Recenzja filmu

Berberian Sound Studio (2012)
Peter Strickland
Toby Jones
Cosimo Fusco

Cały ten zgiełk

Są w "Berberian Sound Studio" elementy, którymi zachwyciłby się Roman Polański. Znajdziecie tu dramat osaczenia i samotności,  studium powolnego popadania w szaleństwo (znakomicie odegrane przez
W "Berberian Sound Studio" grozy nie mierzy się ani wskaźnikiem przelanej krwi, ani liczbą upiorów schowanych w szafie. To ten rodzaj filmu, który Amerykanie zwykli określać jako "mindfucker" – utwór robiący widzom z mózgu pieczony makaron. Niepokojący, niekompatybilny z żadną interpretacyjną szufladką, z minuty na minuty coraz mniej zrozumiały. Jeśli jednak lubicie, gdy reżyser wodzi was za nos i co rusz podrzuca tropy, które wcale nie przybliżają do rozwiązania zagadki, rezerwujcie bilety.  

Akcja filmu rozgrywa się w latach 70. Główny bohater, inżynier dźwięku Gilderoy (Toby Jones), podróżuje do Rzymu, gdzie dostał fuchę przy postprodukcji B-klasowego horroru o czarownicach. Nieśmiały, nieznający włoskiego Brytyjczyk ma zadbać o to, by w filmie znalazły się odgłosy z piekła rodem. Praca idzie jednak Gilderoyowi opornie, krewki producent zaczyna się niecierpliwić, a tytułowe studio zamienia się w kafkowskie z ducha więzienie, którego zasad funkcjonowania nie sposób pojąć.

Są w "Berberian Sound Studio" elementy, którymi zachwyciłby się Roman Polański. Znajdziecie tu dramat osaczenia i samotności,  studium powolnego popadania w szaleństwo (znakomicie odegrane przez Jonesa), a wreszcie zwichrowany czarny humor. Film Petera Stricklanda to także wykonane na piątkę z plusem stylistyczne ćwiczenie. Począwszy od upiornej czołówki z muzyką, pod którą mógłby podpisać się skład The Goblins, reżyser bawi się stylem horrorów giallo. Na ekranie nie mogło zabraknąć kultowego rekwizytu w postaci skórzanych czarnych rękawiczek. We włoskim  dreszczowcu miałby je na sobie morderca z długim nożem. Tutaj są częścią garderoby anonimowego kinooperatora zmieniającego rolki z taśmą. Dobry żart czy raczej ostrzeżenie przed zabójczymi właściwościami X Muzy?

"Berberian Sound Studio" to także wyraz tęsknoty za starą szkołą – epoką, w której efekty dźwiękowe powstawały podczas szatkowania kapusty i w kabinie nagraniowej, a nie na ekranie komputera. Strickland oddaje hołd pomysłowości i zaradności mistrzów filmowego brzmienia. Bez nich kino grozy nie miałoby nawet w połowie takiej siły wyrazu.
1 10
Moja ocena:
8
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Na wstępie czuję się zobowiązany ostrzec – nie dajcie się zwieść trailerowi i opisom nowego filmu Petera... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones