Recenzja filmu

Wszystko o mojej matce (1999)
Pedro Almodóvar
Cecilia Roth
Marisa Paredes

Być kobietą

W opowieści o Manueli wszystkiego jest w sam raz: śmiechu i łez, ironii i wzruszenia. Tyle już napisano o błazeństwach i prowokacjach Almodóvara, o przewrotnym traktowaniu przez niego
W opowieści o Manueli wszystkiego jest w sam raz: śmiechu i łez, ironii i wzruszenia. Tyle już napisano o błazeństwach i prowokacjach Almodóvara, o przewrotnym traktowaniu przez niego gatunkowych konwencji i stereotypów kulturowych. Rzadziej natomiast zauważa się głęboko ludzki wymiar jego filmów, silną więź emocjonalną twórcy z bohaterami (częściej bohaterkami). To współodczuwanie istniało już w pierwszych dziełach hiszpańskiego reżysera, niektórzy mogli go jednak nie zauważyć za dosadnym żartem czy fabularną niespodzianką. Trzeba było dopiero pewnego złagodzenia tonu, dodania odrobiny powagi, by stało się widoczne, z jakim przejęciem opowiada Almodóvar swoje historie, nigdy przy tym, dzięki niepowtarzalnemu poczuciu humoru, niepopadając w tani sentymentalizm czy łatwą egzaltację. Gdy tego humoru brakuje - jak w poprzednim filmie "Drżące ciało" - całość wyraźnie traci na sile przekonywania. Na szczęście w opowieści o Manueli, wszystkiego jest znowu w sam raz: śmiechu i łez, ironii i wzruszenia. Tyle już też napisano o fascynacji Almodóvara żywiołem kobiecości. Ale nowy film pokazuje, że fascynacja to za mało, że kobietą trzeba być. Przy czym kobiecość tak naprawdę niewiele ma tu wspólnego z biologią, genitaliami, tym bardziej z tradycyjnym podziałem ról płciowych. Jedną z bohaterek filmu jest chociażby prostytutka Agrado, na własne życzenie posiadająca zarówno kobiece piersi, jak i penisa. Kobiecość u Almodóvara to zdolność do uczuciowego doświadczania świata. To empatia. To mocne poczucie autentyczności, które - i tylko pozornie mamy tu do czynienia z paradoksem - łączy się z grą, z ciągłym kreowaniem siebie. Nie przypadkiem film dzieje się wśród aktorek, nie przypadkiem został im dedykowany. Bo czymże jest aktorstwo jak nie odnajdywaniem siebie w Innym i Innego w sobie? I czyż nie na tym właśnie powinno także polegać nasze codzienne "granie"? Kobiecość u Almodóvara jest tym, co odrzucili tzw. prawdziwi mężczyźni jako rzecz właśnie "niemęską". W filmie owi "prawdziwi mężczyźni" występują na marginesie. Są bohaterkom niepotrzebni, bo niszczą ich świat swą pychą i agresywną bezmyślnością. Ale w zamian i tak otrzymują miłość i opiekę kobiet. Jeden z tych "twardzieli" to nieudany psychopata, drugi chce - niezważając na okoliczności - by mu zrobić oralną przyjemność, bo taki jest "zestresowany". Mamy zniedołężniałego, sklerotycznego ojca, który nie rozpoznaje własnej córki (ani chybi kiedyś był wiernym towarzyszem generała Franco). Jest wreszcie Lola: poszukiwany ojciec Estebana, przyszły ojciec dziecka zakonnicy Rosy i.... transseksualista; egoistyczny macho, który staje się skruszoną, umierającą na AIDS kobietą. Ale w filmie przywołane zostają też nazwiska Trumana Capote'a, Tennessee Williamsa i Federica Garcii Lorki - pisarzy-homoseksualistów, którzy w swych utworach stworzyli pełne, dramatyczne lub pastelowe portrety kobiet. Zawarli w nich przynajmniej cząstkę siebie. Tylko oni - grający ze stereotypami płci, z własną seksualnością - są godnymi partnerami dla bohaterek. Takim twórcą zapewne stałby się też tragicznie zmarły syn Manueli - świadczą o tym jego wypowiedzi, fragmenty dzienników. Takim twórcą jest bez wątpienia sam Almodóvar, artysta obecny w każdej z nieprzeciętnych kobiet swego filmu. Do tej pory nie spotkałem się z próbą wpisania dzieł autora "Kwiatu mego sekretu" w teorie feminizmu. "Wszystko o mojej matce" nie stanie się tu chyba wyjątkiem. Bo u Almodóvara nigdy nie chodzi o ideologię, tylko o emocje. Nie o porządkowanie świata, tylko o to ciągłe napięcie, które powstaje w naszych z nim rozgrywkach. Jak już wspomniałem "Wszystko o mojej matce" oddaje szczególny hołd, tym, którzy (które) po mistrzowsku opanowali (-ły) sztukę kreacji i autokreacji. Nie sposób więc nie wspomnieć przy tej okazji o występujących w filmie aktorkach. Chociażby tylko o wspaniałej Marisie Paredes w roli Humy, wielkiej gwiazdy teatru, udręczonej bolesnym związkiem z koleżanką po fachu. Powściągane na co dzień cierpienie Humy eksploduje potem w spektaklu, w dramatycznych rolach napisanych przez Williamsa i Lorcę. Twórczość Almodóvara nabiera epickiego oddechu. W filmie "Wszystko o mojej matce" ludzkie przypadki porywa nurt czasu. "Trzy tygodnie później", "Dwa tygodnie później", "Dwa lata później" - głoszą napisy, odsuwając w coraz odleglejszą przeszłość czyjąś śmierć, czyjąś miłość, czyjeś narodziny, następną śmierć, następną miłość... Ale chociaż u Almodóvara jednostka też nie jest w stanie uniezależnić się od losu, od czasu, od własnych namiętności, to przecież nie podlega już presji historii, obyczajowej hipokryzji, a nawet w dużej mierze własnej płciowości. Tyle wystarczy, by móc być istotą, jeśli nie wolną, to na pewno twórczą i odpowiedzialną. Jak Manuela, jak Huma i inne bohaterki tego znakomitego filmu.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
To zastanawiające uczucie, gdy nagle odkrywa się związek, połączenie, symetrię. Naprawdę zachwycające... czytaj więcej
André Brenton określił sztukę meksykańskiej malarki Fridy Kahlo jako "wstążkę wokół bomby". Owe... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones