Rozmowa z Arkadiuszem Tomiakiem, tegorocznym uczestnikiem festiwalu Camerimage, autorem zdjęć do filmu Jana Jakuba Kolskiego "Daleko od okna"

autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Rozmowa+z+Arkadiuszem+Tomiakiem%2C+tegorocznym+uczestnikiem+festiwalu+Camerimage%2C+autorem+zdj%C4%99%C4%87+do+filmu+Jana+Jakuba+Kolskiego+%22Daleko+od+okna%22-15401


FilmWeb: Zaczynałeś pracę jako asystent operatora u Jana Jakuba Kolskiego. Czy specyficzna wrażliwość wizualna Kolskiego wpłynęła na twój sposób widzenia świata?
Arkadiusz Tomiak: Z pewnością Kolski do pewnego stopnia mnie ukształtował. Trafiłem do niego już jako student drugiego roku. Zawdzięczam to mojemu przyjacielowi, który pracował jako asystent Kolskiego przy filmie "Cudowne miejsce" i namówił go, żeby zaangażował mnie jako fotosistę i drugiego asystenta kamery. Tak się zaczęło. Było to dla mnie niezwykle cenne doświadczenie. Bardzo silny wpływ miał na mnie sposób, w jaki Janek prowadzi ekipę, to jak jest przygotowany do pracy, i jaką atmosferę wprowadza na planie. Bardzo dużo się od niego nauczyłem. Doświadczenia, jakie wyniosłem z tamtej pracy, stanowią dla mnie punkt wyjścia do dalszych poszukiwań. Wiadomo, że Kolski nie uczył mnie stawiania lamp, bo to opanowałem w szkole. Ale jego rzetelność i wymagania, jakie stawia ekipie, są dla mnie wzorem. Jankowi najwyraźniej podobały się moje fotosy, bo później zatrudnił mnie jako fotosistę przy "Grającym z talerza". Następnie zaproponował mi szwenkowanie. Zaraz po szkole zacząłem pracować z nim przy mniejszych przedsięwzięciach już jako operator - zrobiliśmy film muzyczny "Piosenki polne i okoliczne" i trzy teatry telewizji, m.in. "Diabeł przewrotny" (zrealizowany na taśmie filmowej). Potem, na jakiś czas się rozstaliśmy. Ja zrealizowałem "Przystań", a następnie serial z Jerzym Łukaszewiczem. Wreszcie zadzwonił Janek z propozycją, żebym robił zdjęcia do "Daleko od okna".

Arkadiusz TomiakFilmWeb: Czy twoim zdaniem, trudno się u nas wybić młodym operatorom?
Arkadiusz Tomiak: Nawet bardzo trudno. Chociaż akurat mi ciężko to oceniać, bo sam miałem wyjątkowo dużo szczęścia. Dzięki Jankowi Kolskiemu, zacząłem pracować natychmiast po ukończeniu szkoły. Stanąłem wtedy przed dylematem -pracować z Kolskim przy teatrze tv jako operator, czy poszwenkować przy dużej produkcji, przy filmie "Bandyta" Macieja Dejczera. Zdecydowałem się na to pierwsze. Nie żałuję tego wyboru. Być może, gdybym postanowił inaczej, mógłbym wcześniej zacząć pracę przy wielkich przedsięwzięciach produkcyjnych, ale czułem, że powinienem zrobić ten teatr. I dobrze się stało.

FilmWeb: Jak traktujesz swój udział w Festiwalu Camerimage? Czy to dla ciebie duże wyróżnienie?
Arkadiusz Tomiak: Naturalnie. To zaszczyt, że film "Daleko od okna" znalazł się na tym festiwalu. Nigdy nie przypuszczałem, że obraz, do którego robiłem zdjęcia, zaistnieje na Camerimage. Same nazwiska uczestników wskazują, że w tym konkursie biorą udział mistrzowie.

FilmWeb: Jak wspominasz swoją pracę szwenkiera przy "Szabli od komendanta" Kolskiego?
Arkadiusz Tomiak: Nie było to łatwe doświadczenie. W tamtych czasach pracowało się bez podglądu, bez monitorów. Oznaczało to, że wszyscy - zarówno reżyser, operator, jak i pozostali twórcy filmu, mieli swoje, odmienne wizje filmu. Wtedy były po prostu inne czasy. Najgorsza był pierwsza projekcja. Szło się wtedy do małej salki i pierwszy raz oglądało efekty swojej pracy. To był najgorszy egzamin w moim życiu. Chciałem uciec z sali. Janek mnie zatrzymywał, żartując, żebym się nie przejmował, bo przecież jest wiele zawodów na "s", na przykład stolarz. To był bardzo stresujący moment.
Dużo trudniej szwenkować film bez podglądu. Teraz jest znacznie prościej. Można sobie nawet cofnąć ujęcie. Wtedy, na szwenkierze spoczywała ogromna odpowiedzialność. Musiał kontrolować mnóstwo rzeczy, pilnować, czy na planie nic się nie zmieniło między kolejnymi ujęciami. Moment nieuwagi wystarczał, żeby cała praca poszła na marne. Szczerze mówiąc, podgląd opóźnia pracę, ale jest niezbędny. Sprawia, że odpowiedzialność za jakość obrazu rozkłada się na kilka osób.

FilmWeb: Lepiej Ci się pracuje z reżyserami, którzy - jak Kolski - mają znakomicie opanowany warsztat operatorski i w związku z tym ściśle określone wymagania wobec autora zdjęć, czy też z twórcami pozostawiającymi większą swobodę swoim operatorom ?
Arkadiusz Tomiak: Niektórzy reżyserzy istotnie przekazują kwestie związane z inscenizacją i pracą kamery w ręce operatora. Nadal nie wiem, który system pracy wolę. Naturalnie, jeśli reżyser miałby decydować o każdym ustawieniu kamery, narzucając mi przy tym ściśle określoną wizję, która mi całkowicie nie odpowiada, to nie potrafiłbym kontynuować współpracy. Kiedy natomiast czuję, że dogaduję się z reżyserem, że odbieramy na tych samych falach, doskonale się w tym układzie odnajduję, bo wiem, że możemy wspólnie stworzyć coś ciekawego. Z Jankiem świetnie się rozumiemy. Dobrze się orientuję, jakie lubi detale, portety i ustawienia kamery, a co najważniejsze, w pełni popieram jego decyzje. Specyfika pracy z Jankiem polega na tym, że on przychodzi
na plan ze scenopisem, swoistą partyturą, którą jednak można zmieniać. Z innymi reżyserami natomiast zaczynam pracę od scenariusza, który dopiero trzeba rozpisać i wymyślić całą plastykę obrazu.

FilmWeb: Masz swoich mistrzów wśród operatorów?
Arkadiusz Tomiak: Twórcą, który wywarł na mnie przemożny wpływ i który chyba najwięcej mnie nauczył, jest Witold Sobociński. Profesor Sobociński był moim opiekunem na studiach. Pod jego kierunkiem nakręciłem swój dyplomowy film "Grzechy ojca". Udzielał mi ogromnego wparcia. Znaleźliśmy wspólny język i profesor zaprosił mnie do współpracy. Szwenkowałem z nim reklamy. Później zadzwonił do mnie i zaproponował szwenkowanie "Wrót Europy". Każdemu życzę, żeby odebrał taką naukę, jak ja na planie tego filmu.

FilmWeb: Nie myślałeś o tym, żeby pójść w ślady Kolskiego i zacząć reżyserować?
Arkadiusz Tomiak: Nie, nigdy. Czasami, podczas kręcenia teledysków, myśłałem sobie, że mógłbym reżyserować clipy. Irytuje mnie bowiem, że w polskich teledyskach rytmy tekstów piosenek, kompletnie rozmijają się z rytmem obrazu. Obraz sobie - tekst sobie. Nie uważam też wcale, że tekst powinien przekładać się na obraz. Mam na swoim koncie clipy dla zespołu Kaliber 44, Kory, Renaty Przemyk, Zdzisławy Sośnickiej, a także cykl teledysków "Pieją kury pieją".

FilmWeb: Czym się różni praca przy filmie fabularnym od pracy przy teledysku?
Arkadiusz Tomiak: Film opowiada rozbudowaną historię, zawiera dialogi, trzeba więc przełożyć duży tekst na obrazy. To kompletnie inna praca niż przy teledysku. Chociaż można robić film w sposób przypominający teledysk - bez ciągłości narracji, światła, z przekroczeniem osi. W teledysku wszystko jest dopuszczalne. Można stworzyć taki teledyskowy, zakręcony film. Poza tym, teledysk zwykle realizuje się w jeden dzień. Przy filmie pracuje się bardzo długo.

FilmWeb: Jaki typ zdjęć preferujesz - wysmakowany, finezyjny, dopracowany, czy też raczej może surowy, chropowaty, pozornie niedbały?
Arkadiusz Tomiak: Wszystko zależy od tekstu, scenariusza i tematu . Nie lubię zdjęć przestylizowanych. Nie znoszę, kiedy czuje się lampy. Najlepiej, kiedy obraz oddaje naturalność.

FilmWeb: Skończyłeś zdjęcia do "Ciszy" Michała Rosy. Jak oceniasz ten film pod względem wizualnym właśnie?
Arkadiusz Tomiak: Bardzo mi zależy, żeby ten film był jak najlepszy, bo w jego powstanie włożyliśmy kawał ciężkiej pracy. Podczas realizacji napotykaliśmy mnóstwo zagadnień, z którymi nie wiedzieliśmy, jak się uporać.
Była tam na przykład scena wypadku samochodowego, która rozgrywała się w 1978 roku. W Polsce bardzo trudno zrobić dobrą scenę wypadku. Nie chcieliśmy, żeby to wyszło żenująco: w polskim kinie wypadek samochodowy - prawda, ze to nie brzmi wiarygodnie? Kręciliśmy też sceny w klubach z muzyką progresywną, coś w rodzaju techno party. To świat, który jest dla mnie obcy i pokazanie go tak, żeby wyglądał naturalnie i bez wzbudzania taniej sensacji, stanowiło naprawdę spore wyzwanie. Oglądałem już materiały po pierwszym montażu i wszystko jest w porządku. Jestem bardzo zaangażowany wewnętrznie w pracę nad tym filmem. Oddałem mu całe serce. Poza tym, żyłem tym filmem 5 miesięcy. Ale dopiero po zmontowaniu całości materiału, będzie go można ocenić.

FilmWeb: Czy uważasz, że na zachodzie, czy też w Stanach, operatorzy mają lepsze warunki pracy niż w Polsce?
Arkadiusz Tomiak: Z pewnością. Przede wszystkim, jeśli chodzi o sprzęt. Kiedy potrzebny jest u nas steadycam, to trzeba przejrzeć dokładnie budżet czy wystarczy pieniędzy na taką kamerę. Chociaż w Stanach też powstają produkcje niskobudżetowe. Nie wiem jednak, jak to wygląda dokładnie, bo nigdy nie pracowałem za granicą.

FilmWeb: A chciałbyś?
Arkadiusz Tomiak: Nie myślałem o tym. Na razie chcę pracować w Polsce. Profesor Sobociński będzie robił film i już się z nim umówiłem, że będę szwenkował. Czekam na to z niecierpliwością. Choć niektórzy mówią, że kiedy się już zadebiutuje, to się nie powinno szwenkować. Ale ja obiecałem kiedyś Sobocińskiemu, że zawsze będę u niego szwenkować, bez względu na to, na jakim etapie swojej kariery będę. To wielki zaszczyt pracować z Witoldem Sobocińskim.

FilmWeb: Przy "Daleko od okna" mieliście pracować na obiektywach, które dają większą głębię ostrości. Dlaczego tak się nie stało?
Arkadiusz Tomiak: Realizacja "Daleko od okna" była tyle razy przesuwana, że w końcu te obiektywy trafiły do innego filmu. Janek lubi spoglądać na świat przez kamerę z dużą głębią ostrości. Ja też chciałem robić na tych obiektywach, bo wiedziałem, że to świetny sprzęt nowej generacji. Zaakceptowaliśmy jednak te inne, o mniejszej głębi ostrości.

FilmWeb: Na Camerimage byliście z Kolskim w kabinie projekcyjnej przed pokazem "Daleko od okna". Dlaczego?
Arkadiusz Tomiak: Zawsze tak robimy. Na festiwalu w Gdyni ekran był przesunięty do tyłu, przez co obraz się powiększył i nie mieścił się na ekranie - albo góra albo dół były pościnane. To się często zdarza w polskich kinach. W Łodzi projekcja była doskonała. Pierwszy raz oglądałem ten film z tak podniesionym kontrastem.
Kopię filmu robiła w tv pani Wanda Guczkowska i to jej chciałbym za to bardzo podziękować. Ona ma podobne poczucie plastyki i widzenia świata, jak ja.
Nie lubię niebieskich nocy. Po prostu nienawidzę. Nie cierpię, kiedy w filmie siedzi gość przy niebieskiej lampie, a w oknie jest niebieskie światło. To takie enerdowskie. A tu trzeba było tak zrobić. Film bowiem dzieje się w trakcie II wojny światowej i nie ma latarń. Jedyne światło, jakie może wpadać przez okno, to światło księżycowe. To mi nie dawało spokoju. W takim przypadku, bardzo dużo zależy od laboratorium. O tym się nie mówi, ale to naprawdę bardzo ważne. Pani Wanda poradziła sobie genialnie. Dzwoniłem do niej i prosiłem, żeby zrobiła coś, żeby te noce nie były niebieskie, a srebrzyste, szare. I tak zrobiła. Nie wiem jak. Ona jest genialna.

FilmWeb: Jakie są Twoje najbliższe plany filmowe?
Arkadiusz Tomiak: Będę realizował dwa obrazy. Czekam na debiut reżyserski mojego przyjaciela Grzegorza Lewandowskiego. On posiada wielkie wyczucie klimatu. Nie ma drugiego takiego faceta w Polsce. Myślę, że już niedługo zrealizuję z nim film. W planach mam też realizację zdjęć do dużej produkcji z bardzo dobrym, cudownym reżyserem. Nie mogę jeszcze nic powiedzieć na ten temat. Dostałem także propozycję zrobienia godzinnego filmu telewizyjnego na motywach opowiadania Olgi Tokarczuk.
Niedawno skończyłem teatr tv dla dzieci w reżyserii Piotra Mularuka.

FilmWeb: Powodzenia i dzięki za rozmowę.