Recenzja filmu

Dziewczyna z szafy (2012)
Bodo Kox
Wojciech Mecwaldowski
Piotr Głowacki

Autyk, czarownica i stara szafa

Bohaterowie "Dziewczyny z szafy" to duchowi krewni sympatycznych świrów ze skandynawskich komediodramatów  albo amerykańskiego kina niezależnego. Emocjonalnie pogruchotani, niekompatybilni z
W domach z betonu, w których mieszkają bohaterowie filmu Bodo Koksa, nie ma miłości. Magda chowa się przed światem w szafie i nie rozstaje z myślą o samobójstwie. Autystyczny Tomek uparcie milczy albo śni na jawie o zeppelinach nad stolicą. Dzielnicowy – mimo że porządny z niego chłop – nie może sobie znaleźć drugiej połówki. Nawet brat Tomka, choć nie narzeka na brak zainteresowania wśród kobiet, czuje się samotny.

Bohaterowie "Dziewczyny z szafy" to duchowi krewni sympatycznych świrów ze skandynawskich komediodramatów ("Elling", "Zakochani widzą słonie") i amerykańskiego kina niezależnego (np. "Papierowy bohater" albo "Miłość Larsa"). Emocjonalnie pogruchotani, niekompatybilni ze społeczeństwem, szukający schronienia w ekscentrycznych rytuałach i zmyślonych światach. Kox patrzy na swoich freaków z czułością, ale i poczuciem humoru. Lubi ich nawet wtedy, gdy oni sami nie mogą na siebie patrzeć. Tam, gdzie inni widzą psychozę, reżyser wyczuwa wrażliwość.

"Dziewczyna z szafy" to mainstreamowy debiut Koksa, który przez lata był jedną z czołowych postaci rodzimego offu. Większy budżet dał jego twórczości pozytywnego kopa. Reżyser mógł pozwolić sobie m.in. na zaangażowanie zawodowych scenografów, operatora i speców od efektów specjalnych. Choć "Dziewczyna" wygląda i brzmi profesjonalnie, cały czas czuć w niej jednak rebelianckiego ducha. Charakterystyczny dla naszej kinematografii siermiężny realizm został tu zastąpiony nieskrępowaną pracą wyobraźni, a humor często skręca w stronę pure nonsensu. Spośród aktorów najlepiej odnajdują się w tej konwencji Piotr Głowacki i Eryk Lubos. Grają trochę na serio, a trochę z przymrużeniem oka. Nigdy nie popadają w karykaturę.

Niestety, są w "Dziewczynie" momenty, kiedy stare przyzwyczajenia Koksa okazują się jego przekleństwem. Offem najgorszego sortu pachnie zwłaszcza scenariusz, który jest nie tyle zgrabnie uszytą, wzruszającą historią, co zbiorem gagów z tymi samymi bohaterami. W dodatku twórca ewidentnie nie wie, jak skończyć film. Ni stąd, ni zowąd wprowadza więc rzewny wątek śmiertelnej choroby – fabularny samograj znany co najmniej od czasów "Love Story". Doprawia go wątpliwej jakości poezją, a potem czeka już tylko na fontanny łez płynące obficie z oczu publiczności. Sądząc po komentarzach na forach Filmwebu, zabieg się udał. Szkoda tylko, że osiągnięto go, idąc po linii najmniejszego oporu. Reasumując: jest okej, ale w tej szafie krył się znacznie większy potencjał.
1 10
Moja ocena:
4
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Współczesne mi polskie kino zaczyna się i kończy na Janie Jakubie Kolskim. I tyle mogłabym powiedzieć o... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones