Recenzja filmu

Smaki miłości (2007)
Robert Benton
Morgan Freeman
Selma Blair

By bogom się nie nudziło

Film dla romantyków, ludzi zakochanych i tych, którzy na miłość dopiero czekają. Bez fajerwerków, bez wyrazistych postaci, za to z ciepłym klimatem, który ogrzeje serca w mroźne wieczory.
Morgan Freeman na początku filmu mówi, iż bogowie stworzyli miłość z nudów, a potem stworzyli śmiech, by móc przetrzymać miłość. Uczucia jest w "Smakach miłości" aż nadto, zaś uśmiechu zdecydowanie za mało. Miłość w obrazie "Smaki miłości" przybiera wszelkie możliwe kształty. Mamy tu miłość młodzieńczą i jej wersję dojrzałą, pełną poświęcenia dla innych, jak i samolubną, ulotną i trwałą. Każdej z nich poświęcona jest choć chwila, a wszystko to podpatruje dla nas ozdoba filmu - Morgan Freeman. W dziele Bentona nie ma jednego głównego bohatera. Oglądamy całą grupę ludzi w różnym wieku i z różnym bagażem doświadczeń, którzy zakochują się, których miłość rozwija się, a czasem i ginie, by dać miejsce nowej miłości. Praktycznie wszyscy bohaterowie (może z jednym wyjątkiem) to osoby sympatyczne, które w obliczu uczucia pozostają całkowicie bezradne. Nawet kiedy chcą podążyć za głosem rozsądku, serce i tak zwycięży. Ból i radość, żal i podniecenie towarzyszą sobie, a wszystko to pokazane jest w ciepłych, kojących tonacjach. Widz z łatwością utożsamia się z bohaterami i kibicuje ich poczynaniom, licząc na happy end. "Smaki miłości" to obraz pokrzepiający i miły w odbiorze. Dla zakochanych par i wszelkiej maści romantyków jest wprost idealny. Jednak fani Roberta Bentona mogą poczuć się rozczarowani. Nie znajdą oni tutaj zbyt wiele z siły oddziaływania i wrażenia, jakie pozostawiały po sobie jego wcześniejsze dokonania, ze "Sprawą Kramerów" czy "Naiwniakiem" na czele. Najnowsze dzieło to sprawna produkcja, którą jednak kinematografie wszystkich krajów realizują seryjnie. W rzeczy samej, gdyby nie wyraźny komunikat w napisach początkowych, iż jest to adaptacja powieści, uznałbym film za remake któregoś z obrazów hiszpańskiego duetu Yolanda García Serrano i Juan Luis Iborra. Mamy tu tę samą strukturę opowieści co w "Km. 0" czy "Amor de hombre": grupa postaci przeżywa rozterki miłosne, a wszystkich coś łączy, miejsce lub postać. Powiedziałbym nawet, że Hiszpanie mają więcej odwagi w dobieraniu bohaterów i komplikowaniu historii. Na tle tych wszystkich produkcji nie ma nic, absolutnie nic, co wyróżnia "Smaki miłości". Jest po prostu jedną z wielu historii miłosnych, której największą zaletą jest to, iż aktualnie w kinach nie ma dla siebie żadnej konkurencji. Aktorzy nie zostają wykorzystani, tworząc zjadliwe, lecz pozbawione wyrazu kreacje. Zdjęcia nieco zbyt natarczywe, za mocno rzuca się w oczy ruch kamery (czasem ma się wręcz wrażenie, że kamerzyści z trudem panują nad sprzętem). Muzyczka równie przyjemna, co nijaka. To samo usłyszymy o każdej porze dnia i nocy w wszystkich rozgłośniach radiowych. Jeśli jednak chcecie miło spędzić czas we dwoje, poczuć ciepło, radość i lekką nutę melancholii, to film Bentona jest propozycją właśnie dla was. Jest prawie pewne, że nie zapamiętacie go. Kto jednak powiedział, że każdy obraz musi zapisać się na zawsze w pamięci, by być atrakcyjny dla widza? Czasem liczy się miło spędzony czas tu i teraz.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones