"They all deserve to die"

Tim Burton jako reżyser; Johnny Depp, Helena Bonham Carter i Alan Rickman w obsadzie; Dariusz Wolski odpowiedzialny za zdjęcia. Jeśli te nazwiska nie przekonały Was do obejrzenia tego filmu, może
Tim Burton jako reżyser; Johnny Depp, Helena Bonham Carter i Alan Rickman w obsadzie; Dariusz Wolski odpowiedzialny za zdjęcia. Jeśli te nazwiska nie przekonały Was do obejrzenia tego filmu, może zrobi to fakt, że wszyscy oni zrobili kawał dobrej roboty! Tim Burton - twórca takich filmów jak "Sok z żuka", "Edward Nożycoręki", "Batman" czy dwa animowane filmy "Miasteczko Halloween" i "Gnijąca panna młoda" - po mistrzowsku poprowadził realizację. Niesamowity, mroczny, złowieszczy, niemalże gotycki klimat z ciemnymi burzowymi chmurami nad Londynem, kałuże krwi ocierające się o kicz, tragiczna historia i trochę czarnego humoru - to cechy charakterystyczne nie tylko tego filmu Burtona. Również śpiewające kwestie bohaterów nie są nowością w jego produkcjach, jednak tutaj jest ich o wiele więcej, jako że film z założenia jest musicalem. Nie jest to jednak na szczęście typowy musical. Tutaj wszystkie sceny dzieją się z zachowaniem miejsca i czasu. Po prostu bohaterowie zamiast mówić - śpiewają. W połączeniu z piękną muzyką daje to bardzo pozytywny efekt. No i możemy zobaczyć śpiewających aktorów, w tym również Sachę Barona Cohena, czyli odtwórcę Borata, tutaj jako drugoplanową postać Adolfo Pirelliego. Fabuła filmu jest ekranizacją przebojowego broadwayowskiego musicalu o tym samym tytule. Główna postać to Benjamin Barker (Johnny Depp), który wraca do Londynu po 15 latach nieobecności, aby zemścić się na bezwzględnym, nieuczciwym sędzi Turpinie (Alan Rickman), odpowiedzialnym za jego życiową tragedię. Dzięki pomocy pani Lovett (Helena Bonham Carter), a także swoim wiernym przyjaciołom - brzytwom - postanawia wyczyścić przy okazji Londyn z szumowin i wszystkich, którzy według niego zasługują na śmierć. Główny bohater to pałający zemstą golibroda, zamknięty w swym szaleństwie, spowodowanym ogromnym bólem z powodu straty rodziny. Czuje odrazę do Londynu i wszystkich żyjących w nim ludzi. W tym mieście bowiem spotkała go ogromna tragedia. Wrócił do niego tylko po to, żeby się zemścić. Postanowił wykorzystać ku temu swój największy talent i powrócił do golenia ludzi. Żyje nadzieją na oczyszczenie miasta, odkupienie i w końcu na trafienie na tego jednego jedynego klienta, który usiądzie tuż przed nim na fotelu i odda się całkowicie jego brzytwie - sędziego Turpina. Czy jest w tym filmie bohater pozytywny? Tytułowa Sweeney, owładnięty zemstą, zabija przecież niewinnych ludzi i to hurtowo. Jego wspólniczka robi z jego ofiar nadzienie do swoich ciasteczek, a sędzia to niesprawiedliwy i nad wyraz surowy w swych osądach człowiek. Otóż są. Bohaterowie, o których wcześniej nie wspomniałem. Anthony - młodzieniec, którego Todd poznał na statku, oraz dziewczyna - Johanna, więziona przez całe swoje życie przez nikogo innego jak sędziego Turpina. Młodzi zakochują się w sobie i z pomocą Todda chcą uciec jak najdalej. Wątek ten, mimo iż poboczny, wnosi do filmu istotne rozwiązania fabularne i ma wpływ na całość. No i daje się wykazać młodym aktorom - Jayne Wisener oraz Jamiemu Campbell Bower. Aktorzy dali tutaj popis swych niezwykłych umiejętności, nie tylko wokalnych, choć to właśnie one zasługują tu na najwyższą pochwałę. Jak wspomniałem wcześniej, muzyka w filmie jest niezwykle udana. Kwestie, które przyszło śpiewać aktorom, szybko wpadają w ucho, miło się ich słucha. Ciekawie wyszedł zabieg, kiedy to dwójka bohaterów śpiewa coś zupełnie innego w tym samym czasie, do tej samej melodii, by w końcu zakończyć na tej samej kwestii, np. scena, gdy pani Lovett wyznaje miłość Toddowi, a ten unosi się, śpiewając o swej pasji do brzytew. Również zsynchronizowanie muzyki z czynami bohaterów daje rewelacyjny efekt. Wszystko to jeszcze bardziej angażuje nas w seans filmu! Na pochwałę zasługują również zdjęcia Dariusza Wolskiego, który, jak wiemy z "Piratów z Karaibów", robić je potrafi. Zbliżenia na twarze bohaterów (przede wszystkim na Deppa), brudny Londyn widziany z perspektywy czy to ogromnego okna bohatera, czy też ścieków. Są to udane zabiegi, które dodatkowo potęgują stworzony klimat. Film posiada jednak minus, który dla wielu jest albo niewidoczny, albo po prostu nie sprawia problemu. Otóż proporcje między śpiewaniem w stosunku do reszty filmu są poważnie zaburzone. Powoduje to złudzenie, że film jest bardzo krótki. Ratunkiem byłoby po prostu dodanie "normalnych" scen. Wydłużyłoby to obraz, przez co zyskałby on jeszcze bardziej w oczach widzów, którzy średnio trawią musicale. Ale tak jak napisałem: dla wielu nie jest to wielki minus. Dla mnie chyba raczej tak. Produkcję tę polecam jednak wszystkim. Zarówno fanom thrillerów, przeciwnikom, jak i zwolennikom musicali; oczywiście o wielbicielach Burtona nie wspominając. Dlaczego? Bo to dobre kino jest; bo obsada jest wyśmienita; bo reżyserem jest Tim Burton, a autorem zdjęć utalentowany Polak - Dariusz Wolski. Szkoda tylko, że Członkowie Akademii Filmowej nie zdecydowali się nominować całości za najlepszy film bądź reżyserię (jedyne nominacje, jakie otrzymał film, to Najlepsza pierwszoplanowa rola męska dla Johnny'ego Deppa, a także za scenografię i kostiumy). Niemniej jednak film należy uważać za powiew świeżości w kinematografii światowej, przede wszystkim w gatunku musicalu, ale również innych, które składają się na tę produkcję. Każdy, kto widział choćby jeden zwiastun tegoż filmu, uraczony został zapowiadającą wyśmienite kino sekwencją, której główną bohaterką jest gęsta, wszechobecna, jasnoczerwona krew. Wszystko z idealnie dopasowana muzyką. Osobiście, jako fan Tima Burtona i Johnny'ego Deppa czekałem na premierę z ogromną niecierpliwością, pełen nadziei na kolejną co najmniej udaną produkcję obu. W końcu współpracowali ze sobą już nie raz (a dokładnie 6 razy, wliczając recenzowany). Po seansie doszedłem do jednego wniosku: właśnie na taki film czekałem. Typowo "burtonowski", mroczny, przerażający, momentami śmieszny, choć finalnie - smutny. Obraz ten potwierdza, że współpraca Burtona z Deppem daje zawsze zamierzony efekt. Panowie ci doskonale się rozumieją i nawet do ekranizacji broadwayowskiej sztuki potrafią wnieść całych siebie. Johnny Depp w tej roli znów pokazał klasę. To, że nie jest śpiewakiem i że nigdy wcześniej nie przyszło mu na planie tak dużo śpiewać - to widać i słychać. Ale nie próbuje on na siłę odgrywać kogoś, kto potrafi. Jego gra aktorska w połączeniu ze śpiewanymi kwestiami wychodzi wyśmienicie. Również w duetach z innymi aktorami. Jestem pewien, że rolą w tym filmie otworzył on sobie nową furtkę na drodze, zwanej karierą, czego potwierdzeniem może być wspomniana nominacja do Oscara. A Tim Burton, mimo że nie musi nikomu niczego udowadniać, nie zrezygnował ze swojego charakterystycznego klimatu i stworzył dzieło potwierdzającego jego talent i ogrom wyobraźni. Warto.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Tim Burton do zwykłych reżyserów na pewno nie należy, to pewne, dowodem tego mogą być chociażby jego... czytaj więcej
Benjamin Barker (Johnny Depp) wiedzie szczęśliwe życie u boku kochającej żony i córeczki do czasu, gdy... czytaj więcej
Biorąc pod uwagę to, że Tim Burton, będąc jednym z moich ulubionych reżyserów, w tym wieku winien... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones