Wywiad z twórcami "Stawki większej niż życie"

autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Wywiad+z+tw%C3%B3rcami+%22Stawki+wi%C4%99kszej+ni%C5%BC+%C5%BCycie%22-15428
FilmWeb: Jaki jest stopień zaawansowania prac nad projektem realizacji kolejnych przygód Hansa Klossa?
Zbigniew SafjanZbigniew Safjan: Na razie napisaliśmy dwanaście scenariuszy - producent ma trzy lata na zrobienie z nich filmu. Jest to ogromne przedsięwzięcie, nie można mieć więc w tej chwili pewności, że zostanie ono przeprowadzone. Dziś, trudniej przedstawiać zresztą realia wojenne, niż trzydzieści lat temu, gdy w Warszawie zachowały się pozostałości wojennej zabudowy. Także zgromadzenie militariów z tamtego okresu nie będzie łatwe. W latach 60-tych, gdy powstała "Stawka większa niż życie", realizowano dużo filmów o tematyce wojennej, nie było więc z tym problemu. Dziś odtworzenie realiów może okazać się znacznym problemem. Pewnym udogodnieniem jest bez wątpienia fakt, że złotówka stała się normalną walutą i dziś można robić zdjęcia do filmu za granicą, w oryginalnych plenerach, za niewiele więcej pieniędzy niż w kraju. Kiedyś trzeba to było robić w strasznym pośpiechu

FilmWeb: W wielu artykułach prasowych pojawiła się niedawno informacja, że reżyserem planowanej wersji kinowej "Klossa" ma być Władysław Pasikowski. Tak mówił zresztą producent wielu filmów Pasikowskiego.
Andrzej Szypulski: Jeśli Pasikowski zrealizuje film według naszego scenariusza, będzie mu wierny, to czemu nie? Pasikowski umie robić kino, nie jest natomiast scenarzystą, a do naszego scenariusza nie ma praw. Scenariusz dopiero powstaje, jesteśmy w trakcie pertraktacji z producentem. Jeśli się dogadamy, ten obraz powstanie.
Zbigniew Safjan: A kto będzie reżyserem, to już nie od nas zależy.
Andrzej Szypulski: Podobnie, jak nie decydujemy o obsadzie. O tym, że zagrać ma Żebrowski, przekonałem się w ubiegłym tygodniu wysiadając na lotnisku Okęcie z samolotu, którym wracałem z Ameryki. Zobaczyłem wtedy w kiosku "Superekspres", gdzie zamieszczono taką rewelację.

FilmWeb: Jest to jednak informacja nie potwierdzona. Osoby odpowiadające za to przedsięwzięcie nie chcą udzielać zbyt wielu informacji, stwierdzając, że na razie prowadzone są tylko rozmowy.
Zbigniew Safjan: Jak mówiliśmy, decyzja o tym, kto ma być reżyserem i kto znajdzie się w obsadzie, nie zależą od nas. Mamy naturalnie w tej kwestii coś do powiedzenia, ale do nas należy głos ostateczny. Podczas realizacji "Stawki większej niż życie", bardzo dobrze zgadzaliśmy się z reżyserami i producentami, że Mikulski jest właściwym wyborem.
Andrzej Szypulski: Tak, ale była to inna sytuacja i nasze opinie, uzgodnienia z produkcją były również niesformalizowane. Polegało to bardziej na umowie towarzyskiej. Pytano nas o zdanie, ale naprawdę to nie my decydowaliśmy. Dziś, zaakceptuję to, co postanowi producent, choć mogę zrobić to z większym lub większym entuzjazmem. Padało też nazwisko Żmijewskiego. Gdybym ja miał wybierać, zdecydowałbym się na faceta takiego jak on, który dobrze wypadłby w roli odtwarzanej niegdyś przez Stasia Mikulskiego. Uśmiech Żmijewskiego, jego sylwetka, ekspresja, męskość - to przypomina Mikulskiego, a jednocześnie bardzo pasuje do roli Klossa. Ale, jak powiadam, ja się na tym za bardzo nie znam, a charakteryzacja czyni cuda.

FilmWeb: Podobna sytuacja była parę miesięcy temu, gdy kompletowano obsadę do "Wiedżmina" - wtedy także uważano, że Żebrowski nie sprawdzi się jako tytułowy bohater sagi Sapkowskiego. Okazało się jednak, że udało się uczynić z niego bardzo męski typ postaci, przypominającej wyobrażenia odbiorców o Wiedżminie.
Andrzej Szypulski: No właśnie, a "Kloss" też jest bajką, choć bajką bardziej realistyczną. Powtarzam jednak, że wszystko to tylko nasze swobodne dywagacje na temat tego, co byłoby dla filmu najlepsze. Decyduje producent i reżyser. Kiedy przekazujemy scenariusz do realizacji, nie mamy już wpływu na kształt filmu. Oczywiście, gdyby ktoś zrobił obraz, który absolutnie by nam nie odpowiadał, gdyby dokonał zbyt daleko idących zmian w scenariuszu, możemy wycofać swoje nazwiska. Ale to jedyna rzecz, którą możemy zrobić.

FilmWeb: Proszę opowiedzieć coś więcej o fabule nowego "Klossa".
Andrzej Szypulski: Akcja filmu, tak jak pierwszej serii, będzie się rozgrywała również podczas okupacji, podczas wojny. Będą to przeżycia Klossa, które nie znalazły się w pierwszej wersji.
Zbigniew Safjan: Są to całkiem nowe przygody, wetknięte niejako pomiędzy tamte stare. Istnieją przecież pewne luki czasowe. Coś się działo np. w styczniu 44-go roku, następna w marcu 44-go, w lutym możemy więc umieścić nowe zdarzenia.
Andrzej Szypulski: Postać Klossa będzie skonstruowana dokładnie tak samo, jak w pierwszej serii. Pod względem psychologicznym, osobowościowym, będzie to ten sam bohater, tyle, że kreowany przez innego aktora. Tak było np. w "Bondzie".

FilmWeb: Kiedy pojawiły się pierwsze informacje o tym, że będzie realizowana kontynuacja "Klossa", krążyły pogłoski, że akcja filmu będzie się rozgrywała po wojnie, bohater będzie zaś osobą po ciężkich przejściach, która wspomina przeszłość.
Andrzej Szypulski: Były takie pomysły. Producent doszedł jednak do wniosku, że zapotrzebowanie na tego rodzaju film, jaki zamierzamy zrealizować dziś będzie większe. Scenariusz opowiadający o przeżyciach starszego Klossa jednak powstał, nie wiadomo natomiast jakie będą jego dalsze losy. Na razie nie ma jeszcze serialu. Ale jest scenariusz do serialu, napisaliśmy dwanaście odcinków. Jeśli natomiast chodzi o film, wszystko jest na etapie rozmów.

FilmWeb: Czy planują Panowie wydać potem przygody Klossa w formie książkowej?
Andrzej Szypulski: Jeśli będzie takie zapotrzebowanie, jeśli zwróci się do nas wydawca i zaproponuje godziwe warunki, to niewykluczone. Historia Klossa była przecież najpierw filmem, a dopiero potem została wydana drukiem.

FilmWeb: W książce znalazło się więcej historii niż w filmie.
Zbigniew Safjan: W książce, w tym wydaniu, które niedawno się ukazało, znalazło się na przykład parę odcinków serii, które nie zostały zrealizowane, umieściliśmy w niej też dwanaście odcinków teatralnych. Było łącznie trzydzieści niewykorzystanych odcinków, z których część się jednak dublowała.

FilmWeb: Dlaczego w ogóle zdecydowali się Panowie na kontynuowanie opowieści o przygodach Klossa?
Andrzej Szypulski: Obaj jeszcze w czasie komunizmu byliśmy nastawieni na gospodarkę rynkową - żaden z nas nie pracował nigdzie na etacie, żyliśmy więc z tego, co napisaliśmy. Jeżeli więc istnieje zainteresowanie naszym produktem i dogadamy się co do ceny, podejmujemy się przystąpienia do danego projektu. Z tego żyjemy. Nie kryje się za tym żadne przesłanie ideowe - ani wtedy, ani teraz. My po prostu żyjemy z pisania.
Zbigniew Safjan: A poza tym, historie Klossa stwarzają możliwość kontynuacji, skłaniają do niej. Kiedy tworzyliśmy Klossa, o wielu rzeczach nie mogliśmy pisać - ze względu na istnienie cenzury politycznej. Nie mogliśmy przedstawić np. prawdziwego wizerunku Związku Radzieckiego. Teraz mamy już swobodę w tym względzie. Nie znaczy to wcale, że nowy Kloss będzie inny, że będzie pracował dla innych wywiadów, niż poprzednio. Możemy natomiast powiedzieć rzeczy, o których wcześniej musieliśmy milczeć. A poza tym, dziś wiemy o tamtym okresie znacznie więcej niż kiedyś, znamy nowe fakty.
Andrzej Szypulski: Żadna armia i żaden wywiad nie zdradza swoich sekretów, dopóki żyją uczestnicy akcji. Dotyczyło to zwłaszcza czasów zimnej wojny. Teraz natomiast Rosjanie sami wyprzedają informacje dotyczące ściśle tajnych wtedy faktów. Ujawnianych jest wiele nowych informacji.
Zbigniew Safjan: To właśnie daje możliwość tworzenia opowieści, które wydają nam się interesujące.

FilmWeb: A czy nie obawiają się Panowie, takiej sytuacji, że widzowie negatywnie odniosą się do nowego serialu, ponieważ nie spodobają im się aktorzy odtwarzający główne role. Przecież dziś Kloss i Mikulski to jedna osoba.
Andrzej Szypulski: Dlatego Mikulski jest spokojny. Wie, że raczej nic nie zagrozi jego popularności i wizerunkowi zatem ze stoickim spokojem odnosi się do całego projektu.
Zbigniew Safjan: Oczywiście taka sytuacja jest nie tylko możliwa, ale również bardzo prawdopodobna. Przecież Jamesa Bonda grało już kilku artystów a w opinii wielu widzów najlepiej w tej roli sprawdził się Connery, czyli pierwszy odtwórca postaci agenta 007.

FilmWeb: Pytam dlatego, że kiedy dwa lata temu do kin weszło "Ogniem i mieczem" to w zdecydowanej większości recenzji można było przeczytać, że Zamachowski zagrał Wołodyjowskiego gorzej niż Łomnicki. Prawie nikt nie skupił się na tym, iż zagrał go inaczej, może bardziej współcześnie, ale wszech obecny był pogląd, że wypadł gorzej od swego poprzednika. Oznacza to, że postać "małego rycerza" w świadomości polskich widzów tak zrosła się z Tadeuszem Łomnicki, iż nikt nie jest go w stanie już zastąpić. Podobnie może stać się z kontynuacją "Stawki większej niż życie". Ludzie obejrzą film, ale po projekcji stwierdzą - "może i fajny film, ale ten Kloss to już nie ten co dawniej, a ten Brunner też jakiś inny".
Andrzej Szypulski: No i bardzo dobrze. Przynajmniej nie będziemy mogli powiedzieć, iż film przeszedł bez echa. Na pewno przyczyni się on do zajadłych dyskusji, a najgorsze dla obrazu jest, kiedy po jego obejrzeniu nikt nie ma nic do powiedzenia na jego temat.

FilmWeb: Skąd się w ogóle wziął pomysł na Klossa? Jak narodził się ten najsłynniejszy w naszym kraju szpieg?
Andrzej SzypulskiAndrzej Szypulski: Zaczęło się to wszystko od ukraińskiej powieści, której bohaterem był radziecki żołnierz podszywający się pod hitlerowskiego oficera. Telewizja zaproponowała nam, żebyśmy przerobili tą książkę na sztukę teatralną. Zwrócono się z tym właśnie do nas. Wtedy jeszcze się nie znaliśmy. Współpracowaliśmy z telewizją, pełniliśmy funkcje swego rodzaju dramaturgów i recenzentów. Przedstawiono nam zatem powieść. Przeczytałem ją i w opinii, która przekazałem szefom telewizji napisałem, iż książka jest słaba i w ogóle nie ma sensu jej adaptować. Natomiast można by napisać coś takiego, ale głównym bohaterem czyniąc Polaka.
To samo, niezależnie ode mnie, napisał Zbigniew Safjan.
Szefowie telewizji postanowili zatem nas ze sobą w pewnym sensie "skojarzyć" i polecili nam stworzyć wspólnie historię o Hansie Klossie.
Na początku stworzyliśmy sześć odcinków, które zostały pokazane w telewizyjnym "Teatrze Sensacji". Na owe czasy była to liczba ogromna. Odcinki emitowane były co miesiąc, a każdy z nich inscenizowany był "na żywo", ponieważ system zapisu obrazu był w owym czasie tak drogi, że używano go jedynie przy wyjątkowych okazjach.
Kiedy napisaliśmy owych 6 epizodów odbył się casting i wtedy poznaliśmy właśnie Stanisława Mikulskiego. Od pierwszej chwili wiedzieliśmy, iż jest on idealnym kandydatem do roli Klossa. Powód był bardzo prozaiczny, Staś świetnie wyglądał w mundurze, a ponieważ w większości scen był przebrany za hitlerowca tego rodzaju "talent" był tu jak najbardziej wskazany.
Rozpoczęła się emisja spektakli i ku naszemu zaskoczeniu pomysł chwycił. Ludzie nagle zaczęli masowo oglądać polską telewizję. Po raz pierwszy zobaczyliśmy, że na ulicach miast zamierał ruch, ponieważ właśnie o tej godzinie pokazywany był "Kloss". Kiedy serial zbliżał się ku końcowi wśród ludzi rozeszła się wiadomość, iż w ostatnim odcinku Kloss zginie. Widzowie musieli się tym bardzo przejąć, ponieważ postanowili interweniować u ówczesnych władz i wymóc na nich kontynuacji teatralnego serialu. Włodzimierz Sokorski, niegdysiejszy prezes TV, zaczynał wtedy swoją karierę polityczną jako poseł z regionu śląskiego i na jednym z jego przedwyborczych zebrań ludzie zapowiedzieli, że jeżeli Kloss zginie to nie będą na niego głosowali. Sokorski zaprosił nas do siebie na poważną rozmowę i powiedział, że chciałby aby serial był kontynuowany. My oczywiście powiedzieliśmy, że jest to możliwe, ale za większe wynagrodzenie. Wtedy było z tym trochę problemów, ponieważ stawki za wszystkie teksty, zarówno dobre, jak i złe były identyczne, ale Sokorskiemu jakoś udało się wyciągnąć skądś dodatkowe fundusze i rozpoczęliśmy prace nad kolejnymi odcinkami.
W sumie tych teatralnych epizodów powstało 12. Po zakończeniu emisji zwrócił się do nas zespół filmowy, który zainteresowany był ekranizacją "Stawki większej niż życie".

FilmWeb: A jak Panowie teraz się czują wiedząc, że Kloss mimo tylu lat jest cały czas popularny i z zainteresowaniem oglądają go coraz to nowe pokolenia?
Andrzej Szypulski: Oczywiście bardzo nas to cieszy. Dla autora nie ma przyjemniejszej rzeczy nad świadomość, że jego utwory cały czas są czytane i cały czas wzbudzają emocje wśród czytelników. Zresztą popularność Klossa przekroczyła z powodzeniem granice naszego kraju. Pamiętam, jak kiedyś przejeżdżałem przez jedno z rumuńskich miasteczek i potrzebowałem spytać się kogoś o dalszą drogę. Niestety nikogo z mieszkańców nie było na ulicach. Zdezorientowany zatrzymałem się jednej z głównych ulic. Wysiadłem z samochodu z zamiarem poszukania kogoś, kto mógłby wskazać kierunek, w jakim powinienem się udać i wtedy usłyszałem zza okien dobiegającą muzykę ze "Stawki większej niż życie". Musiałem więc cierpliwie poczekać do końca odcinka i dopiero, kiedy ludzie z powrotem wyszli na ulicę mogłem dowiedzieć się o dalszą drogę.
Zbigniew Safjan: Podobne sytuacje miały miejsce również w Niemczech, gdzie Kloss cieszył się ogromną popularnością. Telewizja hamburska chciała wręcz sama kręcić serial opowiadający o jego przygodach. Jej przedstawiciele zwrócili się do nas z propozycją zakupu scenariusza, ale do niczego nie doszło.
Na okładce magazynu "Der Spiegel" ukazało się nawet zdjęcie Mikulskiego w niemieckim mundurze z podpisem "Takim go ukochały miliony Polek".

FilmWeb: Dziękuję bardzo za rozmowę.