Może ktoś mi zarzucić ,że swój sąd opieram na jakiś subiektywnych podstawach,ale ta aktorka działa na mnie drażniąco i mam prawo,jako szary widz do takiej opinii.Mimika Julie Delpy,sposób gry,gesty,wyrażanie uczuć wszystko jakieś sztuczne grane na siłę, może poprawnie ze strony aktorskiej,ale bez polotu,bez lekkości,bez tego czegoś,co trudno zawrzeć w słowach ,ale to coś co odróżnia absolwenta szkoły dramatycznej od genialnego artysty. No i na koniec zupełnie subiektywna opinia:nie czuje się do niej sympatii jako do człowieka.
Masz pełne prawo się na jej temat wypowiedzieć i nie musisz się z tego tłumaczyć. Jesteś widzem. To jest aktorka bardzo specyficzna i charakterystyczna i faktycznie ma w sobie coś odpychającego, ale gra dobrze i przekonująco, na pewno nie jest sztuczna.
Coś odpychającego u Julie Delpy to ilość jej samej w postaciach, które odgrywa.
Mam wrażenie, że ona rzadko angażuje się w kreowanie postaci od początku do końca...
Bohaterki w filmach wg jej scenariusza (w które obsadza sama siebie) są niemal identyczne - neurotyczne, gadatliwe, urocze Paryżanki, otwarcie mówiące o miłości, seksie, wierze, kulturze etc.
Niby nic złego ale każdy film w moich oczach na tym traci - znam już tą postać, jej zachowanie, urok a przez to również łatwo przewidzieć zakończenie filmu - odbiera mi to przyjemność oglądania.
Ja również nie znoszę tej aktorki, zwłaszcza jak występuje w parze z równie irytującym Chrisem Rockiem.... Masakra jak ta dwójka może być Mega nie do zniesienia.
Odniosłam podobne wrażenie. Ilekroć widzę Delpy na ekranie widzę faktycznie dobrą aktorkę ale jednocześnie, delikatnie mówiąc, nie mam żadnej przyjemności z patrzenia na grane przez nią postacie. Są czarujące, elokwentne, inteligentne. Przyjemna powierzchowność gdzieś tam przykrywająca megalomanię, kapryśność i makiawelizm. Takie o, "do podziwiania z bezpiecznej odległości" ;). Esencja posągowego piękna. Ja w jej ładnym uśmiechu nie czuję jakiegoś ciepła. Ten właśnie chłód i płytkość chyba są tym co mnie odpycha najbardziej.
Podobny problem mam z Audrey Hepburn. Nie chcę absolutnie w tym momencie porównywać tych pań a jedynie zaznaczyć podobieństwo własnych odczuć. Po obejrzeniu tak chwalonego "Śniadania" i nasłuchaniu się o tym jak inne role są podobne do tej, zwyczajnie odechciało mi się filmów z tą panią . I tu zabawna, elegancka kobieta z figlarnym spojrzeniem, która kradnie serca całej masie facetów mnie nie urzekła. Tu też nie powiem, że aktora jest zła. I tu autentyczność granej roli nie dała mi polubić aktorki.
A ja nie znoszę ludzi, którzy ze względu swojego "widzi mi się" i osobiste lubię/nie lubię oceniają na "1" kogoś lub coś, gdy skala powinna zaczynać się od 5. Na szczęście statystyka i rozkład normalny bierze pod uwagę takie przypadki. W tym wypadku bycie poza większością to raczej nie powód do dumy.... Ps. Osobiście nie oglądam filmów z aktorami, których oceniam na 1. I też nie zawracam sobie głowy komentowaniem kogoś kogo tak nie szanuje.... Ale to ja. Pewnie jestem dziwna :D