Od wczoraj jest mi smutno. Przede wszystkim ze względu na tragizm tego życia. Do 1967 bajka, a potem...Trudno się pogodzić z tym co jej zrobili, po wcześniejszym wniesieniu jej na piedestał. Myśląc o niej, wyobrażam sobie kogoś kogo strasznie skrzywdzono i kto przez większość życia czuł się niezwykle samotny i w jakimś stopniu niespełniony. Jednocześnie myśląć ''Ela Czyżewska'' - uśmiecham się i przypominam sobie dzieciństwo z wczesnym Bareją. Widzę ją śpiewającą w Mazowszu i na zawsze taką zapamiętam. Uśmiechniętą, charyzmatyczną, utalentowaną i zdaje się bardzo waleczną kobietę. Może wreszcie udało jej się znaleźć spokój i szczęście i pewnie teraz piją razem kawę z Osiecką, wspominając czasy STSu. Pokój Jej duszy.