Recenzja filmu

Tożsamość (2011)
Jaume Collet-Serra
Liam Neeson
Diane Kruger

Piekło w Berlinie

Collet-Serra potrafi w intrygujący sposób zawiązać akcję, a potem metodycznie dociskać gaz do dechy. W jego filmie nie brakuje bójek, strzelanin i pościgów samochodowych, sprzężonych w 
O takich filmach jak "Tożsamość" można powiedzieć, że płynie przez nie prąd dwufazowy. Z jednej strony widz czuje się coraz bardziej zaangażowany w rozwój wydarzeń i z przejęcia ściska poręcze fotela. Z drugiej z niepokojem czeka na wielki finał, by przekonać się, jak też twórcom udało się rozwiązać skomplikowany fabularny supeł. Ujawnienie tajemnicy przynosi, niestety, spore rozczarowanie – okazuje się bowiem, że w scenariuszu jest więcej dziur niż w ciałach osób potraktowanych na ekranie ołowiem. Co jednak zrobić  z poprzedzającymi zakończenie 90 minutami  bardzo dobrego filmu? Nie można ich przecież zignorować!

Fabularny zapalnik "Tożsamości" przypomina ten z "Frantica". Amerykański lekarz Martin Harris przybywa wraz z żoną do jednej z europejskich stolic (u Polańskiego mieliśmy Paryż, tutaj – Berlin), by wziąć udział w naukowej konferencji. W hotelu bohater odkrywa, że na lotnisku została jedna z jego walizek. Dalej film Colleta-Serry biegnie już własnym torem. Wyprawa po walizkę kończy się feralnie – taksówka, którą jedzie lekarz, wpada do rzeki. Cięcie. Mężczyzna budzi się w szpitalu. Lekarz informuje go, że wypadek mógł poważnie wpłynąć na pracę jego mózgu. Harris powinien się więc liczyć z amnezją, urojeniami bądź też niespodziewanymi utratami przytomności. Niezrażony Amerykanin opuszcza szpital i podąża do hotelu, w którym miał się zameldować. Na miejscu Harrisa czeka przykra niespodzianka: żona z uporem twierdzi, że go nie poznaje. W dodatku u jej boku stoi obcy mężczyzna podający się za... Martina Harrisa.

Collet-Serra potrafi w intrygujący sposób zawiązać akcję, a potem metodycznie dociskać gaz do dechy. W jego filmie nie brakuje bójek, strzelanin i pościgów samochodowych, sprzężonych w  mocarny klincz. Razem stanowiłyby one jednak niewiele więcej niż tylko wzmacniacz trawienia popcornu, gdyby nie miasto, w którym rozgrywa się historia. Zabłocony Berlin, gdzie luksusowe hotele sąsiadują z obskurnymi przejściami podziemnymi, mieszkankami z dykty i podejrzanymi klubami, jest takim samym bohaterem "Tożsamości" jak nieszczęsny Martin Harris. Stolica Niemiec dostarcza fabule drobnych smaczków jak na przykład pomagający bohaterowi były agent STASI, który pomimo wyglądu niepozornego emeryta posiada doskonałe umiejętności wywiadowcze. Z kolei w najzabawniejszej scenie  filmu afrykański taksówkarz tłumaczy na angielski swojego szefa, roztytego Niemca, oskarżającego imigrantów o psucie jego Vaterlandu.

Wcielający się w Harrisa Liam Neeson idealnie nadaje się do grania ofiary hitchcockowskiej intrygi. Jego zachrypnięty głos i twarz, z której bije niezłomność, przebiłyby pewnie berliński mur, gdyby jeszcze istniał. Z tym facetem nie ma żartów.  
1 10
Moja ocena:
7
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Amnezja, utrata pamięci, zagubienie... Te wyświechtane motywy były stosowane jako filary fabularne w... czytaj więcej
Jaume Collet-Serra reżyser, który "wsławił" się horrorami "Sierota" i"Dom woskowych ciał", zabiera nas na... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones