Nominacja do Oscara za rolę druplanową wisi w powietrzu, i byłaby w pełni zasłużona. Mark Rylance gra pokornie, skromnie, wręcz uniżenie, nie pozwala sobie na tanie efektowne i afektowne porywy serca i przez to porusza jeszcze bardziej. Żadnego szpanu. To nie Javier Bardem, to nie Christoph Waltz. To aktor. Angielski w najlepszym tego słowa znaczeniu tj. powściągliwy, ktoś pokroju Branagha, nie szarlatana Jasona Isacsa.
Dla mnie w Moście szpiegów zagrał po mistrzowsku. Był tak wyprany z emocji, że to aż dziwne, ale na pewno cholernie trudne. Bardzo mi się podobał.
jak dla mnie tam można zupełnie wyciąć hanksa i zostawić tylko sceny z rylancem. w przyszłym roku zagra większą rolę u spilberga, oby na tym się nie skończyło. ale jego aktorstwo w "wolf hall" jeszcze długo pozostanie nie do przebicia.
Przyłączam się do opinii przedmówców. Co do Oscarów, to muszę przyznać, że ma solidnego konkurenta w osobie innego Marka... Ruffalo. Pozostałych dżentelmenów nie miałem okazji jeszcze widzieć, ale sądzę, że ich nominacje też mają solidne podstawy.
Jego aktorstwo jest tak ostentacyjnie nadekspresyjne, że dla mnie to jakiś teleewangelista szarlatan dokonujący jakichś niedorzecznych aktorskich egzorcyzmów. Okropne!