Recenzja filmu

Pamiętnik księżniczki (2001)
Garry Marshall
Anne Hathaway
Julie Andrews

Księżniczka na ziarnku gruszki

Studio Walta Disneya zyskało sobie renomę nie tylko wytwórcy znakomitych kreskówek z Kaczorem Donaldem i Myszką Miki, ale tez całkiem inteligentnych i niejednokrotnie śmiesznych filmów z gatunku
Studio Walta Disneya zyskało sobie renomę nie tylko wytwórcy znakomitych kreskówek z Kaczorem Donaldem i Myszką Miki, ale tez całkiem inteligentnych i niejednokrotnie śmiesznych filmów z gatunku kina familijnego. Najnowszą propozycją wytwórni jest "Pamiętnik księżniczki" - obraz, który dzięki doborowej obsadzie i lekkości fabuły zyskał sobie bardziej niż pozytywne opinie w USA. Cała historia niemalże od razu kojarzy się z piękną poniekąd bajką o Brzydkim Kaczątku. Tytułowa bohaterka, Mia, bystra, aczkolwiek totalnie nieskoordynowana 15-latka, mieszkająca w San Francisco z matką -malarką i wiodąca żywot nielubianej w szkole okularnicy, dowiaduje się nagle za sprawa swej babki, że stała się spadkobierczynią tronu małego europejskiego państewka, Genovii. Babka, bardzo dystyngowana starsza pani, prosi wnuczkę o porzucenie szkoły i amerykańskiego stylu życia i przejęcie obowiązków, jakie na nią spadły. Dziewczyna musi podjąć najważniejszą decyzję w swoim krótkim jeszcze życiu. Z jednej strony kocha swój byt cichej i niepozornej panienki, która nie lubi się wyróżniać i może poświęcić się syzyfowej pracy na rzecz ulepszania świata, z drugiej strony, dzięki nowej roli widzi przed sobą szansę wyrwania się z dość nieprzyjemnej szkoły średniej i wykorzystania stanowiska do walki o swoje ideały. Jak to w filmie i w życiu bywa, po drodze wydarzają się rożne rzeczy, które jej decyzję zmieniają raz w jedną, raz w drugą stronę. Nie zdradzę jednak wiele, jeśli powiem, że wszystko dobrze się kończy. Filmy Disneya to jednak nie tylko zgrabne fabuły - każdy z nich ma ambicje nieść za sobą jakieś proste przesłanie, będące z reguły po raz setny "odkrytą" życiową mądrością. Tym razem chodzi o tak ważną w życiu każdego młodego człowieka rzecz, jaką jest bycie sobą w każdej sytuacji i dochowanie wierności swoim przekonaniom. "Nie przejmuj się tym, co mówią o Tobie inni, idź za głosem serca" - zdają się powtarzać wszystkie postacie tego filmu. "Pamiętnik księżniczki" to także film o tym, iż na każdego przychodzi moment, w którym chcąc nie chcąc musi dojrzeć i podjąć pierwszą w swym życiu dorosłą i w pełni odpowiedzialną decyzję. Filmowa Mia, niezręczna, bardzo nieśmiała dziewczyna, w wyniku postawionych przed nią faktów, na naszych oczach nabiera wiary w siebie i dochodzi do samoświadomości i uznania konsekwencji swoich wyborów. Przechodzi znamienną transformację, nie tylko fizyczną, ale także emocjonalną i psychiczną. Fakt, że nie każdy tak jak ona musi się borykać z faktem, iż nagle staje się spadkobierczynią tronu i fortuny, jednak w życiu, które z bajkowymi klimatami nie ma wiele wspólnego, każdy młody człowiek staje przed jakąś próbą, która ma zadecydować o jego przyszłości. Niewątpliwym atutem filmu jest też znakomita obsada. Julie Andrews wciąż robi wielkie wrażenie i jako aktorka i jako kobieta. Przyznam, że nie miałabym nic przeciwko temu, by wyglądać w wieku 66 lat tak jak ona. Milo stwierdzić, że jej gwiazda bynajmniej nie przygasła i że nadal zaskakuje znakomitym warsztatem i talentem. Partneruje jej równie przemiły pan, czyli Hector Elizondo, mający na swym koncie także wiele nagradzanych ról. Aktorskie osobowości twórcy uzupełnili mniej lub bardziej znanymi nastoletnimi bohaterami, wśród których (zapewne celem sprostania komercyjnym wymaganiom) pojawiła się także idolka amerykańskich uczennic szkół średnich - piosenkarka Mandy Moore. Nad całością czuwał reżyser Garry Marshal, któremu sławę przyniosła praca przy "Pretty Woman". Dobrał on sobie zgoła niekojarzoną z kinem familijnym ekipę. Autorem zdjęć został bowiem Karl Walter Lindenlaub, operator pracujący przy jednych z najgłośniejszych tytułów kina akcji i efektów specjalnych, m.in. "Gwiezdnych wrotach" i "Dniu Niepodległości". Widać, wytwórni Disneya się nie odmawia... Producentem zaś została pani także zazwyczaj nie związana zawodowo z dziećmi - diva muzyki, Whitney Houston. Mimo tej przedziwnej mieszanki wyszedł jednak całkiem zgrabny, utrzymany w lekko humorystycznym nastroju film, który w obrębie swojego gatunku wypada całkiem nieźle. Nie jest to arcydzieło, myślę jednak, że zainteresuje grono przeżywających młodzieńcze rozterki dziewczynek i ich rodziców, a nawet babć, które po projekcji na pewno zyskają w notowaniach :)
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones