłosna nie została wysunięta na pierwszy plan. Opowieść o losach Ligii i Winicjusza jest jednak o tyle wyjątkowa, że banalne powiedzenie "miłość ci wszystko wybaczy" nabiera w jej kontekście wyjątkowej mocy i prawdy - uczucie, które rozwija się w tak ekstremalnych warunkach jak czasy prześladowań pierwszych chrześcijan musi być wyjątkowe.
FilmWeb: Jak pracowało ci się z
Kawalerowiczem? Reżyser dopuszczał do głosu twoje propozycje, jeśli idzie o interpretację roli, czy też narzucał określony sposób gry?
Paweł Deląg:
Jerzy Kawalerowicz jest znakomitym reżyserem, który wraz z podjęciem decyzji o obsadzeniu konkretnego aktora w danej roli, zawierza mu całkowicie, pozwalając na samodzielną interpretację, naturalnie w granicach rozsądku. Wysłuchuje propozycji dotyczących kreowania roli i wybiera te, które mu najbardziej odpowiadają. Doskonale się z nim współpracuje.
Kawalerowicz pozwala czasem na improwizację na planie zdjęciowym, sam zresztą niekiedy improwizuje, choć twierdzi, że ma wszystko zaplanowane od początku do końca. Posiada jeszcze jedną niezwykle cenna zaletę - ogromne poczucie humoru. To pozwala mu rozładować napięcie, jakie towarzyszy realizacji każdego filmu.
FilmWeb: Jak pracowało ci się z
Magdą Mielcarz, aktorką nieprofesjonalną?
Paweł Deląg: Ostatnio w naszym kinie pojawiło się bardzo wiele osób, które nie kończyły szkół aktorskich i nie mają doświadczenia zawodowego. Pracuje się z nimi tak samo jak z profesjonalistami. Magda nie ma nadzwyczajnej praktyki w zawodzie aktorskim, dlatego niektóre rzeczy przychodziły jej trudniej, ale w ogólnym rozrachunku sprawdziła się doskonale w swojej roli.
FilmWeb: Rola Winicjusza jest jak do tej pory twoją najważniejszą kreacją aktorską?
Paweł Deląg: Mam nadzieję, że nie jest to moja ostatnia duża rola (śmiech).
FilmWeb: Praca nad
"Quo vadis" trwała dość długo. Czy w tym czasie angażowałeś się w jakieś jeszcze przedsięwzięcia aktorskie, czy też bez reszty pochłaniał cię ten film?
Paweł Deląg: Zagrałem w "Przeprowadzkach" Leszka Wosiewicza. To bardzo ciekawa propozycja - historia opowiedziana w filmie rozpoczyna się w 1900 roku, kończy się zaś w 2000. Opowieść o rodzinie Szczygłów podzielona jest na odcinki, do tej pory powstało ich dziesięć, ja pojawiam się w dwóch. Gram niezłego skurwysyna, zatem postać dla mnie trochę nietypową.
FilmWeb:
"Quo vadis" z pewnością porównywane będzie do "Gladiatora". Jak sądzisz, czy film obroni się w kontekście tych porównań i zaimponuje polskim widzom?
Paweł Deląg: Jeśli widzowie spodziewają się olśniewających efektów specjalnych, przepychu widowiskowego i fajerwerków realizacyjnych, to mogą się trochę rozczarować. Nasz film różni się od
"Gladiatora", jest zupełnie inną historią, umiejscowioną także w innym czasie.
"Quo vadis" rozgrywa się wcześniej niż
"Galdiator". Ten ostatni tytuł to widowisko sensacyjne z dużą dozą przemocy.
Kawalerowicz z zasady nie lubi wojny i militariów, dlatego stara się unikać przesadnego eksponowania takich rzeczy w swoich filmach. Prezentuje odmienną wrażliwość niż
Ridley Scott i dlatego wszelkie porównania obu filmów są bezsensowne.
FilmWeb: Widziałeś poprzednie wersje
"Quo vadis"?
Paweł Deląg: Owszem, żadna z nich mi się nie podobała. Wersja amerykańska była wręcz komiksowa, bazowała głównie na wątku romansowym, o adaptacji włoskiej, z czasów kina niemego, wolałbym się zaś nie wypowiadać.
FilmWeb: Ile razy czytałeś
"Quo vadis"?
Paweł Deląg: W sumie trzy razy - po raz pierwszy w szkole średniej, potem tuż przed realizacją filmu i jeszcze w trakcie zdjęć.
FilmWeb: Postać Winicjusza z książki Sienkiewicza różni się postaci filmowej?
Paweł Deląg: W znacznym stopniu. Wynika to w dużej mierze z odmiennej specyfiki utworu literackiego i filmowego. Dla przykładu - w książce mój bohater dużo myśli, pisze listy - w filmie zaś trzeba pokazać bohatera w działaniu, w akcji. Dla aktora otwiera się tym samym pole do popisu, może on zaprezentować swoje umiejętności, wyrażając emocje i wszystko to, czego nie ma w dialogu poprzez gest, intonację, grymas twarzy.
FilmWeb: Twoim zdaniem film spodoba się nastoletnim widzom, którzy czytają książkę Sienkiewicza jako lekturę obowiązkową?
Paweł Deląg: Mam nadzieję, że nasz film ma ten niepowtarzalny klimat i styl, który sprawi, że widzowie w różnym wieku będą go oglądać z zaciekawieniem. Generalnie trudno jest w tej chwili o publiczność - widzowie są zmęczeni, przychodzą do kina i oglądają wciąż te same efekty specjalne i te same historie. Dziś, żeby poruszyć widza, trzeba dać mu opowieść - dobrze poprowadzoną i prawdziwą.
FilmWeb: Powiedz czym się w tej chwili zajmujesz.
Paweł Deląg: Kończę nagrywać płytę z
Justyną Steczkowską. To będzie ciekawa pozycja, odmienna od tego wszystkiego, co króluje obecnie na naszym rynku muzycznym. Jeśli zaś chodzi o film, to na razie cisza ze strony reżyserów i producentów. Polska kinematografia przeżywa kryzys, co odczuwają wszyscy chyba ludzie związani z filmem. Od listopada ubiegłego roku zarzucone zostały trzy projekty, w których miałem uczestniczyć. Są pewne plany na wiosnę przyszłego roku, ale nie wiadomo, czy zostaną zrealizowane.
FilmWeb: A teatr?
Paweł Deląg: W teatrze będę starał się realizować własny spektakl - jako aktor, producent i być może reżyser. Mam ochotę opowiedzieć coś na swój sposób. Nie chcę na razie mówić co to będzie.
FilmWeb: Życzę zatem powodzenia.