Recenzja filmu

Dogville (2003)
Lars von Trier
Nicole Kidman
Stellan Skarsgård

Miasteczko psów

Wiele z dotychczasowych filmów <a href="lkportret.xml?aa=217" class="text">Larsa von Triera</a> wzbudzało zarówno kontrowersje, jak i zachwyty - dzieliło widzów i krytyków. Wszystkie wywarły
Wiele z dotychczasowych filmów Larsa von Triera wzbudzało zarówno kontrowersje, jak i zachwyty - dzieliło widzów i krytyków. Wszystkie wywarły ogromne wrażenie na odbiorcach. Podobnie jest z kolejnym obrazem tego, słynnego już Skandynawa. Prawie trzygodzinne "Dogville" (widzowie będą mogli obejrzeć również skróconą wersję filmu) to znów śmiałe, prowokacyjne i należące do eksperymentalnego nurtu dzieło. Akcja "Dogville" rozgrywa się w latach trzydziestych dwudziestego wieku. Uciekająca przed gangsterami piękna Grace (Nicole Kidman) trafia do amerykańskiej mieściny - tytułowego Dogville. Z pomocą przychodzi jej Tom (Paul Bettany) tamtejszy domorosły pisarz-filozof, przewodzący małomiasteczkowej społeczności. To on występuje w obronie Grace. Tomowi udaje się przekonać mieszkańców Dogville, aby dali uciekinierce szansę, za co bohaterka pragnie odwdzięczyć się pracą. Początkowo nieufni mieszkańcy nie chcą dać jej żadnego zajęcia. Jednak stopniowo Grace zaczyna przybywać obowiązków. Wkrótce będzie pracować od rana do nocy. Kiedy mieszkańcy zdają sobie sprawę z jej pokory, postanawiają wykorzystać uczynność Grace. Każdy na swój sposób. I nikt, nawet "kochający" ją Tom, nie stanie w jej obronie... W swym filmie Lars von Trier ukazuje ciekawy, lecz okrutny mechanizm. Obserwujemy, jak dobroć i współczucie zmieniają się w, ukazany w dość groteskowy sposób, wyzysk. Rajskie Dogville przeradza się w istne piekło. Nie bez powodu reżyser nazwał je "Miasteczkiem psów". Już w Biblii znajdziemy słowa Izajasza - "A psy wstydliwe nie znały nasycenia". Tacy są właśnie mieszkańcy Dogville - bezwstydni, zachłanni i okrutni. Więcej w nich zwierzęcej niż ludzkiej natury. Ale pies to przecież także symbol wierności i przyjaźni, a zatem symbol, co najmniej dwuznaczny. A i bohaterowie opowieści von Triera mają te lepsze, ludzkie cechy. Reżyser temu nie zaprzecza, pokazuje jednak, że przegrywają one w walce ze zwierzęcością, która tkwi głęboko zakorzeniona w człowieku. Grace cierpi za każdy dobry uczynek. Paradoksalnie - jest wykorzystywana i wyzyskiwana nawet przez tych mieszkańców, którzy okazywali jej najwięcej ciepła i dobroci. Ale Grace przyjmuje całe zło, jakie ją spotyka z franciszkańską niemal pokorą. Przypomina w swym cierpieniu bohaterki innych dramatów Larsa von Triera - Selmę z "Tańcząc w ciemnościach" i Bess z "Przełamując fale" - niewinne i pełne poświęcenia. Jednak tym razem zakończenie przynosi coś zupełnie nieoczekiwanego, co w moim przekonaniu zmienia wizerunek rozczarowanej ludzką naturą Grace. "Dogville", pierwsza część amerykańskiej trylogii von Triera, przekazuje smutne i straszne prawdy o człowieku. I wcale nie tylko o Amerykaninie. Dogville nie musi przecież leżeć w Stanach Zjednoczonych. Z tego powodu - pewnej umowności i uniwersalności - w filmie zastosowano tak teatralną scenografię. Białe linie wyznaczają kształty ulic i domów. Rekwizytów jest niewiele. Z początku te zabiegi scenograficzne Petera Granta trochę przeszkadzają i rażą, ale szybko się o tym zapomina. Widz korzysta ze swej wyobraźni i z umownych kształtów tworzy własną wizję Dogville. Sam reżyser twierdził, że niepotrzebne bogactwo scenografii mogłoby przeszkodzić w najważniejszym - skupieniu się na postaciach i łączących je relacjach. Ta teatralność jest ogromnym walorem "Dogville", sprawia, że przesłanie ma wartość uniwersalną. W obsadzie filmu znalazły się gwiazdy - Nicole Kidman, Paul Bettany czy Lauren Bacall. Ale nie umniejszając ich wkładu, warto zauważyć, że w "Dogville" to sam reżyser jest "gwiazdą". Artysta oryginalny, potrafiący wzruszyć i zaskoczyć widza, dokonujący ciekawych obserwacji świata to dziś niewątpliwy skarb. Jest jeszcze jeden poważny atut "Dogville". Cały czas - przez poprzedzone prologiem dziewięć części - towarzyszy nam głos Johna Hurta. Wszechobecny narrator, który oprócz tego, że zarysowuje akcję i opisuje wszystkie wydarzenia, to ocenia postacie i komentuje ich losy. Można się tylko domyślać, czy nie przekazuje on ironicznych obserwacji i poglądów samego reżysera. Po raz kolejny Lars von Trier czyni głównym bohaterem swego filmu kobietę, która, po raz kolejny, będzie z pokorą przyjmować cierpienie, jakie ją spotka, a na które nie zasłużyła. Reżyser demaskuje w "Dogville" prawdę o ludzkiej naturze, którą to prawdę dodatkowo podkreśla zaskakujące zakończenie. Tu kryje się podstęp von Triera - reżysera, który ponownie stworzył ciekawy, ale tragiczny i smutny film. To kino wybitne, ale wiem, że nie każdemu się podoba.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
...uciekinierką znikąd stającą się w niezwykle krótkim czasie ofiarą swoich prześladowców, oprawcą, który... czytaj więcej
Dogville już przed oficjalną premierą budziło emocje. Zadebiutował na festiwalu filmowym w Cannes i choć... czytaj więcej
Dogville wita nas nietypowo - domami bez ścian, w których przez cały czas obserwować możemy krzątających... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones