Recenzja filmu

Heniek (2010)
Eliza Kowalewska
Grzegorz Madej
Beata Schimscheiner
Maciej Słota

Bez wymówek, bez kompleksów

Żelazna dyscyplina formalna, której nie zwykło się oczekiwać od niezależnych filmowców, przenosi "Heńka" w rejony oddalone od polskiego offu o lata świetlne.
"Heniek" to młot na młodych polskich offowców, lamentujących nad ekonomicznym statusem naszej kinematografii, utożsamiających brak wyobraźni z brakiem finansów. Po pierwsze, nakręcono go prawie za darmo – gaży nie otrzymali ani nieopatrzeni krakowscy aktorzy teatralni, ani ludzie udostępniający lokalizacje zdjęciowe. Po drugie, zrealizowano go z pomysłem – w oparciu o konkretną intelektualną oraz stylistyczną koncepcję, nie zaś na popularnej zasadzie "jakoś to będzie". Bo jeśli w polskim kinie "jakoś coś będzie", to ostatecznie nigdy nie jest.

Heniek, choć jego swojsko zdrobnione imię sugeruje coś odwrotnego, owiany jest mgłą tajemnicy. Był członkiem gangu złodziei czy nie? Zabił czy nie zabił? I gdzie w ogóle się podziewa? Na te pytania próbują sobie odpowiedzieć jego współpracownicy z krakowskiego salonu samochodowego. Zanim jednak rozwieją tę otulającą Heńka mgiełkę, zdążą się upodlić, skompromitować i stracić kredyt sympatii zaciągnięty u widzów w pierwszych minutach filmu. A wszystko przez mamonę – ważniejszą od przyjaźni, solidarności, katalizującą ludzką pomysłowość, ale przede wszystkim nieufność oraz bezbrzeżną głupotę.

Skrywający się pod pseudonimem EarlGrey reżyserski duet Eliza Kowalewska-Grzegorz Madej to rzadki przypadek twórców, którzy nie tylko potrafią robić filmy, ale również lubią je oglądać (zakiszone we własnym sosie "legendy" offu spełniają zwykle tylko ten drugi warunek). Gatunkowa matryca filmu złożona jest z kilkunastu elementów – trochę tu kryminału, nieco czarnej komedii, szczypta korporacyjnej satyry oraz bajki z morałem. Doprawione nutą surrealizmu wszystkie doskonale się "przegryzają". Twórcy eksperymentują z achronologiczną narracją, jednak ich film nie przypomina ani arthouse’owego dziwadła, ani utworu nakręconego dla najbliższej rodziny i przyjaciół.

Żelazna dyscyplina formalna, której nie zwykło się oczekiwać od niezależnych filmowców, przenosi "Heńka" w rejony oddalone od polskiego offu o lata świetlne (podobnie było zresztą z filmem "Nie ten człowiek" Pawła Wendorffa, który jakiś czas temu przemknął przez nasze kina).  Czekam na kolejne wieści z tej krainy. Nie tylko od Kowalewskiej i Madeja.
1 10 6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones