Aż dziewięć z dużych wytwórni filmowych zostało oskarżonych przez widzów o to, że publikując fałszywe recenzje namówili ich do obejrzenia obrazów słabych i nie wartych pieniędzy wydanych na bilet. Pozwy do sądu złożyło już kilka osób prywatnych oraz przedstawiciele organizacji o nazwie Citizens for Truth in Movie Advertising.
Skandal wybuchł kilka tygodni temu po tym, jak wytwórnia SONY Pictures przyznała, iż powołała do życia Davida Manninga, wirtualnego krytyka, nieistniejąca osobę, która w swoich recenzjach zachwalała pod niebiosa produkowane przez Sony filmy. Fałszerstwo wykryli dziennikarze magazynu Newsweek, którzy w obszernym artykule poinformowali, iż David Manning, na co dzień podobno zatrudniony w wydawanym w Conneticut dzienniku
"Ridgeway Press", zwyczajnie nie istnieje i wysnuli przypuszczenie, że jest on wirtualnym recenzentem, który ma promować realizowane przez Sony obrazy. Firma nie potwierdziła tych oskarżeń, ale z nieoficjalnych źródłem wiadomo, że szef dwóch szefów działy reklamy wytwórni zostało zawieszonych w swoich obowiązkach na 30 dni i pozbawionych wynagrodzenia.
Sprawa się jednak na tym nie skończyła. Widzowie, przekonani, iż tego rodzaju praktyki mogą być wykorzystywane również przez inne wytwórnie, postanowili skierować sprawę do sądu zarzucając im, że reklamując filmy tak beznadziejne jak np.
"Bitwa o Ziemię" reklamują je jako następców np.
"Gwiezdnych wojen".