Na miejscu Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego trzymałbym się od tej gry z daleka, bo po paru godzinach przy konsoli zwiałbym z przylądka Canaveral jeszcze na długo przed nieustannie przekładanym
Na miejscu Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego trzymałbym się od tej gry z daleka, bo po paru godzinach przy konsoli zwiałbym z przylądka Canaveral jeszcze na długo przed nieustannie przekładanym startem. Oczywiście "The Alters" to nie opowieść ku przestrodze, której zadaniem jest zniechęcić do eksploracji kosmosu, bynajmniej. Gra skupia się raczej na niezłomnym harcie człowieczego ducha, tyle że umiejętnie, choć nie złośliwie, igra przy tym z astronautycznymi lękami, na zmianę klaustrofobicznym i agorafobicznym. Mało tego. Co mogło pójść nie tak podczas dziewiczej podróży Jana Dolskiego do gwiazd, poszło nie tak. Z katastrofy statku kosmicznego wyszedł bowiem cało on jeden i na domiar złego wylądował na planetoidzie nawiedzanej przez burze niosące zabójcze dlań promieniowanie, a z uwagi na bliskość słońca istnieje spore ryzyko, że zostanie, całkiem dosłownie, pochłonięty przez światłość. Jak już wiemy od dawien dawna, w kosmosie nikt nie usłyszy naszego krzyku. Poza decydentami z bezdusznej korporacji, której pracownikiem jesteśmy, oraz nami samymi. A tych "nas samych" jest multum.
11 bit studios
Marketingową zanętą gry 11 Bit Studios od samego początku jest sposobność niemalże taśmowego klonowania Dolskiego, ale kardynalnym błędem byłoby sprowadzać tę możliwość do rangi sztuczki, zaledwie jednej z mechanik. Każdej podobnej ingerencji towarzyszy fabularny ciężar i egzystencjalna refleksja. Kolejne wersje Jana, wyspecjalizowane zależnie od obranej przez siebie życiowej drogi, to nie bezrozumne narzędzia myśli transhumanistycznej, ale żywi ludzie przekonani o swojej, z braku lepszego słowa, prawdziwości. Szkoda, że gra uparcie oznacza podstawowego Dolskiego, którym sterujemy jako "nas", niejako narzucając graczowi perspektywę i podając mu interpretacyjny klucz, do tego francuski. Humanistyczna refleksja nie pozwala przecież przekreślić pozostałych kopii jako… kopii. Pozwalając Janowi dowolnie kreować rzeczywistość poprzez manipulację umysłu przy pomocy komputera kwantowego, rozpisującego możliwe życiorysy bohatera, korporacja Ally zaocznie produkuje ludzi wierzących, że zaimplementowane im wydarzenia istotnie miały miejsce. Daleko, gdzieś na anonimowym kawałku skały pośrodku kosmosu, jakie ma znaczenie, czy coś faktycznie zdarzyło się na Ziemi?
11 bit studios
Dlatego, jako Jan, dbać musimy o relacje z naszymi alterami, traktować ich jak osoby równe sobie i zarazem odpowiedzi na hipotetyczne pytania o to, co by było gdyby. Bez wczesnej wyprowadzki z domu Dolski zostałby mechanikiem; gdyby nie zaczął pić, nadal byłby z żoną i hodował roślinki, i tak dalej, i tak dalej. Wszystkie życiowe wybory przedstawione są na czytelnym drzewku i są przyczynkiem do rozmyślań. Ale "The Alters" to, rzecz jasna, nie tylko fabuła, nie tylko rozmowy, mimo że mówimy o grze narracyjnej. Sam wybór, którego altera stworzymy, ma znaczenie dla dostępnych mechanik i postępu. Bez naukowca niczego nie wymyślimy, bez lekarza nie połatamy rannych. To już nasze decyzje. Często trzeba je podejmować prędko, bo mamy do czynienia z hard survivalem dającym multum możliwości przeżycia. I poniesienia klęski.
11 bit studios
Rozgrywka dzieli się na dwie równorzędne części. Pierwsza, bardziej zręcznościowa, dzieje się na powierzchni planetoidy, gdzie wybieramy się na poszukiwania potrzebnego akurat surowca i materiału, do których dostęp nie zawsze jest prosty. Zwykle nie obejdzie się bez narzędzi, tu i ówdzie należy postawić kopalnię (i ręcznie ją obsługiwać), a wypada też zdążyć przed nastaniem nocy, kiedy to promieniowanie przybiera na sile. Z biegiem gry otrzymamy sprzęt łagodzący trudności terenowe, ale nie ma tu nic za darmo. Bez rudy metalu czy substancji organicznych ani rusz. Każda wyprawa to swoisty wyścig z czasem, bo do nastania zabójczego dnia coraz bliżej, o czym przypomina nam nieubłagany zegar. Staje on wyłącznie wtedy, kiedy ruszamy mobilną bazą do innego kąta planety, odraczając tym samym nadciągający wyrok. Druga część rozgrywki to doglądanie owego kosmicznego domu, którego segmenty dobudowujemy według potrzeb, a które zarówno zaspokoją wymagania pęczniejącej załogi (podczas jednego przejścia udało mi się stworzyć sześciu innych Dolskich; każda rozgrywka może potoczyć się inaczej, zależnie od dokonanego wyboru, bo opcji jest więcej), jak i przygotują nas do upragnionego wylotu. Czyli jest tu i kuchnia, gdzie gotujemy coraz pożywniejsze posiłki, i mostek kapitański, i maszynownia, i stół warsztatowy, i Łono, czyli komora, gdzie dokonuje się klonowanie. Wymieniać można długo.
11 bit studios
Mimo owej mnogości atrakcji, jakie oferuje "The Alters", gra nie jest przeładowana nawarstwiającymi się obowiązkami i nie przytłacza. Ekipa 11 Bit Studios zadbała o klarowną komunikację i przejrzysty interfejs, które sprawiają, że rozgrywka sprawia prawdziwą frajdę, co w wypadku survivalu nie jest przecież regułą. Czasem, zarówno na płaszczyźnie narracyjnej, jak i w mechanikach, można się natknąć na aż zbytnie uproszczenia, pretekstowe działania, które jedynie się markuje, lub nominalne tylko wybory, niemające tak naprawdę dużego znaczenia. Ale nie ujmuje to "The Alters" nic a nic. Świetna robota, dająca i do pieca, i do myślenia. Duże brawa.
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu