i jest lubiany tylko za nią. Jest tym czym Bruce Campbell dla serii Martwe zło czy Englund dla Koszmarów. Moja rodzinka obejrzała z nim głupią komedię w całości - Sknerus tylko dlatego że grał tam M. J. Fox, która uwielbia go za trylogię "Powrotów do przyszłości."
W przypadku Michaela trzeba jednak wziąć poprawkę na to, że choroba zmusiła go do wycofania się z aktorstwa. Nie wiadomo jak jego kariera by się potoczyła, gdyby mógł dalej dawać z siebie wszystko. Być może na jakimś etapie zaliczyłby przełom. A czy aktor jednej roli? Już prędzej dwóch ;) W Stanach sitcom "Rodzinne więzi" był dość popularny. I nie, nie jest lubiany tylko za rolę sprzed kilku dekad. Jest też lubiany m.in. za działalność na rzecz uświadamiania o Parkinsonie, za finansowanie opracowywania metody leczenia. Za bycie przykładem dla innych chorych. No ale na dostrzeżenie u drugiej osoby innych ambicji niż bycie aktorem więcej niż jednej roli trzeba mieć szerszą perspektywę ;)