Recenzja filmu

10 minut później: Trąbka (2002)
Spike Lee
Wim Wenders
Markku Peltola
Kati Outinen

O 10 minut starsi

Filmy nowelowe powróciły do łask. Po prezentowanym w ubiegłym roku <b><a href="aa=34748,fbinfo.xml" class="text">"11.09.01"</a></b> dziś na ekrany wchodzi obraz <b><a
Filmy nowelowe powróciły do łask. Po prezentowanym w ubiegłym roku "11.09.01" dziś na ekrany wchodzi obraz "10 minut później: trąbka" - zbiór siedmiu krótkich filmów najwybitniejszych współczesnych reżyserów. Każdy z twórców miał równo 10 minut i, oprócz narzuconego tematu, zupełną wolność treściową i formalną na przedstawienie swojej opowieści. Dla wielu z nich był to powrót do dawno nie uprawianego krótkiego metrażu, który zarzucili na rzecz filmów fabularnych. A wolność twórcza umożliwiła im sięgnięcie do pomysłów, które w wyniku dyktatu wielkich wytwórni musieli odrzucić. Każdy z filmów stanowi wizytówkę stylu swoich twórców. Spike Lee angażuje się społecznie, Jarmush przedstawia kameralną czarno-białą opowieść a Werner Herzog powraca w odległe zakątki naszej planety, by tam kontemplować kondycję ludzkości. Wszystkie filmy łączy jeden temat: czas. Twórcy w bardzo osobisty, indywidualny i oryginalny sposób podjęli się rozważań na temat upływającego czasu i tego jak kształtuje on nasze życie. Bohaterowie nowel to ludzie w różnym wieku i odmiennych momentach życia (od narodzin po bliską śmierć), targani różnymi emocjami (miłością, namiętnością, smutkiem), nam współcześni lub bardziej oddaleni w czasie, mieszkających w różnych zakątkach świata (od tropikalnej dżungli po Nowy Jork). Przedstawiając ich losy reżyserowie pokazali, że jedna chwila, niemalże ułamek sekundy może mieć ogromne konsekwencje dla reszty życia jednostki i całej cywilizacji. To przesłanie staje się bardziej zrozumiałe, gdy weźmie się pod uwagę angielski tytuł kolekcji - "10 minutes older" - czyli "o 10 minut starsi". Odnosi się on nie tyle do 10-minutowego upływu czasu, co jego efektu na to, co z nami, ludźmi się dzieje. Podkreśla to jeszcze zastosowane przejście pomiędzy historiami - okraszony dźwiękami trąbki widok falującej powierzchni wody - symbolu czasu jako rzeki. Najbardziej dosłownie wpływ chwili na nasze losy potraktował Werner Herzog. W swojej noweli zatytułowanej "10 tysięcy lat starsi" reżyser odwiedza brazylijskie plemię, do którego w 1981 roku nagle zawitała cywilizacja. Ludzie, dotąd wiodący sielski, zgodny z naturą żywot zostali wprowadzeni w świat samochodów, telewizji i wielkich miast. W trybie ekstra przyspieszonym zostali przeniesieni o 10 tys. lat wprzód, nagle stali się o 10 tys. lat starsi. Większość z nich umarła z powodu chorób, takich jak dotąd nieznana im grypa, na którą nie byli uodpornieni. Zaś dzieci tych, którzy przeżyli zaczęły się wstydzić swojego pochodzenia i wolały przenieść się do miast. Na miejscu zostali tylko dwaj mężczyźni, którzy postanowili dokonać swojego żywota tam gdzie się ono zaczęło, pozostając wiernymi sobie i swojej tradycji. Victor Erice w "Linii życia" przedstawia społeczność małej hiszpańskiej wioski, gdzie pewnego upalnego letniego dnia sielankową ciszę przerywa płacz umierającego dziecka. Początkowo nikt nie zauważa, że z niemowlęciem jest coś nie tak - dzieci pogrążone są w zabawie, matka we śnie, staruszkowie grają w karty, a natura zatacza kolejne dobowe koło. Wszystko to pokazane jest w długich, niemalże nieporuszonych, mistrzowskich ujęciach. Bohaterem filmu Kaurismakiego "Psy nie mają piekła" jest mężczyzna, który chce opuścić ojczyznę by udać się do pracy na naftowych polach Syberii. Nie chce jednak wyruszać sam i postanawia zabrać ze sobą swoją przyszłą żonę. To jego sposób na to, by nowego życia, jakby od nowa biegnącego czasu, nie rozpoczynać samotnie. W noweli Kaurismakiego spotykamy ekipę z "Człowieka bez przeszłości", prawie tych samych bohaterów, zagubionych w szarej rzeczywistości i nie grzeszącym bogactwem świecie. Wim Wenders w "12 mil do Trony" przedstawia mężczyznę, który po zażyciu środka odurzającego próbuje dojechać do najbliższego szpitala by ratować własne życie. Prawie cały film to jego podróż samochodem przez pustkowia, w rytmie rockowej muzyki i z niemalże psychodelicznymi wizualizacjami. Całość sprawia wrażenie, jakby Wenders powrócił do swych korzeni. "Ograbiono nas" to tytuł krótkometrażówki Spike'a Lee. Czarnoskóry reżyser ujawnia w niej machlojki związane w wyborem George'a Busha na prezydenta Stanów Zjednoczonych. O tajemniczym unieważnionym głosowaniu na Florydzie opowiada ekipa wspomagająca kampanię kontrkandydata Busha, Ala Gore'a. Lee odważnie mówi o tym, jak jedna ważna noc, "ustawiona przez paru gangsterów", zaważyła na wyniku elekcji. Najbardziej oburza go fakt, iż działo się to nieomal jawnie w kraju potężnym i tak obnoszącym się ze swoją demokratyczną praworządnością. "Dom głęboko ukryty" Kaige, reżysera znakomitego obrazu "Żegnaj moja konkubino", to ciepła, wzruszająca opowieść o zmieniających się Chinach i szturmem wkraczającej do Pekinu współczesności. Mężczyzna zatrudnia ekipę przeprowadzkową by przewiozła meble z jego domu przy ulicy Kwiatowej. Na miejscu jednak nie ma żadnych budynków. Zostały rozebrane, by ustąpić miejsca nowoczesnym budowlom. Dla śmiechu robotnicy zaczynają jednak przenosić "meble", udawać, że coś podnoszą, przestawiają, ładują do wozu. I powoli dają się ponieść wyobrażeniom swego zleceniodawcy... Najlepsza w tym zestawie jest moim zdaniem nowela "Wnętrze. Przyczepa. Noc". Jim Jarmush, którego krótkometrażowki "Kawa i papierosy" przeszły już do klasyki a dla wielu stały się wyznacznikiem stylu reżysera, po raz kolejny udowodnił, że sprawdza się w tej krótkiej formie i że w pozornie pozbawionej akcji 10-minutowej fabule potrafi stworzyć wspaniałą dramaturgię i przekazać dużo więcej niż niejeden twórca w dwugodzinnym dziele. Reżyser jak zwykle używa najprostszych środków wyrazu. W jego opowieści niby nic się nie dzieje, a jednak wydaje się najbardziej interesująca, urzekająca prostą formą i kameralnym klimatem. To opowieść o aktorce, która w ramach przerwy w zdjęciach na planie, udaje się do swojej przyczepy. Choć raz po raz pojawiają się tam jacyś ludzie, by przeszkodzić jej w odpoczynku (charakteryzatorka poprawiająca makijaż gwiazdy, hydraulik naprawiający kran, ex-mąż dzwoniący w jakiejś sprawie) to właściwie film jednej aktorki, Chloe Sevigny. No ale gdzie tu główny motyw - czas? Ano tworzy go właśnie te 10 minut spędzone w przyczepie - jedyny czas gwiazdy na normalne życie, na przerwę od udawania, na którym przecież polega jej zawód. "10 minut później: trąbka" to prezent dla fanów krótkiego metrażu i dla miłośników kina w najlepszym wydaniu, wprost spod ręki najwybitniejszych mistrzów. I choć potraktowanie głównego tematu w kilku przypadkach może merytorycznie budzić wątpliwości, wstyd by było tę kolekcję przegapić.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones