Recenzja filmu

Moebius (2013)
Ki-duk Kim
Jae-Hyun Cho
Yeong-joo Seo

Koło udręki

Jeśli w trakcie oglądania filmu dramatycznego zaczynacie zastanawiać się, czy przypadkiem nie miała to jednak być komedia, ewidentnie coś jest nie tak. Kim Ki-duk już od jakiegoś czasu jechał
Jeśli w trakcie oglądania filmu dramatycznego zaczynacie zastanawiać się, czy przypadkiem nie miała to jednak być komedia, ewidentnie coś jest nie tak. Kim Ki-duk już od jakiegoś czasu jechał po równi pochyłej – choć zdania co do tego, kiedy konkretnie zaczął się jego upadek, są podzielone (według niżej podpisanego szczytem drogi twórczej koreańskiego twórcy jest "Pusty dom"; potem jego forma drastycznie się obniża). Jeśli "Pietą" reżyser dostarczył już naprawdę solidnych argumentów na swoją artystyczną dewaluację, to w "Moebiusie" idzie za ciosem i wyprowadza samobójczy nokaut.

Fabuła skomponowana jest z typowych klocków, których przestawianiem zajmuje się reżyser od dawna. W centrum pozostaje święta trójca: seks, przemoc, dalekowschodnia ezoteryka. Punkt wyjścia jest równie prosty co absurdalny: kobieta podejrzewa męża o zdradę i w pokrętnym akcie zemsty kastruje własnego syna. Podobne dramatyczne gesty są u Kim Ki-duka na porządku dziennym, więc nie należy się szczególnie dziwić. W lepszych czasach jednak ów groteskowy akt zostałby przez reżysera odpowiednio wygrany, twórca wyciągnąłby z niego dramaturgiczne wnioski. Tym razem jednak Kim zaczyna z wysokiego C i nie ma zamiaru spuścić z tonu. Zamiast odizolować, wyróżnić przerażający gest kobiety, twórca usiłuje jeszcze podbić stawkę. W rezultacie "Moebius" jest jedynie wiązanką podobnych ekscesów, z których jeden jest bardziej groteskowy od drugiego. Bohaterowie wikłają się w kolejne sadomasochistyczne relacje, odnajdując przyjemność seksualną w bólu, ale po jakimś czasie jest się już całkowicie znieczulonym na te atrakcje. "I co jeszcze?" – to pytanie, które raz za razem będziecie słyszeli w swojej głowie podczas seansu.
 
W świecie filmów Koreańczyka wszystko zawsze pisane było wielką literą, nawet jeśli fundamentem jego filozofii jest buddyjska powściągliwość. Tym razem reżyser całkowicie rezygnuje z dialogów, ale wielka litera mimo to zostaje na swoim miejscu. U Kim Ki-duka słowa są bowiem zbędne – podobnie jak psychologiczne motywacje. To świat wielkiej przypowieści, gdzie wystarczą symbole i metafory – szkoda, że ciosane tak ciężką ręką. Eros i Tanatos trzymają się za ręce, freudyzmy wychodzą z szafy, w szufladach bohaterów obok pistoletów leżą egzemplarze "Wielkiego Gatsby'ego", a w figurce Buddy ukryty jest nóż. Jest jeszcze enigmatyczny tytuł – czyżby nawiązanie do słynnej wstęgi Möbiusa? Cóż, pasuje to do historii, w której postacie zamieniają się miejscami: prześladowcy stają się prześladowanymi, ofiary – oprawcami. Reżyser rozpina swoich bohaterów na kole udręki samsary, każąc im powtarzać w nieskończoność warianty ekscesów, których ofiarami padają, zmuszając do przeglądania się w krzywym zwierciadle. Historia zawija się tu w pętlę, która skręca karki protagonistom.

I nie jest tak, że ten patos nie mógłby zadziałać. Wcześniej nie raz się to Kimowi udawało. Ale podczas gdy jego poprzednie filmy były wysmakowane, dostojne – te nowe sprawiają wrażenie niechlujnych, kręconych w pośpiechu. W "Moebiusie" brakuje oddechu, przestrzeni; nie pomaga ciasne kadrowanie i obraz z kamery cyfrowej. W rezultacie efekt końcowy jest odwrotny od zamierzonego. Pretensje widać jak na dłoni; obnaża je dodatkowo decyzja o porzuceniu słowa mówionego. Koreański twórca zamiast wzruszać, przestraszać i intrygować, po prostu śmieszy. Odcięte przyrodzenie miażdżone pod kołami samochodu? Czy to nowa odsłona serii "Jackass"? A może "Moebius" miał być autoparodią? W istocie: wiązanka kastracji, gwałtów i dramatycznych gestów dość regularnie dostarcza nam kolejnych okazji do... śmiechu. Jest to co prawda śmiech niedowierzania – ale jednak. Tragedia powróciła. Oczywiście jako farsa.
1 10
Moja ocena:
2
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Ostatni film Kim Ki-duka już podczas procesu postprodukcji wywołał kontrowersje. Okazało się na... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones