Gra polega na tym że mix-ujemy trzy postacie, które wcielił się Johnny Depp a osoba pod
nami pisze o jakie 3 postacie chodzi oraz wyobraża sobie ów mix i odpowiada na trzy
pytania
1.Gdzie mieszka? (nie chodzi o adres tylko czy jest jego dom)
2.zwierzątko(wmyślamy)
3.Trzy cechy charakteru bądź sposobu bycia
przykład
1os. pirat produkujący czekoladę z nożycami zamiast rąk
2os. Jack Sparrow Willy Wonka Edward Nożycoręki
1.w wielkiej opuszczonej fabryce na wzgórzu ze statkiem w ogródku
2.wyrzeźbiona czekoladowa małpka
3.pijany xD skryty opuszczony
to ja zaczynam
pisarz, wampir sprzedający zioło
Deko nudy tu,więc mogę coś skrobnąć.Mix to nie w moim stylu,więc napiszę po swojemu.
W małej,otoczonej lasem zapadajacej sie chatce,mieszkał samotny pisarz.
Żył tam samotnie z dala od innych domostw,gdyż uprawiał plantację konopii.Robił to dlatego,ze w mieście grass był drogi,a on miał wenę tylko na fazie.
Po kilku latach nachalnego,codziennego bakania,zmysły pisarza zaczęły mu płatac figle.Pewnego dnia po pólnocy,najaranemu jak smok pismakowi odpaliła faza,że jest wampirem.Grass tak wiarygodnie wkręcił się do głowy,że pisarz pogryzł swego psa,żeby wyssać deko krwi.Rano,obudziwszy się i zobaczywszy sabakę z poszrpana tętnicą,przeraził się niemiłosiernie.Pies wykrwawił się przez noc.
To zadrzenie nie powstrzymało jednak faceta od dalszego popalania.Do tego dochodziły wszelkiej maści mocne trunki,żeby ziółko dłużej i mocniej merdało.
Śmierć psa zainspirawała go do rozpoczęcia pracy nad książką o wampirze-shizofreniku.W miarę coraz większej ilości wchłanianych używek i pisania powieści po nocach,powoli zaczęło mu odbijać.Gdy kończyły mu się pomysły,wykradał się do pobliskiej mieściny i tam,nie mając żadnych skrupułów,atakował i zagryzał przypadkowych ludzi.Gdy mord będzi prawdziwy-powieść będzie prawdziwa-pomyslał.
Za każdym razem zabójstwo było inne i natychmiast opisane w następnym rozdziale.
Czasem nabuzowany od razu brał się do dzieła,czasem wlókł ofiarę kilkaset metrów,żeby sie nad nią poznęcać psychicznie( mało nadać smaczek książce),nie zapominając przy tej czynności o kochanej fifce.
Pewnej nocy,idąc chwiejnym krokiem pochłonietymi w mroku alejkami małego miasteczka,obłędnym wzrokiem dostrzegł dziewczynę,która od razu wydała mu sie znajoma...
CDN.
hehe
Brawo. Kojarzy i się jednoznacznie z Sekretnym oknem. Słusznie? Czy nie jestes tego świadoma?
:););0
"pisarz, wampir sprzedający zioło"-dostosowałam się.Kojarzy się,ale cóż.Tak wyszło.Maniaczka filmu to i jakos sie tak napisało.Ale potem postaram się zmienić,żeby nie było za nachalnie na sekretne.
łatwiej napisać o pisarzu,który ma shiza,że jest wampirem,niż o wampirze,króry ma shiza,ze jest pisarzem<smiech>
Zmień drugą postac.Dark Shadows jeszcze nie było,a przydałoby sie poznac bohatera.Jak zmienisz,to odpowiem.
Cz.2
Szedł za nią dłuższy czas,próbując dostrzec ją dokładniej,lecz było zbyt ciemno.
Był jednak pewny że zna,widoczne w słabym świetle latarni kontury tej twarzy. Przyglądał się tak dziewczynie,w końcu ta zniknęła w drzwiach dużego domu.
Morderstwa dziś nie było,za to była intrygująca kobieta,która namieszała mu w głowie. Długo nie mógł usnąć.Ok 3 nad ranem zerwał się z pryczy i sięgnął po szkolny album.Długo nie szukał.Już na 6 stronie pojawiła się Emma,o 2 lata starsza od niego,niespełniona szkolna miłość.Kochał ją,a zarazem nienawidził za sercowe cierpienia młodych lat.
Nigdy nie odważył się do niej podejść zwłaszcza,że już w szkole był nieśmiałym samotnikiem,którego jedyną kumpelą od lat była jedna i ta sama książka. Trevor nie spał już tej nocy.Po opróżnieniu zawartości butelki,wypaleniu 3 skrętów i napisaniu marnych trzech zdań na komputerze wyszedł i udał się do pobliskiego lasu.Łaził tak bez celu kilka godzin,bijąc się z myślami.
Nie mógł pojąć,dlaczego nie zabił tej dziewczyny,przecież miał świetną okazję.
Gdy wrócił do domu,zbliżała się 13:00.
Był lekko zmęczony spacerem,obłąkanymi myślami, do tego dochodziła jeszcze złość z powodu braku pomysłu na dalszą część opowiadania.
Sen ogarnął go momentalnie.Obudził się,spojrzał na zegarek,było parę minut po 22.
Skręcił 2 blanty,włożył do kieszeni,wziął ze stolika napoczętą flaszkę i wyszedł z domu.
Nie wiedząc czemu,znów znalazł się przy znanej już mu kamienicy.Odpalił peta,pociągnął porządny łyk z butelki i czekał.Czekał,mimo iż wiedział,że nie może mieć tyle szczęścia,aby znów spotkać Emmę.A jeśli ją zobaczy...czy starczy mu odwagi,by do niej podejść?Trevor po kilku książkowych sukcesach nabrał pewności siebie.Nie było już nieśmiałego chłopaka z college'u.
Butelka się skończyła.Ciężko podniósł się z miejsca i skierował w kierunku pobliskich klubów.
Urojony,niezaspokojony od dwóch dni głód krwi był już nie do zniesienia.
Wyłaniając się za rogu dostrzegł faceta,ubranego w mdło szary gajerek,wydzierąjącego się na taksówkarza.Gdy auto odjechało,długo się nie zastanawiając,dopadł go i wbił w szyję swoje spiłowane niedawno w rożki górne i dolne trójki.Wessał się tak mocno,ze zabrakło mu tchu.Gdy skończył chorą czynność,wziął leżącą nieopodal deskę,spojrzał w oczy oszołomionemu mężczyźnie i dokończył działa.Musiał to zrobić szybko.Była sobota,a on był w okolicy nocnych klubów i barów.Nie mógł pozwolić,aby ktoś zauważył jego niecny czyn.
Szybkim krokiem oddalił się z miejsca zbrodni.Gdy był już wystarczjąco daleko,stanął i zamyślił się głęboko,jakby żałował tego,co przed chwilą zrobił.
Nagle poczuł nieodpartą chęć na whiskey.Sięgnął do kieszeni-jest zwitek banknotów.Ruszył żwawo i zatrzymał się dopiero przed witryną sklepową.W szybie zobaczył swoją zakrwawioną twarz.Szybko wytrł ją rekawem i wszedł do środka.Zapłacił,nie odbierając reszty i opuścił sklep.Sprzedawca długo podążał wzrokiem za wyglądającym trochę jak bezdomnym,gościem.
-Jestem psychopatą-pomyślał ,siedząc już w ciemnym zakamarku i sącząc z zamiłowaniem Johnny Walkera....
-Nie chcę już tego robić.Ale muszę dokończyć książkę.Muszę ją spotkać za wszelka cenę...
C.D.N.
Nie wiem,jak będę sie potem nudzic,to moze jeszcze parę zdan.musze odpocza,mam skrecona reke i jak dłużej popiszę,to mnie deko boli.
Jest trochę błędów interpunkcyjnych,ale edycja jak zwykla nie działa.Z wampira się zrobił pomyleniec,chyba nie o to Ci chodziło.
nie myślałam nad pomyleńcem ale to dodaje opowiadaniu ciekawości. Życzę powrotu do zdrowia jeśli chodzi o rękę
i częśc jakieś 20 minut,druga połowę dłużej.Jest trochę chaosu jak teraz powtórnie przeczytam,ale może wrzucę na bloga,to poprawie.
II lepsza :)
WTF http://egregores.blogspot.com/2010/08/nergal-po-moim-trupie-over-my-dead-body.ht ml
Ja normalnie widze Deppa...amoże Morta raczej.
A opis mordowania tego faceta...myślałam, że ze śmiechu nie wytrzymam:))))
postac może i trochę na wzór,lubię Morta.Był taki uroczo-zmęczony<smiech>
Ale fabuła już na pewno nie sekretnego.
cz.3
-Co pan tu robi?-ktoś szarpie Trevora za rękę.
Otworzył oczy,obraz powoli się wyostrza.
Stoi nad nim gliniarz.
-Pytam,co pan tu robi?Czemu pan tu śpi?To nie miejsce na drzemkę!
-która godzina?
-dochodzi 4 rano.
-przepraszam,spacerowałem.Mam kłopoty w domu,chciałem w spokoju odreagowac i napić się whiskey.Widocznie przysnąłem.Już się zabieram.
-co pan ma na ubraniu?Czy to krew?
Trevor,zmieszany,szukał odpowiedzi, jednocześnie rozglądajac się wokół.
-zadałem pytanie,proszę odpowiedzieć?
-Tak,to krew.Potrąciłem psa,zostawiłem go w lesie.
-ma pan jakieś dokumenty?
Kompletnie wystraszony pisarz zaczął obmacywać się po kieszeniach
-chwila,musiały mi gdzieś tu wypaść,albo ma je w samochodzie
Odwrócony pod pretekstem szukania zguby Trevor chaotycznie usiławał namierzyc pusta butelkę.Znalazł.Chwycił ją i szybkim ruchem roztrzaskał na głowie gliniarza.
Facet upadł.Natychmiast siagnął ręką w kierunku kabury z bronią,Trevor był jednak szybszy.Wyrwał mu gnata i wycelował do faceta.
Leżący na glebie policjant zdążył tylko wybełkotać”nie rób tego,zabijesz policjanta?”
Ale otępiały jeszcze alkoholem furiat nie zwracał uwagi na jego słowa.Spojrzał na niego,na pistolet,chwycił jego głowę i sprawnym ruchem skręcił mu kark.
Przysiadł na chwilę,jakby nie docierało do niego,co właśnie zrobił,do tego zmęczył się ogromnie tym wszystkim.
Obejrzał się.Samochód stał jakieś 200 metrów dalej.
Biegiem ruszył w strone auta.Wrzucił gnata na tylne siedzenie,odpalił silnik i podjechał do feralnego miejsca.Śpieszył się bardzo,już świtało.Zapakował ciało do bagażnika,rozejrzał się jeszcze,czy czegos nie zgubił i odjechał.
Dojechał w sam środek lasu i tak zagrzebał ciało w stertę liści.Przyjechał do domu i jeszcze nie otrząsnowszy się z tego zdarzenia od razu sięgnął po butelkę.Zapaliwszy papierosa siedział i mamrotał do siebie”musiałem,nie pójdę do pierdla,nie przed spotkaniem z Emmą...nigdy!”
Myśli o dziewczynie były coraz bardziej uporczywe.
Nie ćpał nic,wypił pól flaszki,zapakował łopatę do auta i pojechał do lasu.Długo kręcił się wkoło,za chol.erę nie mógł znaleźć miejsca,gdzie schował trupa.
Powoli ogarniała go na przemia to złość,to panika.
Usiadł.Przypalił Marlboro i mocno się zaciągnął.
„Spokojnie-myśl.Myśl!To na pewno było gdzieś tu”.
Nagle go sobie przypomniał.Stare,grube drzewo,które dobrze znał.Uśmiechnął się dziwnie.
Wziął łopatę i zaczął kopać dół.Kopał tak około godziny,kląc w tym czasie sam do siebie.Gdy już był wystarczająco głęboki,wrzucił zwłoki i zakopał.
Gdy skończył,oparł się w przysiadzie o drzewo i wyciągnął gnata.Długo mu się przyglądał.Siedział tak parę chwil,po czym wstał,wsiadł do samochodu,schował broń pod siedzenie pasażera i ruszył w drogę powrotną.
Wysiadając już przy chacie,w pewnym momencie stanąl jak wryty....
Jego ukochane pole ganji...
Zostało tylko pogorzelisko.
Podszedł wolnym krokiem,sam nie wierząc w to,co widzi.
Obok leżał pet,który prawdopodobnie był przyczyną zapruszenia ognia.
To go kompletnie rozzłościło.Wpadł do domu jak oszalały i zaczął wywalać wszystkie szuflady i szafki.”Musi być choć gram,choć na jednego blanta,małą fifkę.
"Kur.wa,zwariuję w tym domu..czemu tu nie ma jednego jeba.nego skręta?”
Wypadł na zwęglone pole i na kolanach zaczął szukać choć małego,ocałałego krzaczka.
„Chol.era jasna,co tu się kur.wa dzieje?”
Nagle sobie uświadomił-szopa!!!Wbiegł tam jak oparzony i otworzył bagażnik starego rzęcha,zaparkowanego z gracją na środku.
Niewiele tego,ale zawsze”mówił do siebie,ściskając w ręce mały zwitek wielkości piłeczki golfowej.
Usiadł na kanapie.Skręcił,odpalił.
„Co teraz?Zabiłem pierdo.lonego glinę,będzie szum”
Musze się napić,odpocząć,potem pojadę do miasta i zobaczę,co się dzieje.
Położył się,a blant dopalał się w ustach.
Zasnął....
C.D.N.
Cz.4.
Śniło mu się,że nad jego łóżkiem,z dość dziwną miną stoi Emma i trzyma na rękach jego martwego psa.Głowa zwisa mu bezwładnie na jej prawym przedramieniu,dziwnie wykręcona.
"Nie martw się,nic mu nie jest"odezwała się,głaszcząc zwierzaka.
Pies otworzył oczy i i Trevorowi ukazały się jego puste oczodoły.
Zerwał się do pozycji siedzącej,cały mokry i z załzawionymi oczyma.
Kilka chwil minęło,póki doszło do niego,że już nie śpi.
Zegarek-12:30.
Spojrzał na stolik.Nie było na nim nic ciekawego,prócz pustej butelki po piwie.Nie miał pojęcia,skąd się ona tam wzięł.Nie przypominał sobie,aby je pił.Pamięć już od dawna nie funcjonowała mu jak należy,przez nadużywanie wszelkiego rodzaju rozweselaczy.
Nie chciało mu się ruszać z wyra.Sięgnął do kieszeni i wyjął zawiniętą w kartkę papieru trawkę.
„Niewiele tego”-pomyślał.
Ruszył się niezgrabnie.Kości miał gumowe i obolałe.
Wstał powoli ,poszedł do kuchni i otworzył lodówkę.2 piwa i woda,poza tym nic wartego uwagi.Wziął brązowa butelkę i udał się w stronę komputera.
Usiadł i zaczął robić skręta.Ręce uporczwie odmawiały mu posłuszeństwa.Były jak z drewna,do tego cholernie go bolały.To zapewne pamiątka po porannym kopaniu dziury.
Namęczył się niemiłosiernie, w końcu udało mu się go wykonać.
Zapalniczka...i już kęby przyjemnego dymu otoczyły go całego.
Otworzył przegladarkę.
„NAD RANEM ZNALEZIONO CIAŁO MŁODEGO BIZNESMENA.PO STANIE,W JAKIM ZNAJDOWAŁY SIĘ ZWŁOKI POLICJA USTALIŁA,ŻE MAMY DO CZYNIENIA Z WYJĄTKOWO BRUTALNYM BANDYTĄ.NA RAZIE NIE UJAWNIA WIECEJ SZCZEGÓŁÓW.TRWAJĄ POSZUKIWANIA SPRAWCY.
WŁADZE APELUJĄ O OSTROŻNOŚĆ I NIE WYCHODZENIE PO ZMROKU.”
Skrzywiła mu się twarz,choć nie bardzo się tym przejął.
„Nie znają sprawcy,nie mają żadnych poszlak..To był nieuprzejmy typ,należało się bydlakowi...”-tłumaczył się samemu sobie.
Zamknął przeglądarkę i uruchomił Worda,w którym napisane było tylko kilka stron.
Opisał zbrodnię na stróżu prawa,kompletnie przekręcając okoliczności i fakty,zmieniając także postać nieszczęśnika,jakby to miało złagodzić jego poczucie winy.
Tak go wchłonęła mordercza fabuła,że zapomniał o zielsku i oparzył sobie palec.Ryknął krótkie”kur.wa”i zgasił niedopałek w popielniczce.
Dokończył piwo i wyłączył notebooka.
„Ta książka jest bez wyrazu,czegoś w niej brakuje.Gdyby pojawiła się w niej dziewczyna z kamienicy,na pewno coś by się zmieniło.
Nie będę bezczynnie czekał,muszę się ruszyć i sam jej poszukać.Miasto nie jest duże,to nie powinno być aż tak trudne.Ale nie chcę jej zabić...nie ją.A jak to będzie silniejsze ode mnie,jak się nie powstrzymam...”
Pytania kotłowały się w głowie z siłą wodospadu.
Chwycił kluczyki i wsiadł do auta.Nie przejechał nawet pół kilometra.
„Chol.era...”
Pieniądze zostały w kuchni na stole.Zawrócił.Wziął banknoty i ruszył.
Gdy dojechał do miasta,zauważył sporo ludzi w miejscu,gdzie zatłukł eleganta.
Skręcił w prawo i zatrzymał samochód pod trochę menelsko wyglądającą knajpą.
Wszedł do środka i zaczął się rozglądać.
Jest!Jak zawsze.
Koleś z długimi włosami,w wyciągnietej czarnej bluzie siedział przy stoliku w kącie i pił jakieś badziewie.
Twarz Trevora momentalnie rozpromieniała.
-Cześć Mike.
-Witaj.Dawno Cię nie było,jak tam uprawy?
-No właśnie,w tym problem.Masz jakieś zioło.
-Przykro mi,to już przeżytek,teraz jest moda na to...
Wyciągnął kilka papierowych kwadracików,rozmaitego koloru.
-LSD?-zdziwił się Trevor,...przecież zawsze byłeś przeciwny?
-Ale biznes to biznes,na zielsku długo nie pociągniesz.
Sprzedałem raz na dyskotece i doszedłem do wniosku,że to bardziej opłacalne.
Pisarz próbował już tego kiedyś,świeżo po skończeniu szkoły,ale po fazach jakie miał,i które napędziły mu nie lada strachu,pozostał przy marihuanie.
”A ziarenka?”spytał Trevor
-Też nic,ale jedno i drugie mogę Ci załatwić na jutro.
Na razie masz to...wcisął mu w dłoń 2-ie sztuki narkotyku-spróbuj.
Po starej znajomości-na koszt firmy.
-Dzięki.Raczej nie mam innej opcji.
-Tylko nie szalej,bierz połowę.Ostro gniecie,dlatego ostrzegam.I delikatnie z trunkami.
-Ok,zrozumiałem.Jutro będe tu ok 12:00,załatw mi moje drobiazgi.Cena nie uległa zmianie?
-Nie.
Trzymaj...położył na stole odliczoną sumę.
Do jutra.
-Cześć.
Schował towar do portfela,którego prawie nigdy nie nosi.Dziś wziął go z domu,jakby przeczuwał,że się przyda.
Przy okazji przeliczył pozostałą w portfelu kasę i udał się w poszukiwaniu sklepu....
C.D.N.
Cz.5.
Zaraz za rogiem był mały sklepik.Juz miał wejśc do środka,gdy nagle ją zobaczył.
Stała za ladą. Cofnął się 2 kroki i przez napisy na szybie bacznie się jej przyglądał.
Jednak coś niespokojnego,siedzącego w nim nie pozwoliło,aby wszedł do środka.Odwrócił się i wrócił do baru.Zamówił piwo i usiadł w tym samym kącie.Mike'a już nie było.
Butelkę opróżnił szybko,cały czas rozmyślajac o tym nieszczęsnym sklepie.
Chęć spotkania,a jednocześnie strach,a może wstyd,biły się ze sobą w nim całym.
Wstał gwałtownie.Zapłacił za browar i udał się w stronę sklepu.
Delikatnie otworzył drzwi.Poszedł do lady.
-Cześć.
-Cześć
-Poproszę 3 Johnny Walkery.
Podała mu.
-i jeszcze...2 paczki czerwonych Marlboro.
Stał ze spuszczoną głowa.
„czy my się nie znamy”-zapytała.
Nagle jakby go ktoś trzepnął go w łeb...
-Znamy się to za dużo powiedziane,ale chodziliśmy do tej samej szkoły.
-pamiętam Cię,zawsze piłeś pepsi,a jak go nie było,to nic nie piłeś.Trevor,tak?
Nogi mu się deko ugięły,skąd ona może znać imię szkolnego dzikusa?
-Zgadza się.Masz dobrą pamięć.
-Jasne.Byłeś intrygującym chłopakiem,dlatego Cię pamiętam.
Spojrzał na nią nieśmiale.
Stała uśmiechnięta,aż mu się głupio zrobiło,że tak się peszy.
„Zmężniałeś”-kończyła pakować zakupy.
-Co u Ciebie?Wiem,że napisałeś 3 książki.Nie mój klimat,ale mój brat je lubi.
Tak,napisałem takie tam bazgroły-zdobył się na uśmiech.
-Mieszkasz gdzieś w okolicy,nie widziałam Cię od czasów szkoły?
-Nie,przeprowadziłem się do domu po babci,kilkadziesiąt kilometrów stąd.
Wyciagnął portfel.
Ile się należy?
-....
Zapłacił i już miał wyjść,ale nagle coś w nim drgnęło
"Może umówimy się na drinka,będę w mieście kilka dni"-sam nie wierzył,że to powiedział.
-Dobrze.Jutro końcęe o 18,możesz wpaśc do sklepu.Jest tu fajna knajpa,pogadamy.
Nigdy nie rozmawialiśmy,czas to zmienić.
-Bedę o 18.
Szybko zabrał torbę i prawie biagnąc opuścił lokal.
Gdy już siedział w samochodzie,dalej nie mógł uwierzyć że się odważył i nią umówił.
Był lekko przerażony,ale przecież o to mu chodziło..Trzeba stawić temu czoła.
Siedząc już w domu na kanapie cały czas miał przed oczami jej ciemne blond włosy i uśmiech przyklejony do twarzy.
Egzystujac tak przez godzinę cały czas trzymał w reku zamknięta butelke z alkoholem.
Nagle sobie przypomniał.Sięgnął po portfel ze stolika i wyjął czerwony papierek.
Bał się go jak ognia i pożądał zarazem.Przeciął na pół i wsadził do ust.Drugą połowkę schował z powrotem.
Otworzył Walkera.Przyssał się do butelki,jakby go bardzo suszyło.Kompletnie zapomniał o ostrzeżeniach kumpla.
Osunął się płynnie w dół,założył nogi na stół i odpalił papierosa.
Siedział tak ok 30 minut.
„Czemu się kur.wa nic nie dzieje?Czyżby jego wierny dostawca zrobił z niego idiotę?”
Butelka skończyła się szybciej,niz się pojawiła.Obejrzał się za siebie...po drugą trzeba było ruszyc się do lodówki.
Wstał,ale tak szybko jak wstał,wyrżnął głową o stół,nastepnie o podłogę,przy okazji przesuwając stolik o dobre pół metra.
Spojrzał na sufit i zaczął niemiłosiernie się śmiać.Leżał tak chwilę,po czym uniósł się i na kolanach poczłapał do kuchni.
Mimo usilnych prób,za cholerę nie mógł stanąć na nogi.Podłoga była niczym łóżko wodne,nogi zapadały się po kostki.
Łażąc tak i wyjąc jak opętany,dotarł w końcu do lodówki.Lecz ręka sięgająca z pozycji "na pieska"zdawała się być za krótka,żeby otworzyć wrota chłodziarki.
Położył się znowu zrezygnowany.
Łzy leciały ciurkiem.Nie wiadomo,czy z tego nałogowego śmiechu,czy ze złości na lodówkę,za krótką rękę,kumpla,przez którego nie mógł się teraz napić,czy całej reszty tego po.jeba.nego świata.
Patrzył na niebiesko-granatowy sufit i nie mógł się nadziwić,skąd u niego takie kolory.
Gdy próbował zamknąć oczy,widział ten sam sufit,tylko kolory mieszały się jak szalone.
Nie wiedział już,czy ma mieć je otwarte,czy też zamknięte.
Podniósł powieki.Nie wiadomo jakim trafem siedział w samochodzie z szopy.Za daleka zobaczył jakąś postać,snujacą się koło domu.
Wysiadł z auta,nogi już go słuchały.Podszedł bliżej i dostrzegł gliniarza,którego niedawno zakopał.
Chciał rzucić się do ucieczki,ale po kazdym wykonanym kroku znajdował się w punkcie wyjścia.”Uciekał”tak stojąc w miejscu,a policjant był coraz bliżej.
Rozpoznał twarz swojej ofiary,ale była w cywilnym ubraniu.
Podszedł na metr od Trevora.
-Nie mam żalu,tylko daj mi się czegoś napić.
Naćpany prawie do nieprzytomności Trevor był przerażony.
Nagle jakby coś oderwało go od ziemi.Ruszył biegiem do kuchni i z lodówki wyjął flaszkę.Podał mu.
-Sam nie piję...
Usiedli na schodach domu i otworzyli butelkę.
Oszuszyli ja momentalnie.Gliniarz wytarł twarz chusteczką,popatrzył na swego oprawcę i rzekł:
„I co teraz,bydlaku?Czas,byś zdechł”.
Chwycił pisarza za lewą rękę,wykręcił mu ją do tyłu,że Trevor twarzą był już na schodkach,i wbił mu zęby w tylną część szyi.
Trevor w półleżącej pozycji czuł,jak mu krew odpływa z szyi,a potem z klatki piersiowej.
Za żadne skarby nie mógł się wyrwać i czuł się coraz bardziej pusty.
Ciemno mu się w oczach zrobiło i niewiarygodnie gorąco.Czuł,że go pali żywym ogniem...
Otworzył oczy.
Leżał na ziemi,z lewą stroną twarzy przy otwartych drzwiach lodówki,z której wiało zimnem prosto w jego policzek.
Pobita butelka whiskey rozlała się po połowie kuchni....
C.D.N.
Uuuu...:) No nono....Czytałam w napięciu i z uśmiechem na twarzy:) Tylko te wstawki z dziewczyną mi się średni podobają, ale ja tak mam że się wiecznie czepiam, więc luuuzik:)
muhehehe,o tym nie pomyslałam.
Ale już wątek poszedł w inną stronę.Ale pomyśle nad tym,można zrobić humorystyczny remake...hahaha.
po to wstawiłam cięższe prochy.shizofrenia +narkotyki daje mieszankę wybuchową,tylko musze obmyślić dobrą akcję.
co za gniot,"fuu.uuck" nie przechodzi."Za ostro pojechałaś"
musiałam po polsku napisać.
Litości<zrezygnowana>
Cz.6.
Wykrzywiła mu się twarz.
Zostawił cały bałagan,wziął piwo i wyszedł na zewnątrz.
Skierował się w stronę pobliskiej drogi,którą rzadko kiedy ktokolwiek przejeżdżał.
Szedł tak wzdłuż niej,paląc jednego papierosa za drugim i popijając browarem.
Przeszedł dobre pół kilometra,w końcu się zatrzymał.Rozejrzał się wkoło i kompletnie nie wiedział,gdzie się znajduje.
Znał dobrze tę drogę,ale dziś była ona jakaś inna.Nie było znaków,które zawsze mijał,nie było znajomej roślinności,a co najdziwniejsze nie było widać miasta,które w tym miejscu powinno pojawić się na horyzoncie.
Zawrócił,ale nie wiedział,gdzie ma iść.Skręcił w boczną ścieżkę prowadzącą do lasu.
Po kilkuset metrach dostrzegł,że las robi się coraz gęstszy.Mimo to dalej brnął w tą niewiadomą,kompletnie nie wiedząc,co go tam pcha.
Nagle się opamiętał.Stanął i się i chciał zawrócić tą samą drogą,którą tu przyszedł,ale drogi już nie było.
Okazało się,że jest w samym środku jakiegoś buszu.Z każdej strony las wydawał się taki sam.
„Kur.wa,gdzie ja jestem?!Jakim cudem się tu znalazłem?”
Podszedł trochę w prawo.Widząc,że las nic a nic się nie zmienia,postanowił ruszyć w lewo.
Mimo,że przeszedł już spory odcinek drogi,krajobraz nadal nie ulegał zmianie.Zlewały mu się drzewa,krzewy,do tego ten przenikający,rażący w oczy biały kolor na konturach liści,który dziwnie szarpał mu mózg.
Kompletnie rozbity,przestraszony i zmęczony krzyknął głośne”FAAAAAK!”i drąc się w niebogłosy zaczął rzucać się,kopać i walić pięściami w pierwsze lepsze drzewo.
„Jak się stąd,co chu.ja wydostać?”
Do tego nie miał już fajek,a kure.wsko chciało mu się palić.
Osunął się prawie bezwładnie,opierając o sosnę i uderzył demonicznym,zrezygnowanym śmiechem.
Śmiech po chwili zmienił się w płacz.
Siedział i płakał jak dziecko,rozglądając się dookoła.
Było mu zimno,chciał jarać i suszyło go okropnie.Schował głowę między kolana i wpatrywał się w szarobrązowe liście,które miał pod nogami.
Nagle oprzytomniał.
Siedział przy tej samej drodze,niedaleko swojego domu.
Kompletnie zirytowało go to połamanie rzeczywistości,ale odetchnął z ulgą.
Wiedział co wziął,ale nie był przygotowany na takie odloty.
Buty miał całe przemoczone,gdyż zaliczył po drodze wszystkie kałuże.
Powoli dotarł do domu.Zaczął sprzątać pobite szkło,ale robił to bardzo ślimazarnie.
Głowa zaczynała mu ciążyć,czuł się jak przeżuty i wypluty.Wiedział,że narkotyk odchodzi i nie będzie wesoło.
Nadzieja w złagodzeniu „bólów”była w ostatniej,w tym momencie najcenniejszej butelce Johnny Walkera.
Po pół godzinie szarpania się porządkami w końcu mógł spocząć przed telewizorem z utęsknioną butelką.
Spojrzał na pudełko fajek-w 6 godzin wypalił całą rakietę,z czego pamięta tylko 3 sztuki
Wziął pilot i odpalił tv.
Poskakał po kanałach,ale nic go nie zainteresowało.
Wyłączył sprzęt i położył się na lewy bok.
Spać mu się nie chciało,ale czuł jakieś dziwne otępienie,jakby całe jego ciało ważyło tonę.
Otworzył flaszkę i pociągnął spory łyk.Smakowała jakoś nieprzyzwoicie dziwacznie,ale koniecznie chciał więcej.
spojrzał na zegarek,była 23:20.
Wzkazówki rozmazywały się i zlewały w całość.
Chlał tą whiskey i myślał o jutrzejszym spotkaniu.
Chętnie by zajarał skręta,męczyła go bardzo ta chęć.Pomogło by zapewne na sen.
Myśli o jutrzejszym drinku odwracały trochę uwagę od złego samopoczucia,ale na krótko.
Z każdym najdrobniejszym ruchem na pryczy perfidnie czuł kopanie „grobu”,wyłażenie procha,a teraz jeszcze doszła do zbioru męk napieprzająca ręka,którą pobił drzewo przy drodze.
Wiercił się pół nocy,czując każdą obolałą kosteczkę i mięsień.
Przysnął półsnem.Widział tłum dziwnie wyglądających ludzi,którzy szli drogą,przy której niedawno siedział.Wszyscy ubrani byli na biało,mieli tylko czarne buty i kapelusze.
Te były tak duże,że za cholerę nie widać było ich twarzy.
Snuli się tak przed siebie,wydając dziwne dźwięki,przypominające jakieś diaboliczne pieśni.
Jednocześnie słyszał szczekanie psa i śpiąc wiedział,że to któryś z bezdomnych psów,pałętających się w okolicy oddalonego o kilkadziesiąt metrów lasu.Często słyszał stamtąd ujadanie.
Spał i n ie spał zarazem.Nienawidził takiego stanu,miał go często po nadmiernej ilości alkoholu.Marzył o poranku,przerażała go ta noc.Czuł jakiś wewnętrzny niepokój,czuł się jakby umierał...powoli i w cierpieniu.Gdyby to było możliwe,wolałby pewnie w tamtej chwili zdechnąć.
„To pewnie kara za moje ostatnie występki”
Gadał sam do siebie w myślach,zastanawiał się”o czym on będzie gadał z ta laską?Przecież ona ma go w du.pie.Moze umówiła się z nim z litości myśląc,że nadal jest dzwakiem bez przyjaciół.
Pier.dolę taką litość!...
A może nie?Może naprawdę zauważyła w nim coś pozytywnego?”
Marudził tak,główkował,a noc jak na złość ciagnęła się jak flaki z olejem.
Do tego kac po 2-óch butelkach whiskey dawał o sobie znać...
C.D.N.
Szczerze to mało podobny.Ale ogólnie sam rysunek w porządku.ja bym nie namalowała,a jeszcze farbami?w życiu.l
ale masz zadatki.Trening czyni mistrza.
Ja raz próbowałam naszkicować twarz,ale jak zobaczyłam,co za profanacja wychodzi,to dałam spokój.
Czarną farbką wbrew pozorom łatwiej malować niz ołówkie a;bo czymś w tym stylu. Sama się tym zdziwiłam.
?! To nie dziwo, że słabo idzie. Spróbuj jednym kolowem, na początku mozesz wydrukować Deppa i zaznaczyć delikatnie kontur twarzy i punkcikami konciki oczu, ust i nos. Jak już się wprawisz, to potem idzie samo bez odrysowywanek. To proste...
"Spróbuj jednym kolowem, na początku mozesz wydrukować Deppa i zaznaczyć delikatnie kontur twarzy i punkcikami konciki oczu, ust i nos. Jak już się wprawisz, to potem idzie samo bez odrysowywanek."
O co ci chodzi dziewucho? O przerysowywanie? Ja sie tym wprawiłam i teraz z pamięci sama mi ręka idzie.Kojarzysz hiperrealizm?
Każdy ma swoje sposby. Wg mnie najlepsza czarna farbka i malutki pędzelek. Ołówkiem rysować nie umiem. Długopisem ewentualnie.
A jakie ty masz sposoby? Chętnie spróbuję czegoś nowego. Jeśli jeszcze nie próbowałam:)
Nie mam żadnych sposobów, którymi mogłabym się pochwalić. Czysta technika - szkic(ołówek, czarna kredka, węgiel), farby, ale rzadko ;)
Wrzuć coś.
Mam tylko to stare, bo brak aparatu obecnie.
http://desmond.imageshack.us/Himg819/scaled.php?server=819&filename=sam9805.jpg& res=landing
Ten ołówkowy ma twarz za bardzo okrągłą, a np. muszką za mocno kwadratową. Ołówkiem trzeba umieć bardzo dobrze, żeby w miarę wyglądało. Życzę powodzenia, bo ja już si epoddałam tą techniką.